Podeszłam do
drzwi i dopiero przy założeniu dłoni na klamkę, zdałam sobie sprawę, że
okropnie się trzęsie, podobnie druga oraz całe moje ciało. Spojrzałam jeszcze
raz za siebie, a Jane machnęła niecierpliwie ręką, chcąc mnie pospieszyć, bo „on się z pewnością bardziej denerwuje niż ty”,
jak to ona ładnie przed chwilą ujęła.
Bezwiednie
moja ręka nacisnęła na klamkę, tym samym otwierając drzwi do apartamentu. To
się stało zupełnie bez mojego pozwolenia, jakby… Jakby to zrobił ktoś inny, a
ja tylko była obok i na to patrzyła, nie mogąc zaprzeczyć.
No i się
stało. Zielone tęczówki zjechały na sam dół, do samych czubków czarnych szpilek,
a następnie z powrotem powędrowały w górę, uplasowując swoje przenikliwe
spojrzenie bezpośrednio ma moich oczach.
Jane zakasłała
niezręcznie, zwracając na siebie uwagę chłopaka, który jakby „przebudził” się z transu i zaczął
nerwowo mrugać, przeskakując wzrokiem ode mnie na nią i z powrotem, i tak w
kółko.
-Są piękne,
dziękuję! Właściwie skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? Nie wspominałam ci o
tym- Cantwell złapała bukiet kwiatów, które Harry trzymał w dłoni i zaciągnęła
się przesadnie ich zapachem. Ona jak zawsze wszystko dla śmiechu.
-Każda
dziewczyna uwielbia czerwone róże- mruknęłam pod nosem, błądząc oczami po suficie.
–Prócz mnie- zakasłałam znacząco, przykładając
zaciśniętą lekko pięść do ust.
-Typowe- Jane
pokiwała głową z dezaprobatą, dopowiadając bezgłośnie „Ach, ci faceci…”
-No i poza tym
świetnie!- skrzyżowałam ręce na piersi i podniosłam pytająco brwi z nutką „pretensji”. –Zdradzasz mnie z moją
najlepszą przyjaciółką? Jak śmiesz?!- powiedziałam zdecydowanie za głośno, co
go zamurowało.
-Próbował i
ciągle próbuje mnie uwieść- odezwała się szatynka, potwierdzając
niezaprzeczalne już „fakty”. -A ja
ciągle odmawiam, tylko przez te loki nic nie dociera- skwitowała.
-Dwa fronty,
hmm?- popatrzyłam na niego sceptycznie. Wydawał się być zdezorientowany i
odjęło mu mowę? Możliwe, bo starając się wysłowić, żaden dźwięk nie wydobywał
się z jego ust.
Moja
przyjaciółka złapała za klamkę i z hukiem zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem
biednego, zszokowanego Stylesa. Spojrzałyśmy na siebie, zarówno u mnie jak i u
Jane uśmiech sam cisnął się na usta, aż w końcu się głośno roześmiałyśmy. Nie
wiem jakim cudem zachowałyśmy śmiertelną powagę podczas tej całkowicie szalonej
scenki. Może mamy zadatki na aktorki?
Oczywiście,
mina Harry’ego była bezcenna. Teraz żałuję, że nie miałam w ręku kamery albo
aparatu. Wypadałoby to uwiecznić i oglądać w ponure, deszczowe dni na poprawę
humoru, a teraz? Taka okazja może się już nie powtórzyć, niestety. Chociaż… Lou
mógłby mi pomóc przygotować podobną akcję, on się na tym zna jak nikt inny.
Rozważę tą opcję.
-Już
otworzyć?- szatynka szepnęła w moją stronę i przybliżyła się do małego wieczka
przy drzwiach, przez które uważnie spojrzała.
-Tak, nie
trzymajmy go w tej okropnej niepewności- odpowiedziałam z ciągle podniesionymi
kącikami ust.
Jak kazałam,
tak zrobiła. Harry spojrzał na nas jak na wariatki, które uciekły dziesięć
minut temu z zakładu dla psychiczne chorych. Wcale się nie dziwię. Ja byłam
przyzwyczajona do dziwnych i niekontrolowanych zdarzeń w wyniku całkowicie
nieprzemyślanego działania lub improwizacji, jak kto woli, duetu „Stella
i Jane”, więc przestałam się już przejmować wszelkimi krzywymi
spojrzeniami. To się niegdyś zdarzało codziennie. Styles to najzwyczajniej w
świecie nasza ofiara, która nie poznała dobrze Jane.
-Oj, kochanie, przepraszam- powiedziałam z
niewinną minką. –Tylko się wygłupiałyśmy, a ty wyglądasz jakbyś zobaczył co najmniej
ducha.
Podeszłam do
niego bliżej i pomachałam mu przed twarzą. Jeśli jakiś tam ruch wykonał na moje
już wręcz szaleńcze wymachy i pstrykanie palcami, to musiał być tak nieznaczny,
że aż niewidoczny.
- Mam w
torebce defibrylator. Przynieść?- zapytała dziewczyna i nawet nie czekając na
odpowiedź, szybko ruszyła w kierunku swojego pokoju.
-To nie będzie
potrzebne!- w końcu odezwał się Harry.
-Czekaj, ty
nosisz przy sobie urządzenie do wstrząsów?- spytałam całkowicie zbita z
pantałyku i to teraz moja mina prawdopodobnie była „bezcenna”.
W odpowiedzi
wzruszyła tylko ramionami, jakby to nie było nic nadzwyczajnego.
-Tak na
wszelki wypadek, zawsze się może przydać- zarzekała się nad swoją racją.
Usłyszałam
przy uchu ciche „matko” i
zachichotałam dodatkowo, gdy spojrzałam na twarz chłopaka koło mnie.
-Przyzwyczaisz
się , słoneczko- powiedziałam i
przejechałam ręką po plecach Harry’ego, łapiąc go w pasie, przysuwając się tym
samym bliżej do jego klatki piersiowej.
-O! Zostańcie
tak, zaraz wracam!- krzyknęła moja koleżanka z dzikim błyskiem w oku, który
można było dostrzec od razu i nawet nie trzeba się było za bardzo przypatrywać.
-Co jest?-
zapytał zdezorientowany chłopak.
-Nie mam
pojęcia- odpowiedziałam do niego. –Ale nie waż się przynosić aparatu, żeby zrobić
nam zdjęcie, no litości, Jane- to powiedziałam już o wiele głośniej, żeby mogła
mnie usłyszeć z pokoju, w którym zniknęła przed kilkoma sekundami.
Korzystając z
okazji, weszliśmy do środka. Nie będziemy przecież czekać na kolejne rewelacje Cantwell,
stojąc na klatce jak kompletni idioci.
Harry objął
mnie ramieniem, że pod wpływem niespodziewanego dotyku, podskoczyłam na moich
bardzo wysokich butach i chwała Bogu, że nie upadłam.
-Mówiłem, że
spóźnienie się na to całe party wcale nie będzie dla nas wyzwaniem- podsumował,
zagryzając mocno dolną wargę. –Wyglądasz oszałamiająco- podarował mi
komplement, przez który oblała mnie fala ciepła na policzkach. Nigdy nie
potrafiłam odpowiednio reagować na pochwały, zawsze czułam się przy tym
skrępowana, tak samo jak w tej chwili.
-Dzięki-
wydukałam niepewnym głosem i nieudolnie się uśmiechnęłam. Właściwie nikt nie
nazwałby tego uśmiechem, lepiej pasuje tu określenie „grymas”, ale no cóż, trudno.
-Jeszcze tylko
małe poprawki- powiedziała podekscytowana Jane i zaczęła układać moje włosy,
kiedy pojawiła się tuż przy mnie w mgnieniu oka. Rozpylała niesamowicie dużą
ilość lakieru, tłumacząc, że trzeba jeszcze „odrobinkę utrwalić”. Harry pokiwał głową z politowaniem w oczach,
co zauważyła i zmierzyła go groźnym wzrokiem.
-Kochasiu,
znam się na stylizacji jak mało kto i, chociaż przyznaję, że całkiem dobrze
wyglądasz, mogłabym dopracować twój look-
powiedziała do chłopaka z widoczną wyższością.
-Doprawdy?-
zapytał, a jego brwi z ciekawości powędrowały w górę.
O nie. Nie.
Nie. Nie. Czy on sobie zdaje sprawę, że właśnie rzucił wyzwanie Jane Cantwell?
Chyba nie. Totalnie nie. Biedak, nie wie co go czeka. Nie wiem, czy mam go
ratować, czy czekać na dalszy rozwój wydarzeń i dopiero potem zatkać mu usta?
No ale wtedy prawdopodobnie będzie za późno.
-Doprawdy-
odpowiedziała z powagą, która u niej występowała bardzo rzadko, więc to nie był
żaden żart z jej strony. Dostrzegłam tę zaciętość w jej spojrzeniu. Nie, to
zdecydowanie nie jest żart.
-Widzę, że
moglibyśmy tak miło gawędzić do jutra, ale wtedy to będziemy musieli się
tłumaczyć Evelyn, dlaczego nie było nas na tej gali, a tego nie chcemy, więc
już może chodźmy- zaproponowałam, chcąc zapobiec ewentualnym wypadkom w tym
domu, delikatnie mówiąc.
-Nie, wracać
mi tu- rozkazała dziewczyna i zamknęła przed nami drzwi, zmuszając nas do
zostania w domu.
Zaczęło się.
–Twój chłopak nie wierzy w moje możliwości,
wobec tego mu udowodnię- chociaż słowa skierowane były do mnie, Jane stała
naprzeciwko chłopaka i machała na niego groźnie palcem wskazującym, aż w końcu
odwróciła się i skierowała do pokoju po lewej.
-Ile mam na
ciebie czekać, Styles?- zawołała zniecierpliwiona. –Hrabia się znalazł-
mruknęła ciszej, ale i tak doszło to do naszych uszu.
-Pojechałeś po
jej ambicji, to twój koniec- podsumowałam jego marny los.
-Ja nawet nic
nie powiedziałem- bronił się zacięcie.
-Czasami cisza
wyraża więcej niż tysiąc słów.
-W jakiejś
reklamie to by–-
-Harry!-
zawołała ponownie Jane.
-Idziesz, nie
chcesz, żeby cię zawołała trzeci raz- szepnęłam i popchnęłam go w kierunku
owego pokoju.
-Nie chcę?-
jęknął przerażony.
Pokiwałam
głową na boki bardzo szybko, jako odpowiedź przeczącą, a on wystraszył się
jeszcze bardziej.
-No w końcu,
nie lubię czekać- powiedziała Cantwell i kazała mu siadać na krześle za nią.
Zobaczyłam
bezgłośne „pomocy”, kiedy poruszył
ustami, ale było już na takową za późno. Mogłam się jedynie przyglądać temu, co
się wydarzy.
-Żadnych
świadków, wstęp wzbroniony, sorry
Cands- skwitowała przyjaciółka i zamknęła mi drzwi tuż przed nosem. Ostatnie co
zdołałam zauważyć to to, że Harry kurczowo trzymał się krzesła i kompletnie nie
wiedział, czego się spodziewać.
Ach, ta Jane.
Potrafi człowieka przestraszyć samym lakierem do włosów. To się nazywa sztuka.
Ileś czasu później.
Kolejny raz
spojrzałam nerwowo na zegarek, ale jak na złość ta wskazówka wlokła się
niemiłosiernie. Siedziałam w salonie i przerzucałam kanały, jednak nic nie było
w stanie przykuć mojej uwagi na dłużej niż kilka sekund. Moje myśli błądziły
wyłącznie wokół małego pokoju, którego drzwi świetnie było stąd widać. Nie ma
krzyku, czyli krew się jeszcze nie leje, więc nie ma co się zamartwiać do
upadłego. Jeśli mieliby się pozabijać, zrobiliby to już na samym początku,
prawda? Prawda?!
Usłyszałam
skrzypienie otwieranych drzwi, na co automatycznie odwróciłam głowę do źródła
tego dźwięku.
-Cands,
padniesz normalnie!- powiedziała podekscytowana Cantwell, hamując się od radosnego
skakania po całym domu.
-Lepiej nie-
zaśmiałam się. –Nie kuśmy twoich urządzeń elektryczno-wstrząsowych- dodałam, no
co teraz ta się zaśmiała.
Odchyliłam
szerzej drzwi i ujrzałam Harry’ego, który właśnie miał opuścić pokój. O mało co
na siebie nie wpadliśmy. Jego mocno skręcone loki, które zazwyczaj opadały na
czoło, zakrywając tym samym pół buzi, zastąpiła całkiem nowa fryzura. Ładnie
wystylizowana grzywka zaczesana była do tyłu, więc teraz można było do woli
podziwiać rysy jego twarzy. Wyglądał zdecydowanie doroślej, niewątpliwie
seksowniej i ewidentnie gorąco. Jeśli do tej pory kobiety wzdychały na jego
widok, to jestem pewna, że teraz zabraknie im tlenu. Ja sama też bezwiednie
wstrzymywałam oddech. O matko, te włosy rzeczywiście mają to coś. Trochę przerażające,
a jednocześnie bardzo pociągające.
-Może być?-
zapytał, posyłając mi przy tym łagodny uśmiech.
Przytaknęłam z
podniesionymi kącikami ust, nie ufając za bardzo swojemu głosowi.
-Ja jestem po
prostu świetna- spuentowała Jane, przyglądając się nam uważnie, będąc opartą o
ścianę.
Harry i ja
spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, a potem z powrotem na nią.
-Tak, tak,
masz rację, jesteś genialna- przyznał chłopak dla świętego spokoju, ale z taką
naturalnością, jakby właśnie coś szczerze zachwalał.
-No dobra,
dzieciaki, a teraz wynocha, bo jesteście już pewnie spóźnieni- stanęła prosto i
machnęła na nas rękami, żebyśmy już wychodzili.
-Tylko jakąś
godzinę, może dwie- poinformowałam ich, spojrzawszy na zegarek w przedpokoju.
-Czyli norma-
dodał Styles i zaśmiał się przy tym.
-No to już,
bawcie się dobrze- szatynka pchnęła nas mocniej w stronę drzwi i nim zdążyłam
się zorientować, już stałam na klatce.
-Ale-
zaczęłam.
-Nie ma
żadnego ale- przerwała mi. –A! I Harry pamiętaj, że ja lubię czerwone róże, a
Cands nie.
-Zapamiętam na
przyszłość- uśmiechnął się zwodniczo i spojrzał na mnie, po czym przybliżył
mnie do swojego ciała jednym małym ruchem ręki spoczywającej na mojej talii.
Jane spojrzała
na ten gest znaczącym wzrokiem.
-Tylko jak
mówiłam „bawcie się dobrze” to miałam
na myśli, że… no ten… Wiecie co miałam na myśli. Nie chcę być jeszcze ciocią-
mruknęła w naszą stronę.
-Jane!-
pisnęłam zirytowana, a Harry zaśmiał się na moją reakcję.
-No co? Tylko
mówię- podniosła ręce w geście obronnym i cofnęła się dwa kroki w tył.
-Spokojnie-
chłopak przyłożył usta do moich włosów i szepnął w nie bardzo cicho.
(…)
Będąc w
połowie drogi schodzenia po schodach, uświadomiłam sobie, że zapomniałam
najważniejszej rzeczy na świecie. O mojej torebce. Została na górze, niech to.
Spojrzałam na
ilość schodów, które mnie w tej chwili dzieliły od mojego apartamentu i
jęknęłam niezadowolona oraz pod każdym względem zrezygnowana. Przecież te buty
na moich nogach to koszmar, a chodzenie w nich po schodach to najzwyczajniej
samobójstwo.
-Stella, a ty
gdzie znowu?- dostałam pytanie od mojego
chłopaka, gdy zdołałam pokonać dwa schodki w górę, w drugą stronę.
-Zapomniałam
torebki- poinformowałam go i weszłam jeszcze jeden stopień wyżej.
-Ja przyniosę,
a ty już lepiej schodź do samochodu- zaproponował i wręczył mi kluczyki do
czarnego Range Rovera. –Tylko się nie połam- dodał, zjeżdżając wzrokiem na moje
szpilki.
-Bardzo
śmieszne, naprawdę- mruknęłam posępnie, ale wydawał się tego nie słyszeć.
Ale niestety
taka prawda, jeden nieostrożny krok i złamane kości. Miesiące rehabilitacji.
Matko.
Jakimś cudem
udało mi się pokonać wszystkie schody, więc wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu
auta Harry’ego, z czym na szczęście nie było problemu, bo rzucał się w oczy jak
żaden inny na tej ponurej ulicy.
Odblokowałam
zamki przyciskiem na pilocie i szybko wślizgnęłam się na miejsce pasażera, gdy
zimny wiatr powiał prosto na mnie i w tamtym momencie pomyślałam, że zamarznę,
a przecież miałam na sobie dość ciepły płaszcz.
O rany,
kierownica. Znowu pomyliłam strony. Nigdy się nie przyzwyczaję do tego
lewostronnego ruchu. Co prawda jechałam kilka razy, o mało co nie powodując
wypadków, o czym chłopcy nie muszą wiedzieć ani nikt inny też, ale dalej się
nie przekonałam do siedzenia po tej stronie. To tak, jakby całe życie być
praworęcznym i nagle zacząć pisać lewą ręką. Straszne.
Raczej nie mam
co liczyć, że Harry da mi kierować w piętnastocentymetrowych obcasach, ale
chociaż pod jego nieobecność, mogę włączyć na chwilę ogrzewanie, bo- poważnie-
jak tak dalej pójdzie to będę jak prosto wyjęta z zamrażalki albo tuż po
rocznej wycieczce po biegunie północnym.
Wsadziłam
kluczyki do stacyjki i nimi przekręciłam. Samochód zawarczał na początku, ale
potem praca silnika był wręcz nie do zauważenia. Przycisnęłam do końca
sprzęgło, jak i hamulec, żaby przypadkiem nie ruszyć. Włączyłam odpowiednie
przyciski i pokrętła, by zrobiło się choć trochę cieplej oraz radio. Leciała
całkiem przyjemna dla uszu piosenka, którą sobie miejscami podśpiewywałam.
Dostrzegłam
sylwetkę mojego chłopaka, który
właśnie opuszczał budynek szybkim krokiem z granatową kopertówką w dłoni.
Chciałam odsunąć szybę okna, bo przez przyciemniane okna nie mógł mnie
zobaczyć, lecz nagle coś złapało mnie za szyję i przycisnęło mocno do fotela,
zakrywając szczelnie usta.
Samochód
zerwał się do przodu na dość wysoki krawężnik, na który wjechał dzięki ogromnym
oponom. Jeśli byłoby to inne auto, a nie Range Rover to może by się zatrzymało
na tej przeszkodzie nie-do-pokonania,
ale nie. Ja muszę mieć tak cholernego pecha.
Chciałam
krzyczeć, ale nie mogłam. Nie mogłam nawet oddychać i to chyba bardziej ze
strachu, że gdybym z powrotem nie wcisnęła hamulca, rozbiłabym się o
ogrodzenie. Masywne, murowane ogrodzenie. Więcej nie trzeba mówić, obrazy same
nasuwają się dzięki wyobraźni, jeśli chodzi o to, co mogłoby się stać i jak to
by wyglądało.
-Boże- wyrwało
mi się z ust.
-Stella! Nic
ci nie jest?- zapytał Harry, kiedy podbiegł i otworzył drzwi z mojej strony,
oglądając każdy centymetr mojego ciała.
-T-tam- wyjąkałam i odwróciłam się niepewnie, gdy chłopak zaciągnął hamulec ręczny i wyłączył silnik. -Louis?! Co ty tu robisz do cholery?- krzyknęłam na niego, ciągle będąc w szoku.
-T-tam- wyjąkałam i odwróciłam się niepewnie, gdy chłopak zaciągnął hamulec ręczny i wyłączył silnik. -Louis?! Co ty tu robisz do cholery?- krzyknęłam na niego, ciągle będąc w szoku.
-Chciałem cię
tylko trochę nastraszyć- wyjaśnił i otworzył drzwi, po czym wysiadł z
samochodu. Ja również tak zrobiłam. Stanęłam tuż przy boku Stylesa, żeby się
mieć kogo złapać, jeśli coś… -No, niezła jazda była- skwitował z kpiącym
uśmiechem na twarzy.
-Niezła jazda? Nastraszyć? Raczej zabić!- poprawiłam go z jadem w głosie.
-Niezła jazda? Nastraszyć? Raczej zabić!- poprawiłam go z jadem w głosie.
-Nie
histeryzuj, Stella- próbował mnie udobruchać, zakładając przy tym ręce na moje
ramiona, które jeszcze szybciej strzepnęłam bez cienia emocji.
-Harry, może
coś powiesz?- zapytałam, gdy ten ciągle milczał i milczał.
-Twoja
torebka- odrzekł i wręczył ją do moich dłoni.
Świetnie. Na
co ja w ogóle liczyłam? Na odrobinę wsparcia? No cóż, trzeba zejść na ziemię.
Szczypta zrozumienia tylko i wyłącznie w marzeniach, a nie w prawdziwym świcie.
-Stella, nic
się nie stało, nie masz się co denerwować- wtrącił ponownie Tomlinson.
-Ja jeszcze
nie jestem zdenerwowana, ja dopiero będę! I nie dotykaj mnie więcej!-
krzyknęłam, kiedy znów niemal dotknął mojego ramienia. Zrobiłam krok w tył.
-Stella…
-Nie! Nie
rozumiesz, że nie bawi mnie twoje poczucie humoru? Nie mam ochoty znosić dłużej
takich głupich wyskoków na co dzień. Masz się wynieść z mojego mieszkania,
jasne?- zagroziłam całkowicie poważnie.
-Ale Stella,
nie-
-Nie chcę tego
słuchać, Tomlinson. Jak wrócę do domu, to ma cię tam nie być i twoich rzeczy
też, zrozumiałeś?- mówiłam w amoku, ciskając wzrokiem błyskawice, aż dziw, że
nie miały takiej siły przebicia jak te prawdziwe na niebie. –Nic mi nie jest,
dzięki za troskę- to zdanie skierowałam do Harry’ego, kiedy tylko uświadomiłam
sobie, że zapytał się o to na samym początku. Chciałam, żeby to zabrzmiało w
miarę naturalnie, ale ciągle byłam roztrzęsiona, więc znalazła się w moim
głosie nutka pretensji, strachu i stresu, co zapewnie nie oddało mojego
zamierzonego efektu.
Odeszłam od
tej dwójki i przeszłam na drugą stronę auta, żeby zobaczyć czy do muru
rzeczywiście było tak blisko, jak mi się wydawało, kiedy siedziałam w środku
Range Rovera. Odległość dzieląca przednią maskę od ogrodzenia wynosiła mniej
niż kilka centymetrów, czyli sekunda więcej niż moment, w którym nacisnęłam
pedał hamulca i rozbiłabym zderzak albo i znacznie więcej.
-Przesadziłeś tym razem- odezwał się Styles.
-To mogło być naprawdę niebezpieczne.
Dobiegła mnie
rozmowach chłopaków. No tu miał akurat rację, trzeba przyznać.
-Ale najważniejsze, że nic się nie stało,
tak?- odpowiedział mu.
-Tak, to najważniejsze. Dzięki Bogu. Stella
najadła się strachu, ja podobnie, jak zobaczyłem, kiedy wyszedłem z klatki
schodowej.
-Włosy ci nawet dęba stanęły, stary- zaśmiał
się Tomlinson.
To seks
fryzura, nożesz no. Jane udusiłaby go gołymi rękami, gdyby to usłyszała. Jeśli
ktoś uważał, że zdenerwowana ja jest nie do zniesienia, to co by powiedział na
Jane Cantwell?
Dobra, koniec,
bo zaraz zaczną rozmawiać o grach komputerowych.
-Jedziemy?-
jęknęłam zniecierpliwiona i spojrzałam w stronę tej dwójki.
-Jasne, już.
Poczekaj sekundkę tylko wycofam- poinformował mnie mój ukochany, na co lekko przytaknęłam głową.
Louis odszedł,
żeby dać przyjacielowi pole manewru i znalazł się tuż przy mnie. Yayy, tylko skakać
z radości, czaicie sarkazm, prawda?
-Zimno
dzisiaj- odezwał się na najbardziej neutralny temat świata. Jak nie wiesz o
czym rozmawiać to najlepiej o pogodzie. Działa za każdym razem. –Dobrze się
opatul tym szalem- mruknął i zaczął go poprawiać, na co się momentalnie
odsunęłam.
-Przestań się
przymilać, ciągle jestem na ciebie wkurzona- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam,
okej? Chciałem po prostu, żeby było śmiesznie- wyjaśnił.
-I co?
Zadowolony jesteś z efektu?- zapytałam półgębkiem, kręcąc głową z
niedowierzaniem i wsiadłam szybko do samochodu, kiedy Harry zjechał z
krawężnika i wytyłował. Nie zaszczyciłam już spojrzeniem pana „zabawnego”, nie dostałam też żadnej
odpowiedzi na moje pytanie.
2
Dojechaliśmy
niemal na sam koniec eventu, ale to w niczym nie przeszkadzało fotoreporterom.
Kiedy wszyscy grzecznie siedzieli i oglądali to, co się działo na scenie, ja i
Harry pozowaliśmy chyba do największej liczby fotek w całym naszym życiu.
Prawdopodobnie dlatego, że to wyjście było naszym wspólnym publicznie od bardzo
długiego czasu i na dodatek ciągle byliśmy „szaleńczo
w sobie zakochani, nawet bardziej niż na początku”, jak mówił to skrypt,
który został przysłany przez Evelyn i który czytałam w drodze samochodem.
Paparazzi
chcieli czegoś więcej niż trzymania się za ręce czy objęcie drugiej osoby
ramieniem. Tak, dokładnie. Chcieli sensacji w postaci pocałunków. Na szczęście
żadne z naszej dwójki po słowie „pocałunki”,
nie rzuciło się łapczywie na usta drugiej osoby. Niewinne buziaki,
momentami trochę odważniejsze, pozostały mimo wszystko powściągliwe do końca
gali.
Na swoich
miejscach byliśmy, no właśnie-ile? Dziesięć minut czy nawet i mniej? Wydaje mi
się, że tak mniej więcej tyle. Oczywiście mieliśmy zarezerwowane takie fotele,
że trudno było nie zauważyć nasze przyjście, co perfidnie wykorzystali
prowadzący, wplatając naszą cudowną dwójkę w swoje mało zabawne teksty. Tak,
pozwolili sobie na żanujące żarty o tym, jaki to nasz seks za kulisami musiał
być gorący, ponieważ zaszczyciliśmy ich swoją obecnością dopiero teraz, na samo
zakończenie.
Faktycznie,
ha, ha, ha, boki zrywać normalnie…
Na szczęście
już po krzyku, zostało jedynie znowu przejść się po czerwonym dywanie w drugą
stronę i prosto na after party, na które
też musimy iść, bo Evelyn tam też kazała
nam się pokazać, a ja mam taki imprezowy nastrój jak nigdy. Powiedziane z
sarkazmem.
-No już,
rozchmurz się, wypijemy o drinku, pokręcimy się, żeby nas zobaczyli i już nas
tam nie będzie- pocieszał mnie Harry, mucząc do ucha, bym usłyszała wśród tego
całego gwaru i zamieszania, w którego centrum się znaleźliśmy.
-Masz rację, posiedzimy
tam chwilę i wyjdziemy, no stress, muszę się po prostu zrelaksować i przestać tak
dużo myśleć.
-Dokładnie-
przytaknął Harry, muskając wargami moje czoło „na pokaz” przed kolejnym paparazzi i weszliśmy do wielkiej sali
przez równie ogromne drzwi. Jedni sączyli alkohol z kolorowych naczyń i
rozmawiali przy barze, drudzy szaleli na parkiecie, a jeszcze inni kręcili się
tu i ówdzie.
-To co
pijemy?- zapytał mnie chłopak, kiedy podeszliśmy do lady z neonowymi światłami
i chyba milionem różnych butelek.
Nie byłam
jakimś wybitnym znawcą, jeśli mam być szczera. Wybrałam pierwszą lepszą nazwę z
listy, która rzuciła mi się w oczy:
-Screwdriver.
-Poprosimy dwa
razy- dopowiedział Styles do faceta za barem, na co ten przytaknął i chwilę
później napoje wylądowały na ladzie.
Pociągnęłam
mały łyk słomką i od razu rozpoznałam smak pomarańczy zmieszanej z czystą
wódką. Prostota i genialność, jeśli miałabym określić ten drink.
-I jak?- Harry
posłał mi pytające spojrzenie, czekając aż napiję się jako pierwsza.
-Wiesz… Woda
mineralna niskosodowa niegazowana zdecydowanie bije to na głowę- odparłam
śmiertelnie poważnie, a on spojrzał na mnie mocno zdziwiony i jakby miał zaraz
zbierać szczękę z podłogi. -Powinieneś się teraz zobaczyć, twoja mina… Po
prostu nie do opisania- roześmiałam się i on także.
-Śmieszne,
Cands, śmieszne- podsumował i złapał za swoją szklankę.
-Czekaj!-
powstrzymałam go przed pierwszym łykiem.
Zmarszczył
pytająco brwi i wpatrywał się we mnie z ciekawością i znakiem zapytania w
oczach, dlaczego to zrobiłam.
-Jak będziesz
potem prowadził samochód?
-Stella, nikt
jeszcze nie umarł od jednego drinka- wyjaśnił spokojnie, jakby to był
powszechnie znany fakt.
Westchnęłam
głośno, kręcąc głową z niezadowolenia.
-Albo
zadzwonimy po Louisa, żeby po nas przyjechał- powiedział po chwili, kiedy
zapaliła się w jego głowie żarówka oznaczająca pomysł.
-Pff-
fuknęłam- to ja już wolę zginąć- podsumowałam i zorientowałam się, że kurczowo
trzymam naczynie z napojem w dłoniach.
-Sama
powiedziałaś, żeby się zrelaksować- użył moich własnych słów przeciwko mnie
samej. Co za ironia. Tylko dlaczego to ja zawsze jestem jej ofiarą? No
dlaczego?
-Nie łap mnie
za słówka, Harry- zerknęłam na niego i odpowiedziałam. Założyłam pasmo włosów
za ucho, ale kolejny raz zdołało się uwolnić, dopiero kiedy zrobił to mój chłopak, ani myślało drgnąć. Co jest?
-Harry? Czy to
ty?- usłyszeliśmy za sobą dźwięczny kobiecy głos, ale nie wydawał się ani
trochę znajomy.
-Debbie? Hej,
um… co ty tu robisz?- jego oczy powiększyły się dwukrotnie, gdy się odwrócił.
Harry?
Debbie? Oni się znają?
-Mogłabym cię
zapytać o to samo, takie imprezy są nie w twoim stylu- uśmiechnęła się
figlarnie, robiąc maślane oczy. O, matko.
-Ile to już
czasu?- zapytał.
-Kto by to
pamiętał, liczą się wspomnienia- zachichotała. –Ostatnio jak się widzieliśmy,
byli z tobą twoi przyjaciele, gdzie ich dzisiaj zgubiłeś, hmm?- zapytała
słodko, dalej wlepiając w niego oczy.
-Nie ma ich,
przyszedłem na galę ze Stellą, moją dziewczyną- powiedział, akcentując dobitnie
słowo „dziewczyna”, na co iskry w
oczach Debbie zniknęły i od razu nabrały złej mocy.
-Cześć, miło
cię poznać- powiedziała od niechcenia, ale wypadało zachować pozory kultury,
więc ja też się grzecznie przywitałam i posłałam jej wymuszony uśmiech numer
pięć. Niech się cieszy.
-Więc… Harry,
dasz się wyciągnąć na parkiet, oczywiście, jeśli twoja dziewczyna się zgodzi-
zaproponowała i spojrzała na mnie z wyższością.
Widzę to,
widzę, że go pożera wzrokiem, a na mnie patrzy, jak na niegodną siebie rywalkę
o jego serce, tyle że mnie to nie obchodzi, bo nie jesteśmy razem. Niech wlepia
w niego te swoje ślepia, mnie i tak to nie rusza.
-Oczywiście, nie
mam nic przeciwko- kolejny raz uśmiechnęłam się sztucznie i zjechałam na
odchodne po jego ramieniu przez plecy do samych pośladków, co go zdziwiło, ale
ani trochę nie skrępowało, za to brunetka mogłaby mnie zabić wzrokiem, a mnie
samej chciało się śmiać do rozpuku.
Zostałam przy
barze i sącząc powoli napój, oparłam się plecami o ladę, żeby móc oglądać na
parkiecie parę, która mnie najbardziej interesowała w tym momencie.
Błagam, błagam, niech ktoś to nagra!
Debbie zaczęła
się dziwnie ruszać, co wprawiało Harry’ego w mocną konsternację, bo kompletnie
nie wiedział jak do tego tańczyć, więc w którym momencie przestał i stanął na
środku z jedną ręką założoną na karku i oczami wielkimi jak żetony w kasynie.
-Przepraszam, Stella
Kane?- w podziwianiu show przerwał mi inny kobiecy głos. Niechętnie odwróciłam
się w stronę osoby ubranej w eleganckie, biurowe ciuchy.
-Tak-
odrzekłam i przytaknęłam głową.
-Pani Milder
mnie tu przysłała i kazała przekazać panience to- wyjaśniła i oddała w moje
ręce białą, niedużą kopertę. Nic nie było napisane na wierzchu.
-Dzięku-
zaczęłam i podniosłam głowę w górę, ale ku mojemu zdziwieniu kobiety już tam
nie było- ję- dokończyłam całkiem zdezorientowana. To było dziwne.
Otworzyłam,
żeby zobaczyć, co może być tak pilne, by Evelyn musiała wysyłać tą kobietę jako
posłańca z wiadomością do mnie. Mogła przecież napisać sms albo zadzwonić.
Oboje z Harrym mamy telefony, na litość, w końcu po to one są- do kontaktowania
się z nami.
Gorący pocałunek na after. Nie mów Harry’emu,
tylko go zaskocz. Podstawiłam kilku ludzi z aparatami. Potrzebujemy sensacji!
Evelyn potrafi
człowieka dobić, nawet, jeśli nie jest obecna. To będzie zapewne wymarzony
koniec wieczoru… Okej, dla większości populacji płci pięknej pewnie tak, ale dla
mnie? Ja nigdy nie wzdychałam do plakatu One Direction i nigdy nie wyobrażałam
sobie, że któryś z nich będzie moim chłopakiem. Moje życie to istna ironia od A
do Z.
-Nad czym
myślisz?- usłyszałam głos Harry’ego tuż przy moim uchu. Nawet nie zauważyłam,
ile już tu stoi ani kiedy przyszedł. Szybko zgniotłam karteczkę z wiadomością i
cisnęłam ją do mojej małej torebki.
-Nad niczym,
czekałam na ciebie- wyjaśniłam. –Też chcę zatańczyć- uśmiechnęłam się szeroko i
złapałam go za rękę.
-Nie mam siły.
-Nie marudź,
kocie- odpowiedziałam figlarnie.
Zabrzmiały
ostatnie nuty utworu, który wprawiał gości w ruch przez ostatnie trzy minuty.
Leciały same energetyczne kawałki, więc teraz też byliśmy przygotowani na
takowy, ale ku naszemu zaskoczeniu tak się nie stało.
-Idealnie,
dzięki Bogu- ucieszył się na wolniejszą melodię.
Tak, idealnie,
nawet nie ma pojęcia, jak dobrze to podsumował. Tylko co ja mam teraz zrobić?
Tak po prostu rzucić mu się na usta? Jezu, to niewykonalne…
Zrobiło mi się
gorąco i jednocześnie zimno, to było dziwne.
-Stella?
Wszystko dobrze?- Harry spojrzał na mnie zmartwiony, potrząsając lekko za moje
ramiona.
-Co? Tak, tak,
tylko…- spojrzałam w jego głębokie zielone tęczówki i machinalnie zjechałam
wzrokiem na jego usta.
Matko, nie potrafię, potrafię, nie potrafię, potrafię, nie potrafię,
potrafię…
W mojej głowie
zaczęły odbijać się echem tylko te dwa stwierdzenia, nie pozwalając na
racjonalne myślenie.
-J-ja…-
zająknęłam się i dałam sobie spokój z wyjaśnieniami. Mając na stopach okropnie
wysokie szpilki, miałam to ułatwienie, że staliśmy twarzą w twarz na niemalże
równiej wysokości. Pochyliłam się do przodu i złączyłam pewnie nasze usta oraz
zarzuciłam ręce na jego ramiona, które za chwilę szczelnie i jednocześnie
delikatnie oplotły jego szyję. Harry dotknął mojego policzka, zostawiając na
dłużej żar w miejscu swoich palców. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej
drugą ręką spoczywającą na talii. Wstyd i niepewność jako ostatnie linie oporu
zostały przełamane z każdej możliwej strony. To był sygnał, że możemy posunąć
się dalej. Oddałam mu klucz do krainy rozkoszy, który od razu wykorzystał.
Osunęliśmy się w głąb sali, aż moje ciało trafiło na chłodny, zupełnie
kontrastujący z ciepłem mojego ciała, filar. Przyciągnęłam go jeszcze bardziej
do siebie za materiał marynarki, jakby ten pocałunek był jedynym ratunkiem na
ziemi, jakby tylko i wyłącznie od tego zależało moje życie. On zanurzył dłoń w
moich, potarganych przez ciągłe poprawki, włosach, ja zrobiłam dokładnie to
samo. Pocałunek stopniowo się pogłębiał z każdym tyknięciem wskazówki zegarka,
dając nam coraz więcej przyjemności. Odważył się przekroczyć językiem granicę moich
warg i, żeby upewnić go w swoim działaniu, ja też ją przekroczyłam. Staraliśmy
się wypełnić wzajemnie obiecaną rozkoszą od stóp aż po sam czubek głowy. Serce
pracowało dynamicznie, płuca odczuwały nieregularny oddech, a my sami
zapomnieliśmy o całym świecie, który nas otaczał, do momentu, gdy odkleiliśmy
się od siebie. Mimo zakończenia najbardziej ekstremalnego pocałunku w moim życiu,
dalej nie mogłam się uspokoić. Ciągle trzymaliśmy się w objęciach i żadne z nas
nie pomyślało nawet, by zwolnić uścisk. Oparł czoło o moje, nie spuszczając ze
mnie swoich przenikliwych oczu. Ruszyłam lekko głową i nasze nosy otarły się o
siebie, przyjemnie łaskocząc.
Było cicho, za
cicho, podejrzanie cicho. Piosenka się akurat skończyła. Zdjęłam ręce z szyi
Harry’ego, a on przestał mnie trzymać tak kurczowo. Nikt z gości nie zwracał na nas uwagi. Wszyscy zajęli się
sobą. No cóż… Chyba, bo przynajmniej nie stali z otwartymi buziami, wlepiając w
nas oczy, jak to się zdarzyło kiedyś. Wolne tempo muzyki ponownie
przyspieszyło, a z wtulonych do siebie par nie zostało absolutnie nic. Od nowa
wszyscy szaleli na parkiecie w rytmie puszczanego przez DJ’a bitu.
Robiło się już
późno, więc padła propozycja wyjścia z imprezowego szału i wracania do domu, a
którą szybko się zgodziłam przytaknięciem głowy.
-To ja pójdę
po nasze płaszcze do szatni i możemy się zwijać. Czekaj tu na mnie i nie ruszaj
się ani na krok, rozumiemy się?- zagroził z udawaną miną poważnego
przedsiębiorcy, która mu nie wyszła i na twarzy pojawił się łagodny uśmiech
oraz lekko zarysowane dołeczki po obu stronach.
-Jasne,
szefie- przytknęłam rękę do czoła, jakbym salutowała na jakiś rozkaz.
-I tak ma być,
szeregowy- zaśmiał się na odchodne i poszedł szybkim do wspomnianego wcześniej
pomieszczenia.
-Myślisz, że
możesz wszystko?- dobiegł mnie głos zza pleców, ale byłam paradoksalnie
przekonana, że to pytanie jest skierowane do mnie. I tym razem moja intuicja
nie szwankowała. Brunetka wpatrywała się we mnie z wrogością w oczach.
-Proszę?-
udałam, że nie wiem o co jej chodzi. Znaczy, chyba wiem, ten pocałunek i w
ogóle, ale to już nie można całować się z własnym chłopakiem? No litości,
błagam.
-Nieważne jak
długo będziesz się starać, żeby go zatrzymać, w końcu mu się znudzisz i cię
porzuci bez słowa- powiedziała zupełnie nie na temat. –Faceci, oni tak robią.
Bawią się tobą, zaciągną do łóżka i znikają z twojego życia, zmieniając numer
telefonu- zagryzła wargę tak mocno, że krew odpłynęła i zostawiła blade ślady
po zębach.
-Dzięki za
ostrzeżenie, będę mieć to na uwadze- mruknęłam neutralnie.
Co to ma być?
Do czego ona zmierza? Nie wierzę, żeby przyszła dawać mi jakieś porady. Normalnie,
jakby mi ktoś dawał milion funtów to też bym nie uwierzyła. To nie jest
przecież serial, to prawdziwe życie.
-Daj mu to,
czego chce i nigdy więcej go nie zobaczysz- skwitowała pewnie z bezczelnym
wyrazem twarzy.
-Bardzo
wątpię- odrzekłam odważnie na te jej uwagi, starając się zachować pozory
opanowanej, bo od wewnątrz zaczynałam tracić kontrolę.
Zaśmiała się
szyderczo. –Kotku- zaczęła pogardliwie, przybliżając się do mnie i trącając
swoim prawym ramieniem moje lewe-on zawsze tak robi i potem zawsze przychodzi
do mnie- przy ostatnim słowie odwróciła głowę do mnie, akcentując je dobitnie.
–Zawsze- dodała, szepcząc to, bo była pewna, że niewielka odległość umożliwi mi
usłyszenie tego.
I odeszła, zostawiając mnie z mętlikiem w
głowie.
Zaczęłam się
nerwowo rozglądać i moje oczy napotkały chłopaka, który poszedł po nasze
wierzchnie okrycie z dalej przyklejonym uśmiechem. Ciekawe czy zauważył, że
rozmawiam z jego „zawsze przychodzi do
mnie” Debbie? Bardzo, bardzo ciekawe. Zapytam w odpowiedniej chwili.
-Proszę-
podszedł i przytrzymał dla mnie płacz jak dżentelmen, bym mogła go bez trudu
założyć i kiedy zaczęłam się zapinać, zarzucił mi szal, obwiązując dwa razy
szyję i układając go w miarę estetycznie.
Gdy opuściliśmy
lokal, na spotkanie wyszedł nam zimny podmuch wiatru. Nie wiem, jak Harry, ale
ja właśnie tego potrzebowałam. Musiałam ochłonąć. W środku klubu było bardzo
duszno, wręcz gorąco, ale najbardziej działała mi na nerwy jedna, konkretna
osoba i wcale nie będę oryginalna, jeśli powiem, że to ONA.
Nie, ja nie
jestem zazdrosna o Harry’ego. My tylko udajemy parę, więc nic mi do tego, w
której dziewczynie się zakocha. Denerwuje mnie jej postawa. Zazdrość
zazdrością, ale zaczynałam się bać, że się na mnie rzuci i wydrapie oczy swoimi
tandetnymi tipsami. Powinni ją trzymać na smyczy czy coś, nie wiem.
Styles
pociągnął mnie w stronę podziemnego parkingu i w mgnieniu oka byliśmy w
samochodzie.
-Jezu, boję
się- jęknęłam i złapałam się deski rozdzielczej.
Chłopak przewrócił
na mnie oczami, ciężko wzdychając.
-Przez Debbie,
a potem przez ciebie, bo wyciągnęłyście mnie na parkiet nawet nie wypiłem
kropli tego drinka. Jestem trzeźwy po imprezie jak nigdy.
Zamrugałam
szybciej oczami, wpatrując się w niego przez chwilę. Faktycznie, jego napój
pozostał nietknięty na ladzie, mój wprost przeciwnie- znikł ekspresowo. To
znaczy, że… niewiarygodne, wow, wypiłam więcej niż Harry Styles! Nikt mi nie
uwierzy…
-Właściwie kim
jest ta cała Debbie?- zapytałam z innej strony, gdy ruszyliśmy na drogę.
Zacisnął
mocnej ręce na kierownicy i wlepił wzrok w ciemność przed sobą. Nawet nie
zaszczycił mnie spojrzeniem przez nanosekundę.
Coś jest na rzeczy.
Wypuścił
ciężko powietrze z płuc i odpowiedział półgębkiem z widoczną niechęcią lub może
skrępowaniem?
-Poznałem ją
kiedyś na imprezie, porozmawialiśmy trochę i…- uciął, jakby się właśnie miał
ugryźć w język, żeby nie powiedzieć za dużo.
Zdecydowanie coś jest na rzeczy.
-Dlaczego w
ogóle pytasz?- zmienił nagle temat na coś bardziej przystępnego.
-Ach, nie, po
prostu byłam ciekawa, a zapomniałam jej zapytać, gdy ucięłyśmy sobie małą pogawędkę.
-P-pogawendkę? Kiedy?- zszokowałam go i zaczął
się jąkać.
-No jak
poszedłeś do szatni- odrzekłam i machnęłam ręką bezstresowo, jakby to było nic.
-I co mówiła?-
wypytywał mnie drżącym głosem.
-Pochwaliła
moją sukienkę i buty, no wiesz, jak to dziewczyny- skłamałam. No przecież nie
powiem mu, że rozmawiałyśmy właśnie o nim i że jest zimnym draniem, który za
każdym razem kończy z nią w łóżku. Nawet nie wiem czy to prawda, więc nie ma co
roztrząsać. Zresztą, jak już mówiłam, nie mogę mu niczego zabronić, bo my tylko
gramy parę, nie jesteśmy naprawdę razem, dlatego zazdrość z mojej strony byłaby
nielogiczna.
-Taa, jasne-
wyraźnie się rozluźnił, czym zakończyliśmy definitywnie temat pod tytułem „Debbie”. Mówiąc całkiem szczerze, ani ja, ani Harry nie mieliśmy
ochoty ciągnąć tematu jej osoby, co chyba nie było dziwne, nie zostawiła po
sobie oszałamiającego wrażenia, lecz takie, które należałoby od razu wyrzucić z
pamięci.
Samochód
zatrzymał się, a Harry wyłączył silnik, przekręcając klucz w stacyjce.
-Jesteśmy pod
twoim apartamentem- poinformował mnie, gdy wyglądałam zdezorientowana przez
szybę, jednak ciemność za oknem nie ułatwiała mi zadania, by rozpoznać okolicę.
-Dzięki,
Harry- posłałam mu blady uśmiech i rozpięłam pas, który miał mnie chronić w
razie niebezpieczeństwa.
-Nie, to ja
dziękuję, było naprawdę fajnie dzisiaj- dopowiedział szybko, jakby to była
jedyna szansa, żeby to zrobić.
-No i masz
nową fryzurę, wszyscy ją podziwiali! Będziesz na okładce brukowców jak nic!
No, ewentualnie razem ze mną, a gdzieś tam w
tle nasz „gorący pocałunek”. Ugh, bajecznie.
-Mam coś
jeszcze- mruknął cicho, zjeżdżając swoim wzrokiem z moich oczu na usta i
zagryzł mocno swoją dolną wargę zębami.
W samochodzie
rozbrzmiał alarm, czytaj: zadzwonił telefon, ale, że to akurat syrena
policyjna, od razu wiadomo, że dzwoni Evelyn. Uciekłam wzrokiem od chłopaka i
zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu urządzenia.
-Halo?-
powiedziałam, gdy nacisnęłam „odbierz”
na ekranie.
-Jest z tobą
jeszcze Harry?
-Tak- odpowiedziałam
jedynym słówkiem i zerknęłam na chłopaka.
-To włącz na głośnik-
poinformowała mnie menedżerka.
Znalazłam
odpowiedni przycisk i go nadusiłam, teraz trzymałam telefon ręce, nie musząc go
przykładać do ucha.
-Ajajaj, młodzieży,
właśnie dostałyśmy wasze zdjęcia z after, muszę przyznać, że daliście takiego
ognia jak chyba jeszcze nigdy- tym razem usłyszeliśmy głos menedżerki Styles’a-
Grace, która również sprawowała pieczę nad układem „fake boyfriend&girlfriend”.
-Ładnie to
zagraliście. Stella, wyglądało to jakbyś naprawdę pożądała Harry’ego i vice
versa, chociaż po wiadomości do Candy zastanawiałam się, jak zareagujesz, Harry.
Ale teraz już wiemy, profesjonalizm w każdej chwili, powinnyśmy wam kazać
więcej się całować!- pochwaliła nas Evelyn tym razem.
-Już dzwoniłam
do kilku gazet, nie będziecie schodzić z okładek- skwitowała entuzjastycznie druga
kobieta. –Mamy dużo pracy, a wy się wyśpijcie, bo wiecznie odpoczywać nie
będziecie- ostrzegła nas i zakończyła połączenie.
Schowałam
nieudolnie telefon do torebki i spojrzałam z powrotem na Harry’ego, którego
wzrok skierowany był przed siebie, tyle, że nie patrzył. Jego oczy były puste,
za mgłą.
-Hazz, widzimy
się jutro?- zapytałam cicho, mając nadzieję, że powie „tak”, ale troszkę się przeliczyłam.
-Nie wiem,
może, ale raczej nie- odpowiedział półgębkiem.
-Dobra, to do
zobaczenia, wracaj ostrożnie- odrzekłam zawiedziona i wysiadłam z auta.
Ostatnie co zobaczyłam jak przytakuje głową na pożegnanie dosłownie milimetr
lub dwa, nie odwracając głowy w moją stronę.
O. Mój. Boże.
Co. Ja. Zrobiłam…?
Czy to
możliwe, żebym…? Oczywiście, że to możliwe, musiałam być głupia, żeby zawsze
wmawiać sobie, że coś takiego nie ma prawa mi się nie przydarzyć. Jedna, no
dobra, dwie chwile z dzisiejszego dnia sprawiły, że mam połamane serce. Ten nieszczęsny
pocałunek, który z mojej strony nie był tylko udawaniem. On był prawdziwy, tak cholernie prawdziwy, że
aż samo wspomnienie boli. I drugie wspomnienie- gdy odpowiedział na moje
ostatnie pytanie z niechęcią, wstrętem.
Wiedziałam, że
powinnam pokazać mu tą kartkę, a nie wrzucić ją do torebki. To był błąd, przez
który wyobraziłam sobie za dużo. I jeszcze ta cała „zawsze wraca” Debbie, która kilkoma zdaniami sprawiła, że byłam
zazdrosna. Tak, przyznaję się teraz, okłamywałam samą siebie. Byłam i ciągle
jestem zazdrosna o chłopaka, który nie powinien być moim zmartwieniem.
Mogłam okazać
się profesjonalistką i grać jak w filmach, ale nieee, moje serce postanowiło ze
mnie zakpić i obdarzyć uczuciem kogoś, kto tego nie odwzajemnia. I co ja mam
teraz zrobić? Żyć w układzie, odliczając jego koniec, co jest równoznaczne z
załamaniem nerwowym? Mogłabym? Jestem na tyle masochistką, żeby cieszyć się pozornym
szczęściem?
I ten… Nie
mogę mu powiedzieć. Nie chcę być powtórką z rozrywki, nie chcę być żadnym deja
vu. Już jedna dziewczyna na niby się w nim zakochała i jak to się skończyło? No
właśnie. Ja nie chcę odrzucenia. Nie chcę przestać go widywać. Uzależniłam się
od niego, jest moim powietrzem od teraz.
Otworzyłam
drzwi szybkim ruchem i zamknęłam je z hukiem, od razu tego żałując, bo przecież
nocuje u mnie przyjaciółka. Oparłam się o drzwi, które były ekstremalnie zimne,
ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Zsunęłam się podłogę, która była
równie chłodna i przyciągnęłam do swojej klatki piersiowej nogi po
wcześniejszym zrzuceniu butów na posadzkę i ciśnięcie nimi przed siebie na koniec
korytarza. Przez łzy prawie nic nie widziałam.
-Candy, to
ty?- usłyszałam zaspany głos i przede mną wyłoniła się postać z ciemności.
Załkałam w
swoje dłonie i chwile potem rozbłysło światło.
-Stella?-
dziewczyna kucnęła przy mnie, pocierając delikatnie za ramię. –Co się stało,
czemu płaczesz?
Pokręciłam
głową, nie mając ochoty na żadne przesłuchanie i jeszcze więcej łez spłynęło po
moim policzku.
-Ktoś ci coś zrobił?-
pytała dalej, nie odpuszczając tak łatwo.
-H-Harry- jęknęłam
żałośnie, mierząc się z kolejną falą goryczy.
-Boże, Stella,
co ci zrobił?!- mówiła podniesionym głosem, gdy panika zaczęła brać górę nad
spokojnym myśleniem. Potrząsnęła mnie za ramiona, jednak to nic nie dawało, nie
odpowiadałam, więc po prostu zamknęła mnie szczelnie w swoich objęciach i
głaskała po plecach, nie naciskając dłużej na wyjaśnienia.
-On…-
westchnęłam między potokiem słonych kropel, ciężko łapiąc powietrze do płuc-
sprawił, że… się w nim… zakochałam…
_____________________________________________________
Okej, mam do was trzy sprawy, właściwie to dwie... A tak konkretnie to jedną. Wiem, jestem niezdecydowana, jak to kobieta XD To teraz najważniejsze- nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas, a to z tego względu, że sobie wybywam na "wakacje" i nie będzie internetu. Smutek. To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że miło się czytało :) x
eofhewfhewuifhewuifhgeirfhujghreigvhiuwsfhuirhuiheheujhrguihbvki zabije cię Mięta ZABIJE!
OdpowiedzUsuńjak mogłaś? jak Evelyn mogła? jak Stella mogła mu nie pokazać tego listu?
ale i tak cię kocham!
Stella i Harry
Harry i Stella
o boże lafheufbergvbergvhberj wreeeeszcie! iuadhvvnhujvhbjuvbsevnlovg
btw pierwszy komentarz :DDDDDDD
Cudowny rozdział, cudowny blog, nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńNo po prostu KOCHAM! K-O-C-H-A-M!
Piszesz tak fantastycznie. Zero błędów, ciekawie.. zazdroszczę, zazdroszczę i to bardzo! ♥
Co do rozdziału. Tyle emocji i nareszcie coś się dzieje, liczę na więcej momentów Harella'i! Ale tak bardzo szkoda mi Harry'ego. On coś ewidentnie czuje do Stelli, bo inaczej nie zareagował by tak po telefonie Evelyn, biedny :C
No cóż, pozdrawiam gorąco i życzę udanego wypoczynku!
Miło się czytało?! Kobieto, ty chyba jeszcze nie wiesz, że to jest boskie <3333 Cieszę się, żę Stella zakochała się w Hazzie. Awwww... to będzie piękna para <333 Do czasu kiedy dodasz następny rozdział to ja chyba umrę.... nie mogę się doczekać, aż powiedzą sobie "kocham cię" i będzie bosko, to znaczy już teraz jest, ale God... oni są dla siebie stworzeni! ;) xoxx
OdpowiedzUsuńA no i oczywiście wypoczywaj, słonko :* mam nadzieję, że twój blog się nigdy nie skończy i będę mogła podziwiać to cudo *.*
OdpowiedzUsuńWow.. ♥ Super jest licze na kolejne. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Miłych wakacji xoxo
OdpowiedzUsuńFenomenalny rozdział ;) czytałam z wielkim zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam. xx
Wow.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc chyba dziś komentuję pierwszy raz
Ale rozdział jest tak zajebisty, że nie potrafię nie wyrazić swojego zdania.
Kiedyś tam czytałam ten blog i zapomniałam o nim bo rzadko były rozdziały, ale potem na tt znalazłam i się cieszę!!!
Nareszcie Stella przyznała, że się w nim zakochała!
Juhuuuuuuuu!
Ubóstwiam <3
I teraz się boi, że Harry ją odtrąci jak poprzednią dziewczynę fake... Ale coś mi się wydaje, że nasz Hazzuś też poczuł miętę do swojej udawanej dziewczyny...
Pocałunek. CUDO!
On chyba myślał, że to naprawdę, dlatego miał tą mgłę na oczach, biedny...
Mam nadzieję, że Twoje wakacje nie potrwają długo...
Życzę weny i wypoczynku na wakacjach
Pozdrawiam
Zapraszam do mnie
http://pfilialove.blogspot.com/
Dużo dużo sie dzieję :3 lubie to ! ;*
OdpowiedzUsuńWracaj tu szybko :D
xoxo charls ;*
zacznę od... "nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas" a to ci nowość!
OdpowiedzUsuńkontynuując... chciałam ci tu nawrzucać, że nie ma Louelli, ale ta Harrella (czy jakkolwiek się to pisze) była taaaaka fajna *o* serio, normalnie z rozdziału na rozdział wolę kogo innego, ahh ta moja zmienność! Może jeszcze Harry'ego z tą Debbie zacznę szipować? ahahaha
punkt kolejny zatytułowany "Harrella (czy jak się to pisze) cd." - tytułem wstępu.. czytałam ten rozdział godzinę XD nie dlatego, że wolno czytam czy był nudny, po prostu użerałam się z przeglądarką czytając sky'a jednocześnie i tak jakoś mi zeszło, a jak później się już tak wciągnęłam, że przeglądarka daawno przestała mnie irytować to w momencie "Staraliśmy się wypełnić wzajemnie obiecaną rozkoszą od stóp aż po sam czubek głowy." mój monitor rozbiły dwa renifery w sweterkach...
nie, ja wcale nie jestem na haju czy coś, po prostu ostatniego czasu ściągnęłam sobie jakiś głupi wygaszasz i ustawiłam "włącz po minucie".
wracając do wspomnianego zdarzenia... z lekka wytrąciło mnie to z rytmu, ale mimo to Harella była taka... kegfjkanfjksb sorry nie ma innych słów w moim języku niż to wyrażające więcej niż tysiąc słów "kegfjkanfjksb" (jakby cię to interesowało to mam taką fajną anegdotę lol, jak ludzie zaczynali to pisać to ja myślałam, że to jakiś wyraz jest i oni to znają na pamięć albo kopiują, a nie uderzają w klawisze jak popadnie hahah, dlatego też uznałam, że ta moda jest debilna XD).
Ehh zgubiłam wątek.... Jednakowoż wydaje mi się, że wszystko tutaj napisałam w temacie Harrelli (czy jak to się tam ten), ale muszę jeszcze wspomnieć o zdaniu, które mnie powaliło:
" Powinni ją trzymać na smyczy czy coś, nie wiem." God ahahaha XD <3
okej, także teges, kończę. Pobawię się jeszcze banerem XD
czeeeeeeeeść! x
i nie myśl sobie, że jak napisałaś o przerwie to to ci daje prawo nie publikowania przez kolejne pół roku!
Dobra, odwołuję to co napisałam ostatnio, od teraz to jest mój ulubiony najulubieńszy rozdział jak do tej pory na tym blogu. Ja wiedziałam już od dawna, że ona szpryciula się w nim jednak zakochała. A najzabawniejsze jest to, że on też się w niej zakochał, ale ona o tym nie wie. No wyobraź sobie tę jego smutną i zawiedzioną mordkę, kiedy się dowiedział, że ten pocałunek to jednak była tylko ustawka. Dziewczyna mu narobiła nadziei, a tutaj teraz takie o. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zanim zadzwoniła do niej menadżerka to on chciał już coś ten tego, a tu takie coś, no tak nie wolno!
OdpowiedzUsuńScena numer 1: "-J-ja…- zająknęłam się i dałam sobie spokój z wyjaśnieniami. [...] Pochyliłam się do przodu i złączyłam pewnie nasze usta oraz zarzuciłam ręce na jego ramiona, które za chwilę szczelnie i jednocześnie delikatnie oplotły jego szyję. Harry dotknął mojego policzka, zostawiając na dłużej żar w miejscu swoich palców. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej drugą ręką spoczywającą na talii. Wstyd i niepewność jako ostatnie linie oporu zostały przełamane z każdej możliwej strony. To był sygnał, że możemy posunąć się dalej. Oddałam mu klucz do krainy rozkoszy, który od razu wykorzystał" No jeny jeny jeny! Ja chcę jeszczeeeeeeee!! A to wcale nie ja całowałam się z Haroldem *sigh*
Scena numer 2: "-No i masz nową fryzurę, wszyscy ją podziwiali! Będziesz na okładce brukowców jak nic!
[...]
-Mam coś jeszcze- mruknął cicho, zjeżdżając swoim wzrokiem z moich oczu na usta i zagryzł mocno swoją dolną wargę zębami.
W samochodzie rozbrzmiał alarm" URGH LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO. Evelyn mogła sobie już darować ten telefon, jak sir Styles zagryza wargę patrząc na usta Stelli to przecież wiadomo, że coś jest na rzeczy! Ta menadżerka powinna nauczyć trochę kultury, no nie przerywa się w takich momentach noooooo! A teraz biedna Stella ryczy pod drzwiami, Harold pewnie też ryczy w samochodzie czy gdzie go tam wywiało i wszyscy są nieszczęśliwi, a przecież mogło już być tak pięknie! Ech, no nie cierpię cię za to. Aaaaaaaaaaaale kiedyś będą musieli się pogodzić ^_^
P.S. "nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas" NO CHYBA SOBIE JAJA ROBISZ.
* i'm dead* x.x
OdpowiedzUsuńTo.Było.Fantastyczne. Co mogę więcej powiedzieć?
OdpowiedzUsuńWspaniały pocałunek i smutna końcówka. Nie dziwię się, że Harry poczuł się oszukany, też bym się tak czuła na jego miejscu. Nie mniej jednak rozdział świetny, co sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam, Lena xxx
Dla mnie rozdział jest jak najbardziej niesamowity, powalasz swym talentem! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ^^
To opowiadanie jest rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńNie pokazała mu listu i biedaczek myślał, że Stella sama z siebie go pocałowała.
Ale ona coś poczuła i ja sama czuję, że tu się jeszcze dużo rzeczy wydarzy ;D
Pozdrawiam :3
Jeeej. jestem pod ogromnym wrażeniem rozdziału. Chociaż skończył się smutno,że i mi poleciały łzy. Czekałam z niecierpliwością na pocałunek Harrego i Stelli. Oni tak niesamowicie pasują do siebie i chyba czują to samo . Chemia między nimi działa. Evelyn nie miała kiedy zadzwonić i spierdzieliła dosłownie cały piękny wieczór. Trochę głupio,że nie wtajemniczyła Harrego w ten pocałunek,może by wieczór skończył się lepiej. Bo jeśli oni czują do siebie to samo to pocałunek byłby taki sam jak nie ostrzejszy. Ach ta Evelyn musi psuć wszystko.
OdpowiedzUsuńOgólnie czekam z niecierpliwością na kolejny rodział,bo z niecierpliwości usiedzieć w miejscu nie mogę i ciągle sprawdzam czy nie ma nowego rozdziału :P Powtórzę się,ale to jest GENIALNE!!! Pozdrawiam.
Czytelniczka.
Ten rozdział był naprawdę boski, niektórzy mogliby pomyśleć że już powoli akcja się happy end'em zakończy, a tu: surpriiiiise! akcja dopiero się zaczyna XD. No ale teraz mnie ciekawość zżera jak to się dalej potoczy: co z Debby, pocałunkiem, uczuciami Stelli... Harrellą?
OdpowiedzUsuńNic tylko czekać na następny rozdział...
Pozdrawiam i pomysłów życzę!
·R·
next i zapraszam do mnie http://changemyminde.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń