1
Obudziły mnie dziwne zapachy dochodzące
z kuchni, co było zastanawiające, bo przecież mieszkałam sama. A nie. Louis się
wczoraj wprowadził i to pewnie on się krząta po moim apartamencie. Moment,
chwila namysłu… Gdy on ostatnio- nie gotował!- próbował gotować prawie poszła kuchenka z dymem, nie wspominając o
garnku i dwóch patelniach, które do użytku się już ani trochę nie nadawały.
Wyskoczyłam szybko z łóżka, by zapobiec
ewentualnej katastrofie i poczułam okropny ból z tyłu głowy. Trochę przypominał
ten po ostrej imprezie z mnóstwem alkoholu i wcale nie byłabym zdziwiona,
gdybym przynajmniej była na takiej imprezie, ale teraz…? Co się dzieje?
Ledwo doszłam do kuchni. Cóż, mój wyczyn
nigdy nie zakończyłby się sukcesem, gdybym przez całą drogę nie podpierała się
ścian.
Jeden pokój, drugi pokój, trzeci pokój, gdzie
ta cholerna kuchnia?!
-O, już wstałaś! Masz ochotę na
przepyszne śniadanie?- zapytał szatyn, który był widocznie w szampańskim
humorze, bo niemalże śpiewał zamiast mówić normalnie, a jego każdy krok
przypominał taneczny.
-Ty gotowałeś?-
zignorowałam jego pytanie i zadałam własne, co mogło być odebranie jako coś
niegrzecznego, ale przecież musiałam się upewnić, czy owe śniadanie jest zdatne
do spożycia.
-Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że
nie. Perfekcyjnie zamówiłem- uśmiechnął się promiennie i postawił przede mną
talerz z… czymś. No właśnie, nie mam pojęcia jak to się nazywało, ale wyglądało
niesamowicie i smakowało jeszcze lepiej.
-Postarałeś się ze śniadaniem,
przyznaję, ale powiedź mi, dlaczego niemalże skaczesz z radości, co?- zapytałam
ciekawa, bo mojemu przyjacielowi nie schodził uśmiech od ucha do ucha przez
cały ten czas.
-Widziałem w salonie kije do golfa i
ułożone dołki po całym apartamencie. Poranna partyjka była świetna- powiedział
radośnie.
-Grałeś w golfa? Ale że tutaj? W domu? I
wszystko jest nienaruszone? Nie mogę wprost uwierzyć- oznajmiłam z szeroko
otwartymi oczami, uderzając nerwowo widelcem o kant talerza.
-No może tylko ten wazon obok tego
drugiego wazonu za tym ogromnym z roślinką w środku- wyjaśnił, plącząc się w
swoich słowach, pomagając sobie machaniem ręką.
-Matko…- westchnęłam ciężko i oparłam
czoło o moją dłoń. Nawet nie miałam siły na niego krzyczeć i jeszcze, jeśli
dobrze wszystko zrozumiałam, pozbył się tego wyjątkowo okropnego naczynia, które
sama miałam ochotę wyrzucić.
Podsumowując,
powinnam mu podziękować…?
-A potem pomyślałem sobie, że…- zaczął z
entuzjazmem, który szybko znikł i chłopak zastanawiał się, czy kontynuować
swoją wypowiedź.
-Dokończ- szepnęłam, dalej chowając
twarz w jednej ręce. Ciągle mnie bolała głowa, a proszek, który przed chwilą
wzięłam , nie miał nawet czasu, by zacząć działać.
-Bo ja pomyślałem sobie, że moglibyśmy
zagrać razem w golfa, ale… takiego rozbieranego- wyszczerzył się gdy to z siebie
wykrztusił.
Czy
ja dobrze słyszałam?
-Tomlinson, czy tobie też już do reszty
się na mózg rzuciło? Oszalałeś?!- krzyknęłam w jego stronę. Nie spodziewałam
się takich propozycji.
-Nie, nie oszalałem, pyszczku- oznajmił
pewny siebie.
-Pyszczku?! Oooo, zginiesz w okropnych
męczarniach, pajacu!- odpowiedziałam i rzuciłam w niego ścierką, którą akurat
miałam pod ręką, ale niestety nie trafiłam, bo ten zrobił unik i pokazał mi
język.
-Raczej nie- skwitował wesoło. –Widzimy
się w salonie- usłyszałam, gdy już znikł z kuchni.
Chyba
po moim trupie.
(…)
-Lou, wychodzę spotkać się z Evelyn-
zakomunikowałam chłopakowi, ale nie wyglądało, żeby w ogóle zwracał na mnie
uwagę, ani na słowa, które do niego skierowałam. –Lou?- powtórzyłam jego imię,
ale dalej nie reagował.
-Spokojnie,
wszystko jest w jak najlepszym porządku… Dobrze, postaram się, ale przecież nie
mogę… Wymyślę coś… Na razie.
Chłopak rozmawiał przez telefon, ale
trzymał go z drugiej strony, więc w pierwszym momencie tego nie zauważyłam.
-O, Stella, czy ty… Długo tu stoisz?-
zapytał, nerwowo unikając mojego wzroku. To było zdecydowanie dziwne, bo
przecież pan Tomlinson zawsze tryskał pewnością siebie.
-Och, nie, sekundę albo dwie, chciałam
ci powiedzieć, że wychodzę się zobaczyć z Evelyn i zapytać czy możliwe jest
zostawienie cię tu samego- wyjaśniłam łagodnym tonem głosu, poprawiając
niesforną grzywkę, gdy ta kolejny już raz nasuwa mi się na oczy.
-Bez obaw, nie mam przecież pięciu lat.
Czuję się na dziesięć, a to już coś!- krzyknął, a na jego twarzy pojawił się
pewien komfort. Być może dlatego, że nie zapytałam o rozmowę albo… hmm, nie
wiem. Ostatnio nie mogę go zrozumieć.
-Wrócę niedługo- odpowiedziałam i
wyszłam z pomieszczenia. –Ale naprawdę nie zrobisz niczego głupiego?- spytałam
podejrzliwie, wróciwszy się raz jeszcze.
-Wiesz co… Tak mi nie ufać? To mnie
wręcz uraziło- stonowany głos chłopaka kazał mi myśleć, że być może albo raczej
na pewno nie traktuję go dostatecznie poważnie. Tylko co ja na to poradzę?
Niejednokrotnie udowodnił, że nie można go zostawić i oczekiwać, że wszystko
będzie w jak najlepszym porządku, gdy wrócisz. Przyzwyczaił mnie do tego.
Właściwie jest sam sobie winny.
-Dobrze, przepraszam, postaraj się być
grzeczny, dobrze?- podniosłam ręce w geście obronnym.
-Zawsze jestem grzeczny, czyżbyś nie
zauważyła?- chłopak, charakterystycznie uniósłwszy brew, zmierzył mnie
wzrokiem.
-Nie?
-Jaka szkoda- uśmiechnął się sztucznie.
Jego ironię można było rozpoznać od pierwszego dźwięku, spojrzenia, gestu.
Wiem, że jedynie się droczył.
-Tak, też ubolewam. Idę- machnęłam mu
ręką i skierowałam się w stronę drzwi.
2
-Nareszcie jesteś, już myślałam, że się
nie pojawisz. Ostatecznie nic by się nie stało, gdybyś z łaski swojej odbierała
moje telefony. Od kilkunastu minut próbuję się do ciebie dodzwonić i nic.
Ciągle się odzywa twoja sekretarka i by
the way, mówiłam ci, żebyś ją trochę skróciła. Myślę, że pięć sekund
przedstawienia się w zupełności wystarczy, a u ciebie jest cały potok słów i to
jeszcze w kilku językach!- na dzień dobry musiałam się zmierzyć z wyprowadzoną
z równowagi Evelyn, co było wprost spełnieniem moich marzeń, jeśli czujecie ironię.
-Telefon został w domu, wybacz-
powiedziałam bardziej z zasady niż jako szczery wyraz skruchy. Nie pierwszy i
nie ostatni raz zapomniałam zabrać ze sobą tego urządzenia. –Evelyn, nie
rozumiem tylko dlaczego się tak denerwujesz, przyszłam- spojrzałam na wielki
zegar na ścianie- ponad dziesięć minut wcześniej, więc wiesz, głęboki wdech i
potem wydech- powiedziałam, usiadłam obok niej i stosu wszelkich papierów.
-Wyjaśnij mi, proszę, co się stało z
układem?- nie bawiła się w żadne podchody, kroczek po kroczku prosto do celu.
Nie, przeszła od razu do sedna sprawy i założyła ręce na piersi.
-Umarł śmiercią naturalną. Wiesz, to ma
swoje plusy, strony zainteresowanych nie obwiniają się wzajemnie, żadnych kar
prawnych i pieniężnych. Będzie tak, jakby go w ogóle nie było- oznajmiłam
poważnie, mając nadzieję, że zrozumiała moją aluzję.
-Nie mogę na to pozwolić- rzekła niezadowolona.
-Zresztą tak nagłe zerwanie kontaktu między tobą i Harrym skutecznie poróżni
waszych fanów i drzwi do światowej kariery się zamkną na zawsze, Candy. Ja wiem
co mówię- dodała z wyższością, jakby pozjadała wszystkie rozumy.
No dobra, może i jest najlepszą menedżerką na
tej półkuli, ale trudno, nie będę tego dłużej ciągnąć. Nie chcę, nie umiem, nie
mam na to najmniejszej ochoty. Takie akcje z udawanym partnerem nie są dla
mnie.
-Zauważ, że druga strona- pokazałam na
palcach dwa i kontynuowałam- również ma gdzieś ciągnięcie tego „związku”- wymachnęłam w powietrze
rękami.
-Ja nie wiem, co mam z wami zrobić,
dzieciaki. Nie musicie się kochać ani nawet lubić, ale myślałam, że potraficie
być profesjonalni. Chyba się pomyliłam- opuściła bezradnie wzdłuż tułowia.
-Starałam się!- fuknęłam ze złością.
Bo
przecież się starałam, prawda?
-Widać za mało- powiedziała
zrezygnowania, ale wciąż nie panowała nad emocjami, co było nowością, bo ona
zawsze w takich chwilach „zakładała”
maskę opanowanej biznes woman.
Przede mną na niskim stoliku do kawy
wylądowała dość duża szara koperta, którą kobieta wyjęła szybkim ruchem z
teczki. W swojej teczce miała wszystko,
co akurat było potrzebne w danej chwili. Skoro pofatygowała się coś z niej
wyciągnąć, znaczy, że musiało być ważne.
-Co to?- zapytałam w końcu, nie mogąc
się oprzeć pokusie zajrzenia do środka.
-Sprawdź- machnęła ręką na pozwolenie,
patrząc w zupełnie inną stronę.
Chwyciłam ostrożnie pakunek i włożyłam
rękę do koperty. Chwilę później analizowałam to, co pozostało mi w rękach, a
mianowicie zdjęcia. Moje. Marca. Nas. Na spacerze.
-Kto to jest, Stella?- zapytała bez
cienia zainteresowania.
-Marc- odpowiedziałam bez namysłu, bo
nie było się nad czym zastanawiać. Zresztą nie było żadnych przeciwwskazań, by
zataić prawdę. My po prostu poszliśmy pozwiedzać Londyn i świetnie się przy tym
bawiliśmy.
-Co za Marc?- spytała znudzona, dalej
ignorując moją obecność.
-Mój przyjaciel, występował kiedyś w
moim teledysku, pamiętasz?- powiedziałam, przekładając kolejne zdjęcie.
-Ty chyba nie mówisz o..?
Zwróciła głowę w moją stronę, szeroko
otwierając oczy i buzię, ale nie wykrztusiła nic więcej. Zabrakło jej słów?
Niesamowite, to chyba pierwszy taki przypadek.
-Dokładnie o nim- odrzekłam po jakimś
czasie, bo wiedziałam, że już go sobie skojarzyła. Właściwie zdziwiłabym się,
gdyby było inaczej. Marc zawsze drażnił się z Evelyn, głównie żartował, a ona
brała to wszystko zbyt poważnie. Nie cierpiała, gdy kwestionowano jej polecenia
i decyzje, a on to robił… Cóż, dla śmiechu.
-Wiedziałam, że z tym dzieciakiem będą
same problemy! Po prostu wiedziałam!- wyrzuciła ręce w powietrze w akcie
zdenerwowania.
-A w czym on ci teraz przeszkadza?
Rozumiem, że go nie lubisz, bo czasami
ci się postawił, ale to było dawno.
-Dalej mi się stawia. Już było tak
pięknie. Ty i Harry byliście na językach wszystkich, a pojawił się Marc-
prychnęła, wymawiając jego imię- który wszystko popsuł- wyjaśniła surowo.
-Może nie zauważyłaś, wszystko-
rozłożyłam ręce na boki, jakbym chciała objąć jakieś wielkie drzewo- popsuło
się TROCHĘ wcześniej.
Popatrzyła na mnie sceptycznie i
potrząsnęła energicznie głową.
-Co wcale nie oznacza, że nie blokuje mojego
każdego kolejnego ruchu w tej grze-
odpowiedziała po chwili.
Świetnie, po prostu świetnie.
Przyrzekłam sobie kiedyś, kiedy jeszcze nikt o mnie nie słyszał, że gdy tylko
uda mi się coś osiągnąć, to nie dzięki dziwacznym prawom show biznesu. Złamałam
tą obietnicę, zgodziłam się na ten cholerny układ i stałam się jakimś małym,
nieznaczącym pionkiem, który nic nie może.
-Co masz na myśli?- zapytałam niepewnie.
-Stella, czy ty nie czytasz gazet czy
coś? Wszędzie są te zdjęcia- skinęła głową na kolorowe fotografie. –Krążą
plotki, że masz nowego faceta.
-Nie jesteśmy razem!- krzyknęłam
głośniej niż w ogóle zamierzałam.
-Woah- otworzyła szeroko oczy ze
zdziwienia, uniósłszy ręce w celu złagodzenia nerwowej atmosfery. –Spokojnie.
Ja tylko mówię, co przeczytałam. Poza tym sama widzisz, jak to wygląda. Dwójka
dobrze bawiących się ze sobą osób, z czego jedna to dziewczyna, a druga to
chłopak. Uśmiech nie schodzi im z twarzy ani na chwilę, nie sądzisz?- spojrzała
wymownie, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Pytanie retoryczne.
-Owszem, zabawa była przednia-
zdecydowałam się jednak odpowiedzieć.
Mruknęła cicho pod nosem, ale nie
zrozumiałam ani jednego słowa. Nieistotne, to znaczy- chyba…
-Teraz zobacz to- rzuciła w moją stronę
inną kopertę, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
Otworzyłam ją szybkim ruchem. To również
były zdjęcia zdjęcia moje i Marca, ale widniał też Harry.
-Widzisz różnicę?- zapytała menedżerka,
wymawiając każdą sylabę bardzo wyraźnie i podnosząc jednocześnie jedną brew do
góry.
No dobra, może ona ma rację, bo teraz to
wyglądam jak na pogrzebie. Moja twarz nie wyraża emocji, bije ode mnie chłód i
groza. Zupełnie jakbym rozmawiała ozięble z nieznajomym i lekko uśmiechnęła się
do dziewczynki, która z nim była.
Wow, rzeczywiście od „miłości” do nienawiści jest bardzo
krótka droga, a granica niewyczuwalna. I pomyśleć, że nas kiedyś łączyło „gorące uczucie”.
Westchnęłam głośno.
-Teraz rozumiesz o co mi chodzi? Ludzie
plotkowali, plotkują i plotkować będą. Zdradzasz swojego „chłopaka”, bo żadne z was nie powiedziało oficjalnie, że to koniec
między wami, ale to właśnie ty zostałaś złapana na „romantycznym” spacerze z przystojniakiem.
Spojrzałam na nią ze złością w oczach.
-Tylko się kumplujemy! No chyba nie
powiesz mi, że nie mogę się spotykać z przyjaciółmi z powodu głupiej umowy,
która praktycznie nie istnieje?!
-Nie mogę ci zabronić, ale tylko
ostrzegam- takie akcje stawiają cię w złym świetle- kolejny już dzisiaj raz
kiwnęła na zdjęcia w mojej dłoni.
-A Harry? Jego umawianie się tanimi
dziwkami po nocach nie stawia go w złym świetle i przy okazji mnie, jako jego „
oficjalnej dziewczyny”, huh?- zrobiłam cudzysłów w powietrzu przy ostatnich
wyrazach.
Evelyn odwróciła wzrok. Podniosła swoją
torebkę i założyła ją na wewnętrzne zgięcie łokcia. Druga ręka powędrowała na
jedną z szafek, z której wzięła okulary przeciwsłoneczne i umiejscowiła na
nosie.
-Wszyscy myślą, że to przez ciebie-
szepnęła, wychodząc z pomieszczenia.
3
-Jako poszło spotkanie z Evelyn?- Louis
spytał mnie nieoczekiwanie, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi.
-A jak miało pójść? Zajebiście po prostu!-
krzyknęłam, dalej nie widząc chłopaka, bo zdejmowałam buty w przedpokoju, a on
ciągle siedział w salonie.
Usłyszałam ciche „mrau” i kawałek ręki wystającej zza framugi, która miała ochotę coś
„podrapać”.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Głupek.
-Tak, właśnie, mrau- zakpiłam.
-Co ci powiedziała?- zapytał, opierając
się o ramę drzwi jednym ramieniem i krzyżując nogi.
-Nic nadzwyczajnego, tylko, że jestem „bad girl” i takie tam inne, mówię ci,
nie ma się czym przejmować- machnęłam ręką beznamiętnie i minęłam go, idąc do
salonu.
-Ty? Ale że ty?- zaśmiał się, szydząc z
określenia, które do mnie nie pasowało.
-Co się dziwisz? Nie jestem aniołkiem
jak wszyscy myślą- uśmiechnęłam się i uniosłam bezradnie ręce.
Spojrzał podejrzliwie w moją stronę,
mierząc mnie od stóp do czubka głowy i z powrotem.
-W czym ma się niby przejawiać ta twoja ciemna strona, hmm?- zapytał i
zmarszczył brwi, czekając na odpowiedź.
Zawahałam się przez chwilę i zerwałam
kontakt wzrokowy. Patrzyłam nerwowo po ścianach, meblach, firanach, zasłonach,
wszystkim. Uświadomiłam sobie, że zatrzymałam oddech, który zaraz szybko
próbowałam uregulować.
Czy Evelyn i „oni”, kimkolwiek są, mają rację? Czy to ja jestem powodem stoczenia
się Harry’ego? Jakie są w ogóle podstawy, żeby oskarżać mnie o demoralizację?
Zastanówmy się na spokojnie. Oczywiście,
mogłam mieć jakiś, mniejszy lub większy, wpływ na jego zachowanie, ale trzeba
zauważyć, że czytałam o jego osobie i stylu życia dużo wcześniej i zawierał
wiele imprez i kobiet na jedną noc, więc dlaczego…
Nie….
Proszę, nie…
Nie!
Chyba nie miała na myśli, że się „uspokoił” i teraz znowu powrócił od
dawnych zwyczajów, kiedy tylko, no cóż,
odeszłam?
-Stella?- Louis pstryknął palcami przed
moją twarzą, na co się zlękłam. –Wszystko w porządku?- zapytał, przypatrując mi
się uważnie z nutką niepokoju w oczach.
-Ymm, tak, jasne, po prostu jestem
trochę niewyspana, to wszystko- skłamałam, robiąc to jak najlepiej umiałam.
–Wracając do twojego pytania to- rozłożyłam ręce w geście bezradności- nie
wiem.
-Nie przejmuj się i… no nie obraź się,
ale nie mogłabyś być zła, a wiesz dlaczego?- zapytał.
Pokiwałam przecząco głową, czekając na
dalsze wyjaśnienie.
-Jesteś za miła, nie chcesz nikomu
zrobić przykrości, troszczysz się o wszystkich i chcesz dla nich jak najlepiej,
przejmujesz się problemami innych bardziej niż swoimi własnymi- powiedział.
Analizowałam każde słowo dokładnie,
sprawdzając ich wiarygodność.
-Ciekawe- mruknęłam sceptycznie,
przesuwając ciężar ciała na drugą nogę, założywszy rękę na biodro.
-Po prostu dobry ze mnie obserwator,
pyszczku- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów i pyknął mnie w nos
palcem wskazującym.
-Louis, mówiłam ci, żebyś tak mnie nie
nazywał!- pogroziłam palcem, co wyszło dość komicznie.
-Pasuje do ciebie- mrugnął jednym okiem
w moją stronę i odszedł do swojego pokoju z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Wcale nie!- wytknęłam na niego język,
ale zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Wcale tak!- usłyszałam po chwili ciszy.
Boże…
Z kim ja żyję?
4
-Stella! Nie wiesz przypadkiem, gdzie
położyłem moje buty?- zapytał Louis, kręcąc się po całym salonie i skutecznie zasłaniając
mi ekran telewizora, gdy akurat leciał mój ulubiony serial.
-Masz na myśli rzuciłem w kąt, bo ty przecież nie potrafisz normalnie niczego
położyć?- powiedziałam sarkastycznie, chcąc tylko, by chłopak nie zagłuszał
telewizji.
-„Masz na myśli rzuciłem w kąt”- naśladował mój sposób wypowiedzi, ale z piskliwym
głosikiem, który drażniłby każdego. –Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne- mruknął
niezadowolony i spojrzał na mnie gniewnie, jakby miał zamiar wywiercić swoim
wzrokiem dziurę w mojej głowie.
-Przestań marudzić i poszukaj w
przedpokoju, tam zazwyczaj wszystko zostawiasz i nigdy po sobie nie sprzątasz-
powiedziałam i sięgnęłam do niskiego stolika po miskę popcornu.
-Nie mogę w to uwierzyć!- Tomlinson
wrócił do pokoju i fuknął nerwowo.
-Co znowu?- zapytałam z pełną buzią, nie
odrywając oczu od ekranu.
-Jeszcze się pytasz? Ja tu w takim
stresie, że nic mi przez gardło nie przejdzie i nie mogę wysiedzieć, ba, nawet
stać w jednym miejscu przez więcej niż minutę, a ty leżysz i się opychasz!-
skwitował mnie, znowu kręcąc się po pokoju.
-A co jest takie stresujące?- zapytałam
w końcu, poprawiając się na sofie, bo zrobiło mi się jakoś niewygodnie.
-Wywiad- odrzekł krotko.
Przewróciłam teatralnie oczami i
westchnęłam ciężko, zastanawiając się jak powiedzieć delikatnie to, co miałam
zamiar.
-Słuchaj Lou- pstryknęłam palcami, by
zwrócił na mnie swoją uwagę i wysłuchał mnie przez kilka minut. –Nazywasz się
Tomlinson, czyli tłumacząc: człowiek-odwaga. Poza tym jesteś w One Direction,
razem z chłopakami udzieliliście dziesiątki wywiadów, o ile nie setki, więc nie
masz się czym martwić. Wszystko pójdzie jak z płatka.
-I pewnie by było jak mówisz, ale na
pewno nie z takimi nastrojami w zespole. Zayn i Harry nie odzywają się do
siebie od tygodnia, Niall marudzi znowu o odejściu z zespołu, a Liam nam wcale
nie matkuje, rozumiesz, bo to Daddy-
wyjaśnił szatyn i opadł na krzesło, opierając jeden łokieć na stole.
-No cóż, każdy może mieć gorszy dzień-
odstawiłam miskę z powrotem na stolik i tym razem sięgnęłam po telefon. –Albo
tydzień- dodałam po dość długiej ciszy.
-Pocieszające- mruknął, złączając i
rozłączając opuszki swoich palców.
Nie wiedziałam, co jeszcze mogę mu
powiedzieć na otuchę, więc sobie darowałam jakiekolwiek monologi, po prostu
uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Louis odwzajemnił mój mały gest i
wydał się w tym momencie bardziej zrelaksowany niż zdenerwowany.
-Oglądaj nas- poprosił, skinąwszy na
telewizję. –Kanał pierwszy i trzymaj kciuki- dodał, a po chwili udał się w
stronę przedpokoju.
-Będę- krzyknęłam do chłopaka, który
właśnie narzucał kurkę na ramiona. Pokazałam mu, że już teraz spełniam jego
życzenie, na co ten uśmiechnął się lekko, podnosząc kąciki ust w górę.
Dwie
godziny później
Chłopcy wypadli bezbłędnie, niemożliwe
wręcz było do zauważenia, że mogą mieć ze sobą konflikty. Najzwyczajniej w
świecie to piątka najlepszych przyjaciół. Na dobre i na złe. Szkoda, że tylko
przed kamerami tak to się przedstawia.
Louis ciągle nie był przekonany co do
opinii pracujących przy tym wywiadzie, gdyż wiadomo- martwią się o swoją pracę,
więc lepiej uważać na słowa, bo wystarczy klasnąć w dłonie i na twoje miejsce
znajdzie się setka innych chętnych. No i właśnie dlatego szatyn do mnie
zadzwonił, aby zapytać jak moje odczucia. Więcej ode mnie nie usłyszał niż od
nich. Głównie same pochwały, w końcu zachowali się bardzo profesjonalnie i nie
ma się do czego przyczepić. Wyraźnie mu ulżyło.
Jednym z powodów tego, że tak to ujmę- „sukcesu”,
było na przykład to, że zadawano im same neutralne pytania. Tematu dziewczyn
nikt nie śmiał się nawet poruszać i to nie tylko z uwagi na Harry’ego, ale
również Liama. Jeden mógłby wybuchnąć ze złości, a drugi spuściłby głowę i
zamilkł na co najmniej tydzień. Organizatorzy musieli dojść do wniosku, żeby
ich przypadkiem nie prowokować, więc pytania typu: „jakie były wasze wrażenia pa Brits?” musiały wystarczyć.
Po wywiadzie zaczęłam przełączać kanały,
bo przecież jak człowiek chce coś fajnego obejrzeć, jak zwykle nic nie ma, ale
nie poddając się, szukałam dalej i nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Wzięłam go do ręki i odczytałam ze
zdumieniem cztery literki. Chwilę się wahając, czy odbierać, czy nie,
ostatecznie wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Hej Stella, uratujesz mnie?- zapytał,
ale zaraz szybko się poprawił -A właściwie nas?
-Mam się bać, Zayn?- niepewnie zadałam
pytanie, bo nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
-Nie- zaśmiał się. –To nic strasznego-
zapewnił mnie łagodnym tonem głosu.
-Niech będzie- odrzekłam i zapominając,
że mnie nie widzi, lekko się uśmiechnęłam. –O co chodzi?- zapytałam ciekawa.
-O Louisa- odpowiedział natychmiast, a
ja przewróciłam oczy, gdy tylko dotarło do mnie, że chodzi o szatyna.
-Co ten pajac znowu zrobił?- westchnęłam
ciężko, oczekując kolejnej nieprawdopodobnej historii z Tomlinsonem w roli
głównej.
-Raczej zapytaj czego nie zrobił–-
brunet zdążył powiedzieć niecałe zdanie, a ja usłyszałam z głośnika jakiś zgrzyt
i zdaje się, że: „daj mi telefon!”.
Nie myliłam się, ta jakże uprzejma
prośba należała do Lou, z którym teraz miałam przyjemność rozmawiać. Znowu, po
dziesięciu minutach przerwy.
-Co jest takie ważne, że przerywasz moją
rozmowę z Zaynem, huh?- spytałam raczej w mało sympatyczny sposób, ale szatyn się tym nie
przejął.
-Stells, słuchaj, mamy jeszcze sesję
zdjęciową i te ubrania, co dostałem, a w szczególności spodnie, na mnie nie
pasują, więc proszę, błagam, przywieź mi moje, te czerwone i bluzkę w paski-
jakbyś mogła. Proszę.
-W porządku Lou. Jeszcze mi powiedz,
gdzie znajdę twoje skarby. Zdołały zobaczyć sypialnię czy zostawiłeś je w przedpokoju?- zapytałam z lekką aluzją.
-W moim pokoju- odpowiedział tak po
prostu. Skierowałam się tam, gdzie mi powiedział, ale nie zauważyłam niczego
takiego.
-Lou, nie mogę znaleźć- skarżyłam się,
ciągle przeglądając stertę ubrań.
-No bo to… nie w twoim apartamencie-
wyjaśnił niepewnie.
-Nie masz chyba na myśli–- przerwał mi.
-Mam, dom mój i Harry’ego- wyjaśnił, ale
ja doskonale bez tego wiedziałam, co miał na myśli. –Proszęęę- przeciągnął
ostatnią literkę i jakby tylko mógł, pomógłby sobie miną małego szczeniaczka,
aby mnie przekonać. –Po prostu wejdziesz, weźmiesz ubrania i wyjdziesz. Nikogo
tam nie będzie, bo razem z chłopakami jesteśmy tutaj- powiedział, próbując mnie
uspokoić…?
-Wiesz Lou, jeden mały problem. Hmm, a
właściwie kilka, bo zanim ja się tam dostanę to miną wieki i będzie już dawno
po sesji, po drugie nie mam kluczy do tamtego domu i nie, nie będę się wspinać
po balkonie- uprzedziłam go wcześniej.
-Ja widzę same ułatwienia. Klucze są w
pierwszej szufladzie szafki przy łóżku, a transport… Niech stracę, weź moją m… marcheweczkę-
zaproponował z trudem.
-Co za zaufanie!- podsumowałam. –No
skoro tak, to chyba nie mam wyjścia. Jakbym nie mogła znaleźć to zadzwonię-
powiedziałam i nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączyłam się.
5
Na szczęście samochód Louisa nie
przypomina marchewki, bo inaczej nie pokazałabym się w nim. To tylko nazwa, cóż
adekwatna… jak na właściciela przystało.
Bez problemów weszłam do środka.
Skierowałam się prosto po schodach do pokoju chłopaka, ale nie uszło mojej
uwadze, że w domu coś się zmieniło… Tylko nie potrafiłam określić co. Nie chcąc
sobie zaprzątać głowy prawdopodobnie mało istotnymi szczegółami, skupiłam się
na szukaniu potrzebnych rzeczy. Na początek rozejrzałam się po wieszakach, ale
tam były same koszulki. Wybrałam losowo jedną w paski, tak, jak mi kazał.
Najwyżej będzie się wściekał na siebie za takie głupie instrukcje. Bluzka w
paski to bluzka w paski, z małym detalem- że on ma ich setki.
Myślałam, że uniknę przekopywania się
przez stertę ciuchów na środku dywanu, ale chyba nie mam wyjścia. Przeglądając
pierwszą górę, zaraz ubrania lądowały na innej, aż w końcu zauważyłam, że pod
następną koszulką w paski (no co za różnorodność!) coś się poruszyło. Nie
zdążyłam pomyśleć, żeby uciekać, ale z prędkością światła do moich szarych
komórek doszedł komunikat „Harry ma węża”,
co mnie sparaliżowało. Spod białego materiału, zamiast przerażającej bestii,
wyskoczyła mała puchata kulka, która chwilę potem trącała noskiem moją dłoń.
-Jak ty się tu znalazłeś, co?- zapytałam
kociaka i zaczęłam go głaskać, na co ten zaczął mruczeć z zadowolenia. Moje
palce gładziły miękkie futerko zwierzaka, gdy nagle natrafiły na coś o innej
fakturze. Mała obroża, taka specjalnie dla kotów, zdobiła szyję futrzaka. I coś
na niej, co mnie najbardziej zdziwiło- srebrna zawieszka w kształcie koła z
napisem „Candy”.
Mocno mnie to zastanowiło. Dlaczego niby
miałby coś takiego umieszczać na plakietce? Nie lepiej było dać tam imię kota?
Jak on to wymyślił… Ymm… Enter, zdaje się. Zaśmiałam się w duchu. Tylko Harry
mógł tak nazwać zwierzaka.
Futrzana kulka kręciła się po pokoju,
musząc wszystko dotknąć swoją ciekawską łapką. Co za psotnik. Ja natomiast
dalej szukałam spodni, które w krótkim czasie trafiły w moje ręce. Przynajmniej
raz los się do mnie uśmiechnął i nie musiałam na jedną czynność poświęcać co
najmniej połowy dnia.
Wyszłam z pokoju, kot za mną.
Postanowiłam, że sprawdzę jeszcze, czy ma co jeść i pić, bo wydawał się jakiś
wychudzony, co nie było zaskoczeniem,
przecież właścicielem jest pan Styles. Miło się pomyliłam, bo obie miski były
pełne, a kuweta czysta. Tylko pogratulować.
Już miałam wychodzić, ale nagle
zobaczyłam szkło, całe cztery złączone ściany, które tworzyły „klatkę” dla gada. Spojrzałam do środka
przez przezroczystą konstrukcję na ogromnego węża. Jak nic miał chęć mordu w
oczach, a to chyba niedobrze.
-Przytulanką to ty nie jesteś-
podsumowałam i odeszłam od niego. Chciałam być już jak najdalej, bo tacy „domownicy” mnie aż zanadto przerażają.
Wyciągnęłam już wcześniej klucze do
domu, żeby potem nie stać na zewnątrz, szukając ich z bezdennej torebce. Nim
zdążyłam złapać za klamkę, drzwi się otworzyły.
-Stella? Co ty tu robisz?- zapytał i popatrzył
na mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
-Harry… Ja…
____________________________________________________
Hej, misie ♥ Jak widzicie dobiliśmy do okrągłej dwudziestki. Nie mogę uwierzyć, że nie zrezygnowałam z pisania już po trzech rozdziałach, jak to się zdarzało wcześniej, ale o głównie dzięki wam :) Eeee, to nie jest żadne pożegnanie czy coś XD Po prostu muszę wam czasem przypominać, że jesteście wspaniali! :)Pytania? Poszę śmiało pisać, co tylko paluszki zapragną :) ask.fm/loudmint
asdfghjklkjhgfds. ten rozdział był ciekawy, podobał mi się. :) czekam na neeexta. :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, ale jak mogłaś skończyć w takim momencie xx
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że się nie doczekam go. Rozdział genialny, tylko dlaczego musiałaś skończyć akurat w takim momencie co??
OdpowiedzUsuńCzekam na next i zapraszam do siebie
http://1d-give-love-to-work.blogspot.com
http://more-than-this-friends.blogspot.com
Czyżby szanowny pan Tomlinson uknuł spisek i w tym samym czasie wysłał po swoje ciuchy zarówno Stellę jak i Harrego? ;)
OdpowiedzUsuńCześć tu ja, a co to się stało, że nie ma przerywniczka, a no może i dobrze znowu miałabym ochot na jedzenie.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to lubię bardzo! Dawno mi się nie czytało tak dobrze i cieszę się, że mogę powrócić do historii Stelli i Harry'ego, bo sie stęskniłam! Ale ten Louis to mnie wkurza no :( tzn teraz mniej, ale i tak mnie denrwuje, bo to Louis xD
Tak więc czkema na następny jestem ciekawa co tam nawymyślasz, bo przerwałaś w takim momencie, bo pewnie weny Ci brakło i sama nie wiesz co dalej kleić xD
NARA ELF ♥
o jaaa o matko jestem ciekawa co dalej czy na nia nakrzyczy i kurde jaka zmiana czysta kuweta kot ma jedzenie i picie czyżby Hazza tęsknił za Stellą?
OdpowiedzUsuńOjej. Nareszcie spotkanie Harry'ego i Stelii, tylko szkoda, że na sam koniec rozdziału. Teraz nie będę mogła się doczekać kiedy pojawi się następna część historii. Może by tak porozmawiali? Czy wytłumaczyli sobie wszystko. Chciałabym żeby wreszcie wszystko wróciło do dawnego porządku. Aby pomiędzy chłopcami wreszcie odeszło to napięcie, a pojawiła się tak dobrze wszystkim znana, bezgraniczna przyjaźń :) Rozdział oczywiście cudowny i już nie mogę doczekać się kolejnych postów ;D
OdpowiedzUsuńCudowny jak zawsze! Tylko weź dodawaj częściej. ;)) juz nie mogę się doczekać co bd dalej z Harrym i Stella.. Big love? <3
OdpowiedzUsuńCudowny jak zawsze! Tylko weź dodawaj częściej. ;)) juz nie mogę się doczekać co bd dalej z Harrym i Stella.. Big love? <3
OdpowiedzUsuńEhh jesteś beznadziejna, nie umiem się na ciebie obrazić z niepoinformowanie, bo piszesz za dobre rozdziały.. XD
OdpowiedzUsuńMuszę ci powiedzieć, iż ubolewam nad tym, że ten rozbierany golf nie doszedł jednak do skutku ;c xd a taką miałam nadzieję. Ale za to było dużo Louelli i trochę Marelli, moich ulubionych par *O*
Ciekawa jestem co wykombinujesz ze Stylesem... Dlaczego nie jest na sesji? Może nie ma żadnej sesji? Wnioskując po "-Spokojnie, wszystko jest w jak najlepszym porządku… Dobrze, postaram się, ale przecież nie mogę… Wymyślę coś… Na razie" myślę, że cała sesja to ściema i chłopcy chcą ich pogodzić. Ale dlaczego Loueh? Czy on nie czuje tej mięty pomiędzy nim a Stellą? Ugh...
O Boże, napisałam mięty haha, okej, nie ważne XD
Podsumowując... Jestem niezmiernie zadowolona z faktu, iż wreszcie jest nowy rozdział i czekam na następny *O* a wygląd bloga masz genialny <3
Cudownie jak zawsze *-*
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny !!!! Kotek awww :**
Ms.Styles
przerwałaś w takim momencie? :c Nie wytrzymam tyle wieków... Ale wracając do rozdziału. Lou, Stella i rozbierany golf, z jednej strony to wcale nie byłoby takie złe, a oni są moją ulubioną parą. Zawszę wydawało mi się, że Lou coś czuje,a teraz wydaje mi się że wpakował Harry'ego i Stelle w jakąś intrygę.
OdpowiedzUsuńUciekałabym na widok węża, ba na samą myśl, że jestem w pomieszczeniu z wężem, więc Stella ogromne brawa. AWR nazwał kota jej imieniem? Oh, matko mogę umrzeć? xD
Pozdrawiam!:)x
Cudowny i - mam ogromną nadzieję, że się jednak pogodzą...
OdpowiedzUsuńUgh, jesteś okrutna. Po pierwsze - tak długo nie godzić Harrelli. Czy jak im tam. Wiem, że dużo czasu nie minęło, ale jak dla mnie mogli by już być razem. Naprawdę. Jeszcze przerwać w takim momencie! Jak się spotkali! No nie! Już sobie wyobrażam jak to uknuli. Lou wcale nie potrzebuje tych ciuchów! (Tak wiem, spostrzegawcza ja...) Taka intryga, heheh. Wysłali Stellę i Hazzę po nie, a tu nagle BUM. Spotykają się. Oby to spotkanie wyszło im na dobre.
OdpowiedzUsuńW ogóle... Lou mnie rozwala. Nie dość, że jest świetnym przyjacielem, to jeszcze te jego pomysły... Rozbierany golf? To coś nowego :D
Nie wiem co jeszcze napisać. Tak więc czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam gorąco... no. I to tyle. Trzymaj się xx
PS Hazz nazwał kotka Candy? Awwww *W*
Ojej rozdział cudowny :) Niecierpliwie czekam na kolejny a w tym czasie zapraszam do mnie ----> http://im-gonna-find-ya.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńkotek candy? czemu nie enter... ale pewnie hazza. za nią tęskni a to.był chytry plan xd przerywnika brak a ja poproszę o.jakieś pikantne szczególny w next :) np zaczynają się całować i rozwalają klatkę węża i wąż ucieka i zabija kotka... nie.no dobra nie.
OdpowiedzUsuńikdjikhnerujrfnhbejbrvghsj
OdpowiedzUsuńCandy, nie Enter, Candy, nie Enter.... Oj Styles :D
Lou ze swoim chytrym planem... :D
Boże nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo uwielbiam to opowiadanie! <3
@Im_A_Fruit