Rozdział 24 "Mówiłem, że spóźnienie się na to całe party wcale nie będzie dla nas wyzwaniem"

/ x / piątek, 26 lipca 2013
Podeszłam do drzwi i dopiero przy założeniu dłoni na klamkę, zdałam sobie sprawę, że okropnie się trzęsie, podobnie druga oraz całe moje ciało. Spojrzałam jeszcze raz za siebie, a Jane machnęła niecierpliwie ręką, chcąc mnie pospieszyć, bo „on się z pewnością bardziej denerwuje niż ty”, jak to ona ładnie przed chwilą ujęła.
Bezwiednie moja ręka nacisnęła na klamkę, tym samym otwierając drzwi do apartamentu. To się stało zupełnie bez mojego pozwolenia, jakby… Jakby to zrobił ktoś inny, a ja tylko była obok i na to patrzyła, nie mogąc zaprzeczyć.
No i się stało. Zielone tęczówki zjechały na sam dół, do samych czubków czarnych szpilek, a następnie z powrotem powędrowały w górę, uplasowując swoje przenikliwe spojrzenie bezpośrednio ma moich oczach.
Jane zakasłała niezręcznie, zwracając na siebie uwagę chłopaka, który jakby „przebudził” się z transu i zaczął nerwowo mrugać, przeskakując wzrokiem ode mnie na nią i z powrotem, i tak w kółko.
-Są piękne, dziękuję! Właściwie skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? Nie wspominałam ci o tym- Cantwell złapała bukiet kwiatów, które Harry trzymał w dłoni i zaciągnęła się przesadnie ich zapachem. Ona jak zawsze wszystko dla śmiechu.
-Każda dziewczyna uwielbia czerwone róże- mruknęłam pod nosem, błądząc oczami po suficie. –Prócz mnie- zakasłałam znacząco, przykładając  zaciśniętą lekko pięść do ust.
-Typowe- Jane pokiwała głową z dezaprobatą, dopowiadając bezgłośnie „Ach, ci faceci…”
-No i poza tym świetnie!- skrzyżowałam ręce na piersi i podniosłam pytająco brwi z nutką „pretensji”. –Zdradzasz mnie z moją najlepszą przyjaciółką? Jak śmiesz?!- powiedziałam zdecydowanie za głośno, co go zamurowało.
-Próbował i ciągle próbuje mnie uwieść- odezwała się szatynka, potwierdzając niezaprzeczalne już „fakty”. -A ja ciągle odmawiam, tylko przez te loki nic nie dociera- skwitowała.
-Dwa fronty, hmm?- popatrzyłam na niego sceptycznie. Wydawał się być zdezorientowany i odjęło mu mowę? Możliwe, bo starając się wysłowić, żaden dźwięk nie wydobywał się z jego ust.
Moja przyjaciółka złapała za klamkę i z hukiem zatrzasnęła drzwi tuż przed nosem biednego, zszokowanego Stylesa. Spojrzałyśmy na siebie, zarówno u mnie jak i u Jane uśmiech sam cisnął się na usta, aż w końcu się głośno roześmiałyśmy. Nie wiem jakim cudem zachowałyśmy śmiertelną powagę podczas tej całkowicie szalonej scenki. Może mamy zadatki na aktorki?
Oczywiście, mina Harry’ego była bezcenna. Teraz żałuję, że nie miałam w ręku kamery albo aparatu. Wypadałoby to uwiecznić i oglądać w ponure, deszczowe dni na poprawę humoru, a teraz? Taka okazja może się już nie powtórzyć, niestety. Chociaż… Lou mógłby mi pomóc przygotować podobną akcję, on się na tym zna jak nikt inny. Rozważę tą opcję.
-Już otworzyć?- szatynka szepnęła w moją stronę i przybliżyła się do małego wieczka przy drzwiach, przez które uważnie spojrzała.
-Tak, nie trzymajmy go w tej okropnej niepewności- odpowiedziałam z ciągle podniesionymi kącikami ust.
Jak kazałam, tak zrobiła. Harry spojrzał na nas jak na wariatki, które uciekły dziesięć minut temu z zakładu dla psychiczne chorych. Wcale się nie dziwię. Ja byłam przyzwyczajona do dziwnych i niekontrolowanych zdarzeń w wyniku całkowicie nieprzemyślanego działania lub improwizacji, jak kto woli,  duetu „Stella i Jane”, więc przestałam się już przejmować wszelkimi krzywymi spojrzeniami. To się niegdyś zdarzało codziennie. Styles to najzwyczajniej w świecie nasza ofiara, która nie poznała dobrze Jane.
-Oj, kochanie, przepraszam- powiedziałam z niewinną minką. –Tylko się wygłupiałyśmy, a ty wyglądasz jakbyś zobaczył co najmniej ducha.
Podeszłam do niego bliżej i pomachałam mu przed twarzą. Jeśli jakiś tam ruch wykonał na moje już wręcz szaleńcze wymachy i pstrykanie palcami, to musiał być tak nieznaczny, że aż niewidoczny.
- Mam w torebce defibrylator. Przynieść?- zapytała dziewczyna i nawet nie czekając na odpowiedź, szybko ruszyła w kierunku swojego pokoju.
-To nie będzie potrzebne!- w końcu odezwał się Harry.
-Czekaj, ty nosisz przy sobie urządzenie do wstrząsów?- spytałam całkowicie zbita z pantałyku i to teraz moja mina prawdopodobnie była „bezcenna”.
W odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami, jakby to nie było nic nadzwyczajnego.
-Tak na wszelki wypadek, zawsze się może przydać- zarzekała się nad swoją racją.
Usłyszałam przy uchu ciche „matko” i zachichotałam dodatkowo, gdy spojrzałam na twarz chłopaka koło mnie.
-Przyzwyczaisz się , słoneczko- powiedziałam i przejechałam ręką po plecach Harry’ego, łapiąc go w pasie, przysuwając się tym samym bliżej do jego klatki piersiowej.
-O! Zostańcie tak, zaraz wracam!- krzyknęła moja koleżanka z dzikim błyskiem w oku, który można było dostrzec od razu i nawet nie trzeba się było za bardzo przypatrywać.
-Co jest?- zapytał zdezorientowany chłopak.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam do niego. –Ale nie waż się przynosić aparatu, żeby zrobić nam zdjęcie, no litości, Jane- to powiedziałam już o wiele głośniej, żeby mogła mnie usłyszeć z pokoju, w którym zniknęła przed kilkoma sekundami.
Korzystając z okazji, weszliśmy do środka. Nie będziemy przecież czekać na kolejne rewelacje Cantwell, stojąc na klatce jak kompletni idioci.
Harry objął mnie ramieniem, że pod wpływem niespodziewanego dotyku, podskoczyłam na moich bardzo wysokich butach i chwała Bogu, że nie upadłam.
-Mówiłem, że spóźnienie się na to całe party wcale nie będzie dla nas wyzwaniem- podsumował, zagryzając mocno dolną wargę. –Wyglądasz oszałamiająco- podarował mi komplement, przez który oblała mnie fala ciepła na policzkach. Nigdy nie potrafiłam odpowiednio reagować na pochwały, zawsze czułam się przy tym skrępowana, tak samo jak w tej chwili.
-Dzięki- wydukałam niepewnym głosem i nieudolnie się uśmiechnęłam. Właściwie nikt nie nazwałby tego uśmiechem, lepiej pasuje tu określenie „grymas”, ale no cóż, trudno.
-Jeszcze tylko małe poprawki- powiedziała podekscytowana Jane i zaczęła układać moje włosy, kiedy pojawiła się tuż przy mnie w mgnieniu oka. Rozpylała niesamowicie dużą ilość lakieru, tłumacząc, że trzeba jeszcze „odrobinkę utrwalić”. Harry pokiwał głową z politowaniem w oczach, co zauważyła i zmierzyła go groźnym wzrokiem.
-Kochasiu, znam się na stylizacji jak mało kto i, chociaż przyznaję, że całkiem dobrze wyglądasz, mogłabym dopracować twój look- powiedziała do chłopaka z widoczną wyższością.
-Doprawdy?- zapytał, a jego brwi z ciekawości powędrowały w górę.
O nie. Nie. Nie. Nie. Czy on sobie zdaje sprawę, że właśnie rzucił wyzwanie Jane Cantwell? Chyba nie. Totalnie nie. Biedak, nie wie co go czeka. Nie wiem, czy mam go ratować, czy czekać na dalszy rozwój wydarzeń i dopiero potem zatkać mu usta? No ale wtedy prawdopodobnie będzie za późno.
-Doprawdy- odpowiedziała z powagą, która u niej występowała bardzo rzadko, więc to nie był żaden żart z jej strony. Dostrzegłam tę zaciętość w jej spojrzeniu. Nie, to zdecydowanie nie jest żart.
-Widzę, że moglibyśmy tak miło gawędzić do jutra, ale wtedy to będziemy musieli się tłumaczyć Evelyn, dlaczego nie było nas na tej gali, a tego nie chcemy, więc już może chodźmy- zaproponowałam, chcąc zapobiec ewentualnym wypadkom w tym domu, delikatnie mówiąc.
-Nie, wracać mi tu- rozkazała dziewczyna i zamknęła przed nami drzwi, zmuszając nas do zostania w domu.

Zaczęło się.

 –Twój chłopak nie wierzy w moje możliwości, wobec tego mu udowodnię- chociaż słowa skierowane były do mnie, Jane stała naprzeciwko chłopaka i machała na niego groźnie palcem wskazującym, aż w końcu odwróciła się i skierowała do pokoju po lewej.
-Ile mam na ciebie czekać, Styles?- zawołała zniecierpliwiona. –Hrabia się znalazł- mruknęła ciszej, ale i tak doszło to do naszych uszu.
-Pojechałeś po jej ambicji, to twój koniec- podsumowałam jego marny los.
-Ja nawet nic nie powiedziałem- bronił się zacięcie.
-Czasami cisza wyraża więcej niż tysiąc słów.
-W jakiejś reklamie to by–-
-Harry!- zawołała ponownie Jane.
-Idziesz, nie chcesz, żeby cię zawołała trzeci raz- szepnęłam i popchnęłam go w kierunku owego pokoju.
-Nie chcę?- jęknął przerażony.
Pokiwałam głową na boki bardzo szybko, jako odpowiedź przeczącą, a on wystraszył się jeszcze bardziej.
-No w końcu, nie lubię czekać- powiedziała Cantwell i kazała mu siadać na krześle za nią.
Zobaczyłam bezgłośne „pomocy”, kiedy poruszył ustami, ale było już na takową za późno. Mogłam się jedynie przyglądać temu, co się wydarzy.
-Żadnych świadków, wstęp wzbroniony, sorry Cands- skwitowała przyjaciółka i zamknęła mi drzwi tuż przed nosem. Ostatnie co zdołałam zauważyć to to, że Harry kurczowo trzymał się krzesła i kompletnie nie wiedział, czego się spodziewać.
Ach, ta Jane. Potrafi człowieka przestraszyć samym lakierem do włosów. To się nazywa sztuka.


Ileś czasu później.
Kolejny raz spojrzałam nerwowo na zegarek, ale jak na złość ta wskazówka wlokła się niemiłosiernie. Siedziałam w salonie i przerzucałam kanały, jednak nic nie było w stanie przykuć mojej uwagi na dłużej niż kilka sekund. Moje myśli błądziły wyłącznie wokół małego pokoju, którego drzwi świetnie było stąd widać. Nie ma krzyku, czyli krew się jeszcze nie leje, więc nie ma co się zamartwiać do upadłego. Jeśli mieliby się pozabijać, zrobiliby to już na samym początku, prawda? Prawda?!
Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, na co automatycznie odwróciłam głowę do źródła tego dźwięku.
-Cands, padniesz normalnie!- powiedziała podekscytowana Cantwell, hamując się od radosnego skakania po całym domu.
-Lepiej nie- zaśmiałam się. –Nie kuśmy twoich urządzeń elektryczno-wstrząsowych- dodałam, no co teraz ta się zaśmiała.
Odchyliłam szerzej drzwi i ujrzałam Harry’ego, który właśnie miał opuścić pokój. O mało co na siebie nie wpadliśmy. Jego mocno skręcone loki, które zazwyczaj opadały na czoło, zakrywając tym samym pół buzi, zastąpiła całkiem nowa fryzura. Ładnie wystylizowana grzywka zaczesana była do tyłu, więc teraz można było do woli podziwiać rysy jego twarzy. Wyglądał zdecydowanie doroślej, niewątpliwie seksowniej i ewidentnie gorąco. Jeśli do tej pory kobiety wzdychały na jego widok, to jestem pewna, że teraz zabraknie im tlenu. Ja sama też bezwiednie wstrzymywałam oddech. O matko, te włosy rzeczywiście mają to coś. Trochę przerażające, a jednocześnie bardzo pociągające.
-Może być?- zapytał, posyłając mi przy tym łagodny uśmiech.
Przytaknęłam z podniesionymi kącikami ust, nie ufając za bardzo swojemu głosowi.
-Ja jestem po prostu świetna- spuentowała Jane, przyglądając się nam uważnie, będąc opartą o ścianę.
Harry i ja spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, a potem z powrotem na nią.
-Tak, tak, masz rację, jesteś genialna- przyznał chłopak dla świętego spokoju, ale z taką naturalnością, jakby właśnie coś szczerze zachwalał.
-No dobra, dzieciaki, a teraz wynocha, bo jesteście już pewnie spóźnieni- stanęła prosto i machnęła na nas rękami, żebyśmy już wychodzili.
-Tylko jakąś godzinę, może dwie- poinformowałam ich, spojrzawszy na zegarek w przedpokoju.
-Czyli norma- dodał Styles i zaśmiał się przy tym.
-No to już, bawcie się dobrze- szatynka pchnęła nas mocniej w stronę drzwi i nim zdążyłam się zorientować, już stałam na klatce.
-Ale- zaczęłam.
-Nie ma żadnego ale- przerwała mi. –A! I Harry pamiętaj, że ja lubię czerwone róże, a Cands nie.
-Zapamiętam na przyszłość- uśmiechnął się zwodniczo i spojrzał na mnie, po czym przybliżył mnie do swojego ciała jednym małym ruchem ręki spoczywającej na mojej talii.
Jane spojrzała na ten gest znaczącym wzrokiem.
-Tylko jak mówiłam „bawcie się dobrze” to miałam na myśli, że… no ten… Wiecie co miałam na myśli. Nie chcę być jeszcze ciocią- mruknęła w naszą stronę.
-Jane!- pisnęłam zirytowana, a Harry zaśmiał się na moją reakcję.
-No co? Tylko mówię- podniosła ręce w geście obronnym i cofnęła się dwa kroki w tył.
-Spokojnie- chłopak przyłożył usta do moich włosów i szepnął w nie bardzo cicho.
(…)
Będąc w połowie drogi schodzenia po schodach, uświadomiłam sobie, że zapomniałam najważniejszej rzeczy na świecie. O mojej torebce. Została na górze, niech to.
Spojrzałam na ilość schodów, które mnie w tej chwili dzieliły od mojego apartamentu i jęknęłam niezadowolona oraz pod każdym względem zrezygnowana. Przecież te buty na moich nogach to koszmar, a chodzenie w nich po schodach to najzwyczajniej samobójstwo.
-Stella, a ty gdzie znowu?- dostałam pytanie od mojego chłopaka, gdy zdołałam pokonać dwa schodki w górę, w drugą stronę.
-Zapomniałam torebki- poinformowałam go i weszłam jeszcze jeden stopień wyżej.
-Ja przyniosę, a ty już lepiej schodź do samochodu- zaproponował i wręczył mi kluczyki do czarnego Range Rovera. –Tylko się nie połam- dodał, zjeżdżając wzrokiem na moje szpilki.
-Bardzo śmieszne, naprawdę- mruknęłam posępnie, ale wydawał się tego nie słyszeć.
Ale niestety taka prawda, jeden nieostrożny krok i złamane kości. Miesiące rehabilitacji. Matko.
Jakimś cudem udało mi się pokonać wszystkie schody, więc wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu auta Harry’ego, z czym na szczęście nie było problemu, bo rzucał się w oczy jak żaden inny na tej ponurej ulicy.
Odblokowałam zamki przyciskiem na pilocie i szybko wślizgnęłam się na miejsce pasażera, gdy zimny wiatr powiał prosto na mnie i w tamtym momencie pomyślałam, że zamarznę, a przecież miałam na sobie dość ciepły płaszcz.
O rany, kierownica. Znowu pomyliłam strony. Nigdy się nie przyzwyczaję do tego lewostronnego ruchu. Co prawda jechałam kilka razy, o mało co nie powodując wypadków, o czym chłopcy nie muszą wiedzieć ani nikt inny też, ale dalej się nie przekonałam do siedzenia po tej stronie. To tak, jakby całe życie być praworęcznym i nagle zacząć pisać lewą ręką. Straszne.
Raczej nie mam co liczyć, że Harry da mi kierować w piętnastocentymetrowych obcasach, ale chociaż pod jego nieobecność, mogę włączyć na chwilę ogrzewanie, bo- poważnie- jak tak dalej pójdzie to będę jak prosto wyjęta z zamrażalki albo tuż po rocznej wycieczce po biegunie północnym.
Wsadziłam kluczyki do stacyjki i nimi przekręciłam. Samochód zawarczał na początku, ale potem praca silnika był wręcz nie do zauważenia. Przycisnęłam do końca sprzęgło, jak i hamulec, żaby przypadkiem nie ruszyć. Włączyłam odpowiednie przyciski i pokrętła, by zrobiło się choć trochę cieplej oraz radio. Leciała całkiem przyjemna dla uszu piosenka, którą sobie miejscami podśpiewywałam.
Dostrzegłam sylwetkę mojego chłopaka, który właśnie opuszczał budynek szybkim krokiem z granatową kopertówką w dłoni. Chciałam odsunąć szybę okna, bo przez przyciemniane okna nie mógł mnie zobaczyć, lecz nagle coś złapało mnie za szyję i przycisnęło mocno do fotela, zakrywając szczelnie usta.
Samochód zerwał się do przodu na dość wysoki krawężnik, na który wjechał dzięki ogromnym oponom. Jeśli byłoby to inne auto, a nie Range Rover to może by się zatrzymało na tej przeszkodzie nie-do-pokonania, ale nie. Ja muszę mieć tak cholernego pecha.
Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Nie mogłam nawet oddychać i to chyba bardziej ze strachu, że gdybym z powrotem nie wcisnęła hamulca, rozbiłabym się o ogrodzenie. Masywne, murowane ogrodzenie. Więcej nie trzeba mówić, obrazy same nasuwają się dzięki wyobraźni, jeśli chodzi o to, co mogłoby się stać i jak to by wyglądało.
-Boże- wyrwało mi się z ust.
-Stella! Nic ci nie jest?- zapytał Harry, kiedy podbiegł i otworzył drzwi z mojej strony, oglądając każdy centymetr mojego ciała.
-T-tam- wyjąkałam i odwróciłam się niepewnie, gdy chłopak zaciągnął hamulec ręczny i wyłączył silnik. -Louis?! Co ty tu robisz do cholery?- krzyknęłam na niego, ciągle będąc w szoku.
-Chciałem cię tylko trochę nastraszyć- wyjaśnił i otworzył drzwi, po czym wysiadł z samochodu. Ja również tak zrobiłam. Stanęłam tuż przy boku Stylesa, żeby się mieć kogo złapać, jeśli coś… -No, niezła jazda była- skwitował z kpiącym uśmiechem na twarzy.
-Niezła jazda? Nastraszyć? Raczej zabić!- poprawiłam go z jadem w głosie.
-Nie histeryzuj, Stella- próbował mnie udobruchać, zakładając przy tym ręce na moje ramiona, które jeszcze szybciej strzepnęłam bez cienia emocji.
-Harry, może coś powiesz?- zapytałam, gdy ten ciągle milczał i milczał.
-Twoja torebka- odrzekł i wręczył ją do moich dłoni.
Świetnie. Na co ja w ogóle liczyłam? Na odrobinę wsparcia? No cóż, trzeba zejść na ziemię. Szczypta zrozumienia tylko i wyłącznie w marzeniach, a nie w prawdziwym świcie.
-Stella, nic się nie stało, nie masz się co denerwować- wtrącił ponownie Tomlinson.
-Ja jeszcze nie jestem zdenerwowana, ja dopiero będę! I nie dotykaj mnie więcej!- krzyknęłam, kiedy znów niemal dotknął mojego ramienia. Zrobiłam krok w tył.
-Stella…
-Nie! Nie rozumiesz, że nie bawi mnie twoje poczucie humoru? Nie mam ochoty znosić dłużej takich głupich wyskoków na co dzień. Masz się wynieść z mojego mieszkania, jasne?- zagroziłam całkowicie poważnie.
-Ale Stella, nie-
-Nie chcę tego słuchać, Tomlinson. Jak wrócę do domu, to ma cię tam nie być i twoich rzeczy też, zrozumiałeś?- mówiłam w amoku, ciskając wzrokiem błyskawice, aż dziw, że nie miały takiej siły przebicia jak te prawdziwe na niebie. –Nic mi nie jest, dzięki za troskę- to zdanie skierowałam do Harry’ego, kiedy tylko uświadomiłam sobie, że zapytał się o to na samym początku. Chciałam, żeby to zabrzmiało w miarę naturalnie, ale ciągle byłam roztrzęsiona, więc znalazła się w moim głosie nutka pretensji, strachu i stresu, co zapewnie nie oddało mojego zamierzonego efektu.
Odeszłam od tej dwójki i przeszłam na drugą stronę auta, żeby zobaczyć czy do muru rzeczywiście było tak blisko, jak mi się wydawało, kiedy siedziałam w środku Range Rovera. Odległość dzieląca przednią maskę od ogrodzenia wynosiła mniej niż kilka centymetrów, czyli sekunda więcej niż moment, w którym nacisnęłam pedał hamulca i rozbiłabym zderzak albo i znacznie więcej.
-Przesadziłeś tym razem- odezwał się Styles. -To mogło być naprawdę niebezpieczne.
Dobiegła mnie rozmowach chłopaków. No tu miał akurat rację, trzeba przyznać.
-Ale najważniejsze, że nic się nie stało, tak?- odpowiedział mu.
-Tak, to najważniejsze. Dzięki Bogu. Stella najadła się strachu, ja podobnie, jak zobaczyłem, kiedy wyszedłem z klatki schodowej.
-Włosy ci nawet dęba stanęły, stary- zaśmiał się Tomlinson.
To seks fryzura, nożesz no. Jane udusiłaby go gołymi rękami, gdyby to usłyszała. Jeśli ktoś uważał, że zdenerwowana ja jest nie do zniesienia, to co by powiedział na Jane Cantwell?
Dobra, koniec, bo zaraz zaczną rozmawiać o grach komputerowych.
-Jedziemy?- jęknęłam zniecierpliwiona i spojrzałam w stronę tej dwójki.
-Jasne, już. Poczekaj sekundkę tylko wycofam- poinformował mnie mój ukochany, na co lekko przytaknęłam głową.
Louis odszedł, żeby dać przyjacielowi pole manewru i znalazł się tuż przy mnie. Yayy, tylko skakać z radości, czaicie sarkazm, prawda?
-Zimno dzisiaj- odezwał się na najbardziej neutralny temat świata. Jak nie wiesz o czym rozmawiać to najlepiej o pogodzie. Działa za każdym razem. –Dobrze się opatul tym szalem- mruknął i zaczął go poprawiać, na co się momentalnie odsunęłam.
-Przestań się przymilać, ciągle jestem na ciebie wkurzona- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam, okej? Chciałem po prostu, żeby było śmiesznie- wyjaśnił.
-I co? Zadowolony jesteś z efektu?- zapytałam półgębkiem, kręcąc głową z niedowierzaniem i wsiadłam szybko do samochodu, kiedy Harry zjechał z krawężnika i wytyłował. Nie zaszczyciłam już spojrzeniem pana „zabawnego”, nie dostałam też żadnej odpowiedzi na moje pytanie.



2
Dojechaliśmy niemal na sam koniec eventu, ale to w niczym nie przeszkadzało fotoreporterom. Kiedy wszyscy grzecznie siedzieli i oglądali to, co się działo na scenie, ja i Harry pozowaliśmy chyba do największej liczby fotek w całym naszym życiu. Prawdopodobnie dlatego, że to wyjście było naszym wspólnym publicznie od bardzo długiego czasu i na dodatek ciągle byliśmy „szaleńczo w sobie zakochani, nawet bardziej niż na początku”, jak mówił to skrypt, który został przysłany przez Evelyn i który czytałam w drodze samochodem.
Paparazzi chcieli czegoś więcej niż trzymania się za ręce czy objęcie drugiej osoby ramieniem. Tak, dokładnie. Chcieli sensacji w postaci pocałunków. Na szczęście żadne z naszej dwójki po słowie „pocałunki”, nie rzuciło się łapczywie na usta drugiej osoby. Niewinne buziaki, momentami trochę odważniejsze, pozostały mimo wszystko powściągliwe do końca gali.
Na swoich miejscach byliśmy, no właśnie-ile? Dziesięć minut czy nawet i mniej? Wydaje mi się, że tak mniej więcej tyle. Oczywiście mieliśmy zarezerwowane takie fotele, że trudno było nie zauważyć nasze przyjście, co perfidnie wykorzystali prowadzący, wplatając naszą cudowną dwójkę w swoje mało zabawne teksty. Tak, pozwolili sobie na żanujące żarty o tym, jaki to nasz seks za kulisami musiał być gorący, ponieważ zaszczyciliśmy ich swoją obecnością dopiero teraz, na samo zakończenie.
Faktycznie, ha, ha, ha, boki zrywać normalnie…
Na szczęście już po krzyku, zostało jedynie znowu przejść się po czerwonym dywanie w drugą stronę i prosto na after party, na które też musimy iść, bo Evelyn  tam też kazała nam się pokazać, a ja mam taki imprezowy nastrój jak nigdy. Powiedziane z sarkazmem.
-No już, rozchmurz się, wypijemy o drinku, pokręcimy się, żeby nas zobaczyli i już nas tam nie będzie- pocieszał mnie Harry, mucząc do ucha, bym usłyszała wśród tego całego gwaru i zamieszania, w którego centrum się znaleźliśmy.
-Masz rację, posiedzimy tam chwilę i wyjdziemy, no stress, muszę się po prostu zrelaksować i przestać tak dużo myśleć.
-Dokładnie- przytaknął Harry, muskając wargami moje czoło „na pokaz” przed kolejnym paparazzi i weszliśmy do wielkiej sali przez równie ogromne drzwi. Jedni sączyli alkohol z kolorowych naczyń i rozmawiali przy barze, drudzy szaleli na parkiecie, a jeszcze inni kręcili się tu i ówdzie.
-To co pijemy?- zapytał mnie chłopak, kiedy podeszliśmy do lady z neonowymi światłami i chyba milionem różnych butelek.
Nie byłam jakimś wybitnym znawcą, jeśli mam być szczera. Wybrałam pierwszą lepszą nazwę z listy, która rzuciła mi się w oczy:
-Screwdriver.
-Poprosimy dwa razy- dopowiedział Styles do faceta za barem, na co ten przytaknął i chwilę później napoje wylądowały na ladzie.
Pociągnęłam mały łyk słomką i od razu rozpoznałam smak pomarańczy zmieszanej z czystą wódką. Prostota i genialność, jeśli miałabym określić ten drink.
-I jak?- Harry posłał mi pytające spojrzenie, czekając aż napiję się jako pierwsza.
-Wiesz… Woda mineralna niskosodowa niegazowana zdecydowanie bije to na głowę- odparłam śmiertelnie poważnie, a on spojrzał na mnie mocno zdziwiony i jakby miał zaraz zbierać szczękę z podłogi. -Powinieneś się teraz zobaczyć, twoja mina… Po prostu nie do opisania- roześmiałam się i on także.
-Śmieszne, Cands, śmieszne- podsumował i złapał za swoją szklankę.
-Czekaj!- powstrzymałam go przed pierwszym łykiem.
Zmarszczył pytająco brwi i wpatrywał się we mnie z ciekawością i znakiem zapytania w oczach, dlaczego to zrobiłam.
-Jak będziesz potem prowadził samochód?
-Stella, nikt jeszcze nie umarł od jednego drinka- wyjaśnił spokojnie, jakby to był powszechnie znany fakt.
Westchnęłam głośno, kręcąc głową z niezadowolenia.
-Albo zadzwonimy po Louisa, żeby po nas przyjechał- powiedział po chwili, kiedy zapaliła się w jego głowie żarówka oznaczająca pomysł.
-Pff- fuknęłam- to ja już wolę zginąć- podsumowałam i zorientowałam się, że kurczowo trzymam naczynie z napojem w dłoniach.
-Sama powiedziałaś, żeby się zrelaksować- użył moich własnych słów przeciwko mnie samej. Co za ironia. Tylko dlaczego to ja zawsze jestem jej ofiarą? No dlaczego?
-Nie łap mnie za słówka, Harry- zerknęłam na niego i odpowiedziałam. Założyłam pasmo włosów za ucho, ale kolejny raz zdołało się uwolnić, dopiero kiedy zrobił to mój chłopak, ani myślało drgnąć. Co jest?
-Harry? Czy to ty?- usłyszeliśmy za sobą dźwięczny kobiecy głos, ale nie wydawał się ani trochę znajomy.
-Debbie? Hej, um… co ty tu robisz?- jego oczy powiększyły się dwukrotnie, gdy się odwrócił.

Harry?  Debbie? Oni się znają?

-Mogłabym cię zapytać o to samo, takie imprezy są nie w twoim stylu- uśmiechnęła się figlarnie, robiąc maślane oczy. O, matko.
-Ile to już czasu?- zapytał.
-Kto by to pamiętał, liczą się wspomnienia- zachichotała. –Ostatnio jak się widzieliśmy, byli z tobą twoi przyjaciele, gdzie ich dzisiaj zgubiłeś, hmm?- zapytała słodko, dalej wlepiając w niego oczy.
-Nie ma ich, przyszedłem na galę ze Stellą, moją dziewczyną- powiedział, akcentując dobitnie słowo „dziewczyna”, na co iskry w oczach Debbie zniknęły i od razu nabrały złej mocy.
-Cześć, miło cię poznać- powiedziała od niechcenia, ale wypadało zachować pozory kultury, więc ja też się grzecznie przywitałam i posłałam jej wymuszony uśmiech numer pięć. Niech się cieszy.
-Więc… Harry, dasz się wyciągnąć na parkiet, oczywiście, jeśli twoja dziewczyna się zgodzi- zaproponowała i spojrzała na mnie z wyższością.
Widzę to, widzę, że go pożera wzrokiem, a na mnie patrzy, jak na niegodną siebie rywalkę o jego serce, tyle że mnie to nie obchodzi, bo nie jesteśmy razem. Niech wlepia w niego te swoje ślepia, mnie i tak to nie rusza.
-Oczywiście, nie mam nic przeciwko- kolejny raz uśmiechnęłam się sztucznie i zjechałam na odchodne po jego ramieniu przez plecy do samych pośladków, co go zdziwiło, ale ani trochę nie skrępowało, za to brunetka mogłaby mnie zabić wzrokiem, a mnie samej chciało się śmiać do rozpuku.
Zostałam przy barze i sącząc powoli napój, oparłam się plecami o ladę, żeby móc oglądać na parkiecie parę, która mnie najbardziej interesowała w tym momencie.
Błagam, błagam, niech ktoś to nagra!

Debbie zaczęła się dziwnie ruszać, co wprawiało Harry’ego w mocną konsternację, bo kompletnie nie wiedział jak do tego tańczyć, więc w którym momencie przestał i stanął na środku z jedną ręką założoną na karku i oczami wielkimi jak żetony w kasynie.
-Przepraszam, Stella Kane?- w podziwianiu show przerwał mi inny kobiecy głos. Niechętnie odwróciłam się w stronę osoby ubranej w eleganckie, biurowe ciuchy.
-Tak- odrzekłam i przytaknęłam głową.
-Pani Milder mnie tu przysłała i kazała przekazać panience to- wyjaśniła i oddała w moje ręce białą, niedużą kopertę. Nic nie było napisane na wierzchu.
-Dzięku- zaczęłam i podniosłam głowę w górę, ale ku mojemu zdziwieniu kobiety już tam nie było- ję- dokończyłam całkiem zdezorientowana. To było dziwne.
Otworzyłam, żeby zobaczyć, co może być tak pilne, by Evelyn musiała wysyłać tą kobietę jako posłańca z wiadomością do mnie. Mogła przecież napisać sms albo zadzwonić. Oboje z Harrym mamy telefony, na litość, w końcu po to one są- do kontaktowania się z nami.

Gorący pocałunek na after. Nie mów Harry’emu, tylko go zaskocz. Podstawiłam kilku ludzi z aparatami. Potrzebujemy sensacji!

Evelyn potrafi człowieka dobić, nawet, jeśli nie jest obecna. To będzie zapewne wymarzony koniec wieczoru… Okej, dla większości populacji płci pięknej pewnie tak, ale dla mnie? Ja nigdy nie wzdychałam do plakatu One Direction i nigdy nie wyobrażałam sobie, że któryś z nich będzie moim chłopakiem. Moje życie to istna ironia od A do Z.
-Nad czym myślisz?- usłyszałam głos Harry’ego tuż przy moim uchu. Nawet nie zauważyłam, ile już tu stoi ani kiedy przyszedł. Szybko zgniotłam karteczkę z wiadomością i cisnęłam ją do mojej małej torebki.
-Nad niczym, czekałam na ciebie- wyjaśniłam. –Też chcę zatańczyć- uśmiechnęłam się szeroko i złapałam go za rękę.
-Nie mam siły.
-Nie marudź, kocie- odpowiedziałam figlarnie.
Zabrzmiały ostatnie nuty utworu, który wprawiał gości w ruch przez ostatnie trzy minuty. Leciały same energetyczne kawałki, więc teraz też byliśmy przygotowani na takowy, ale ku naszemu zaskoczeniu tak się nie stało.
-Idealnie, dzięki Bogu- ucieszył się na wolniejszą melodię.
Tak, idealnie, nawet nie ma pojęcia, jak dobrze to podsumował. Tylko co ja mam teraz zrobić? Tak po prostu rzucić mu się na usta? Jezu, to niewykonalne…
Zrobiło mi się gorąco i jednocześnie zimno, to było dziwne.
-Stella? Wszystko dobrze?- Harry spojrzał na mnie zmartwiony, potrząsając lekko za moje ramiona.
-Co? Tak, tak, tylko…- spojrzałam w jego głębokie zielone tęczówki i machinalnie zjechałam wzrokiem na jego usta.

Matko, nie potrafię,  potrafię, nie potrafię, potrafię, nie potrafię, potrafię…

W mojej głowie zaczęły odbijać się echem tylko te dwa stwierdzenia, nie pozwalając na racjonalne myślenie.
-J-ja…- zająknęłam się i dałam sobie spokój z wyjaśnieniami. Mając na stopach okropnie wysokie szpilki, miałam to ułatwienie, że staliśmy twarzą w twarz na niemalże równiej wysokości. Pochyliłam się do przodu i złączyłam pewnie nasze usta oraz zarzuciłam ręce na jego ramiona, które za chwilę szczelnie i jednocześnie delikatnie oplotły jego szyję. Harry dotknął mojego policzka, zostawiając na dłużej żar w miejscu swoich palców. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej drugą ręką spoczywającą na talii. Wstyd i niepewność jako ostatnie linie oporu zostały przełamane z każdej możliwej strony. To był sygnał, że możemy posunąć się dalej. Oddałam mu klucz do krainy rozkoszy, który od razu wykorzystał. Osunęliśmy się w głąb sali, aż moje ciało trafiło na chłodny, zupełnie kontrastujący z ciepłem mojego ciała, filar. Przyciągnęłam go jeszcze bardziej do siebie za materiał marynarki, jakby ten pocałunek był jedynym ratunkiem na ziemi, jakby tylko i wyłącznie od tego zależało moje życie. On zanurzył dłoń w moich, potarganych przez ciągłe poprawki, włosach, ja zrobiłam dokładnie to samo. Pocałunek stopniowo się pogłębiał z każdym tyknięciem wskazówki zegarka, dając nam coraz więcej przyjemności. Odważył się przekroczyć językiem granicę moich warg i, żeby upewnić go w swoim działaniu, ja też ją przekroczyłam. Staraliśmy się wypełnić wzajemnie obiecaną rozkoszą od stóp aż po sam czubek głowy. Serce pracowało dynamicznie, płuca odczuwały nieregularny oddech, a my sami zapomnieliśmy o całym świecie, który nas otaczał, do momentu, gdy odkleiliśmy się od siebie. Mimo zakończenia najbardziej ekstremalnego pocałunku w moim życiu, dalej nie mogłam się uspokoić. Ciągle trzymaliśmy się w objęciach i żadne z nas nie pomyślało nawet, by zwolnić uścisk. Oparł czoło o moje, nie spuszczając ze mnie swoich przenikliwych oczu. Ruszyłam lekko głową i nasze nosy otarły się o siebie, przyjemnie łaskocząc.
Było cicho, za cicho, podejrzanie cicho. Piosenka się akurat skończyła. Zdjęłam ręce z szyi Harry’ego, a on przestał mnie trzymać tak kurczowo. Nikt z gości  nie zwracał na nas uwagi. Wszyscy zajęli się sobą. No cóż… Chyba, bo przynajmniej nie stali z otwartymi buziami, wlepiając w nas oczy, jak to się zdarzyło kiedyś. Wolne tempo muzyki ponownie przyspieszyło, a z wtulonych do siebie par nie zostało absolutnie nic. Od nowa wszyscy szaleli na parkiecie w rytmie puszczanego przez DJ’a bitu.
Robiło się już późno, więc padła propozycja wyjścia z imprezowego szału i wracania do domu, a którą szybko się zgodziłam przytaknięciem głowy.
-To ja pójdę po nasze płaszcze do szatni i możemy się zwijać. Czekaj tu na mnie i nie ruszaj się ani na krok, rozumiemy się?- zagroził z udawaną miną poważnego przedsiębiorcy, która mu nie wyszła i na twarzy pojawił się łagodny uśmiech oraz lekko zarysowane dołeczki po obu stronach.
-Jasne, szefie- przytknęłam rękę do czoła, jakbym salutowała na jakiś rozkaz.
-I tak ma być, szeregowy- zaśmiał się na odchodne i poszedł szybkim do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
-Myślisz, że możesz wszystko?- dobiegł mnie głos zza pleców, ale byłam paradoksalnie przekonana, że to pytanie jest skierowane do mnie. I tym razem moja intuicja nie szwankowała. Brunetka wpatrywała się we mnie z wrogością w oczach.
-Proszę?- udałam, że nie wiem o co jej chodzi. Znaczy, chyba wiem, ten pocałunek i w ogóle, ale to już nie można całować się z własnym chłopakiem? No litości, błagam.
-Nieważne jak długo będziesz się starać, żeby go zatrzymać, w końcu mu się znudzisz i cię porzuci bez słowa- powiedziała zupełnie nie na temat. –Faceci, oni tak robią. Bawią się tobą, zaciągną do łóżka i znikają z twojego życia, zmieniając numer telefonu- zagryzła wargę tak mocno, że krew odpłynęła i zostawiła blade ślady po zębach.
-Dzięki za ostrzeżenie, będę mieć to na uwadze- mruknęłam neutralnie.
Co to ma być? Do czego ona zmierza? Nie wierzę, żeby przyszła dawać mi jakieś porady. Normalnie, jakby mi ktoś dawał milion funtów to też bym nie uwierzyła. To nie jest przecież serial, to prawdziwe życie.
-Daj mu to, czego chce i nigdy więcej go nie zobaczysz- skwitowała pewnie z bezczelnym wyrazem twarzy.
-Bardzo wątpię- odrzekłam odważnie na te jej uwagi, starając się zachować pozory opanowanej, bo od wewnątrz zaczynałam tracić kontrolę.
Zaśmiała się szyderczo. –Kotku- zaczęła pogardliwie, przybliżając się do mnie i trącając swoim prawym ramieniem moje lewe-on zawsze tak robi i potem zawsze przychodzi do mnie- przy ostatnim słowie odwróciła głowę do mnie, akcentując je dobitnie. –Zawsze- dodała, szepcząc to, bo była pewna, że niewielka odległość umożliwi mi usłyszenie tego.

I odeszła, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.

Zaczęłam się nerwowo rozglądać i moje oczy napotkały chłopaka, który poszedł po nasze wierzchnie okrycie z dalej przyklejonym uśmiechem. Ciekawe czy zauważył, że rozmawiam z jego „zawsze przychodzi do mnie” Debbie? Bardzo, bardzo ciekawe. Zapytam w odpowiedniej chwili.
-Proszę- podszedł i przytrzymał dla mnie płacz jak dżentelmen, bym mogła go bez trudu założyć i kiedy zaczęłam się zapinać, zarzucił mi szal, obwiązując dwa razy szyję i układając go w miarę estetycznie.
Gdy opuściliśmy lokal, na spotkanie wyszedł nam zimny podmuch wiatru. Nie wiem, jak Harry, ale ja właśnie tego potrzebowałam. Musiałam ochłonąć. W środku klubu było bardzo duszno, wręcz gorąco, ale najbardziej działała mi na nerwy jedna, konkretna osoba i wcale nie będę oryginalna, jeśli powiem, że to ONA.
Nie, ja nie jestem zazdrosna o Harry’ego. My tylko udajemy parę, więc nic mi do tego, w której dziewczynie się zakocha. Denerwuje mnie jej postawa. Zazdrość zazdrością, ale zaczynałam się bać, że się na mnie rzuci i wydrapie oczy swoimi tandetnymi tipsami. Powinni ją trzymać na smyczy czy coś, nie wiem.
Styles pociągnął mnie w stronę podziemnego parkingu i w mgnieniu oka byliśmy w samochodzie.
-Jezu, boję się- jęknęłam i złapałam się deski rozdzielczej.
Chłopak przewrócił na mnie oczami, ciężko wzdychając.
-Przez Debbie, a potem przez ciebie, bo wyciągnęłyście mnie na parkiet nawet nie wypiłem kropli tego drinka. Jestem trzeźwy po imprezie jak nigdy.
Zamrugałam szybciej oczami, wpatrując się w niego przez chwilę. Faktycznie, jego napój pozostał nietknięty na ladzie, mój wprost przeciwnie- znikł ekspresowo. To znaczy, że… niewiarygodne, wow, wypiłam więcej niż Harry Styles! Nikt mi nie uwierzy…
-Właściwie kim jest ta cała Debbie?- zapytałam z innej strony, gdy ruszyliśmy na drogę.
Zacisnął mocnej ręce na kierownicy i wlepił wzrok w ciemność przed sobą. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem przez nanosekundę.

Coś jest na rzeczy.

Wypuścił ciężko powietrze z płuc i odpowiedział półgębkiem z widoczną niechęcią lub może skrępowaniem?
-Poznałem ją kiedyś na imprezie, porozmawialiśmy trochę i…- uciął, jakby się właśnie miał ugryźć w język, żeby nie powiedzieć za dużo.

Zdecydowanie coś jest na rzeczy.

-Dlaczego w ogóle pytasz?- zmienił nagle temat na coś bardziej przystępnego.
-Ach, nie, po prostu byłam ciekawa, a zapomniałam jej zapytać, gdy ucięłyśmy sobie małą pogawędkę.
 -P-pogawendkę? Kiedy?- zszokowałam go i zaczął się jąkać.
-No jak poszedłeś do szatni- odrzekłam i machnęłam ręką bezstresowo, jakby to było nic.
-I co mówiła?- wypytywał mnie drżącym głosem.
-Pochwaliła moją sukienkę i buty, no wiesz, jak to dziewczyny- skłamałam. No przecież nie powiem mu, że rozmawiałyśmy właśnie o nim i że jest zimnym draniem, który za każdym razem kończy z nią w łóżku. Nawet nie wiem czy to prawda, więc nie ma co roztrząsać. Zresztą, jak już mówiłam, nie mogę mu niczego zabronić, bo my tylko gramy parę, nie jesteśmy naprawdę razem, dlatego zazdrość z mojej strony byłaby nielogiczna.
-Taa, jasne- wyraźnie się rozluźnił, czym zakończyliśmy definitywnie temat  pod tytułem „Debbie”. Mówiąc całkiem szczerze, ani ja, ani Harry nie mieliśmy ochoty ciągnąć tematu jej osoby, co chyba nie było dziwne, nie zostawiła po sobie oszałamiającego wrażenia, lecz takie, które należałoby od razu wyrzucić z pamięci.
Samochód zatrzymał się, a Harry wyłączył silnik, przekręcając klucz w stacyjce.
-Jesteśmy pod twoim apartamentem- poinformował mnie, gdy wyglądałam zdezorientowana przez szybę, jednak ciemność za oknem nie ułatwiała mi zadania, by rozpoznać okolicę.
-Dzięki, Harry- posłałam mu blady uśmiech i rozpięłam pas, który miał mnie chronić w razie niebezpieczeństwa.
-Nie, to ja dziękuję, było naprawdę fajnie dzisiaj- dopowiedział szybko, jakby to była jedyna szansa, żeby to zrobić.
-No i masz nową fryzurę, wszyscy ją podziwiali! Będziesz na okładce brukowców jak nic!

No, ewentualnie razem ze mną, a gdzieś tam w tle nasz „gorący pocałunek”. Ugh, bajecznie.

-Mam coś jeszcze- mruknął cicho, zjeżdżając swoim wzrokiem z moich oczu na usta i zagryzł mocno swoją dolną wargę zębami.
W samochodzie rozbrzmiał alarm, czytaj: zadzwonił telefon, ale, że to akurat syrena policyjna, od razu wiadomo, że dzwoni Evelyn. Uciekłam wzrokiem od chłopaka i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu urządzenia.
-Halo?- powiedziałam, gdy nacisnęłam „odbierz” na ekranie.
-Jest z tobą jeszcze Harry?
-Tak- odpowiedziałam jedynym słówkiem i zerknęłam na chłopaka.
-To włącz na głośnik- poinformowała mnie menedżerka.
Znalazłam odpowiedni przycisk i go nadusiłam, teraz trzymałam telefon ręce, nie musząc go przykładać do ucha.
-Ajajaj, młodzieży, właśnie dostałyśmy wasze zdjęcia z after, muszę przyznać, że daliście takiego ognia jak chyba jeszcze nigdy- tym razem usłyszeliśmy głos menedżerki Styles’a- Grace, która również sprawowała pieczę nad układem „fake boyfriend&girlfriend”.
-Ładnie to zagraliście. Stella, wyglądało to jakbyś naprawdę pożądała Harry’ego i vice versa, chociaż po wiadomości do Candy zastanawiałam się, jak zareagujesz, Harry. Ale teraz już wiemy, profesjonalizm w każdej chwili, powinnyśmy wam kazać więcej się całować!- pochwaliła nas Evelyn tym razem.
-Już dzwoniłam do kilku gazet, nie będziecie schodzić z okładek- skwitowała entuzjastycznie druga kobieta. –Mamy dużo pracy, a wy się wyśpijcie, bo wiecznie odpoczywać nie będziecie- ostrzegła nas i zakończyła połączenie.
Schowałam nieudolnie telefon do torebki i spojrzałam z powrotem na Harry’ego, którego wzrok skierowany był przed siebie, tyle, że nie patrzył. Jego oczy były puste, za mgłą.
-Hazz, widzimy się jutro?- zapytałam cicho, mając nadzieję, że powie „tak”, ale troszkę się przeliczyłam.
-Nie wiem, może, ale raczej nie- odpowiedział półgębkiem.
-Dobra, to do zobaczenia, wracaj ostrożnie- odrzekłam zawiedziona i wysiadłam z auta. Ostatnie co zobaczyłam jak przytakuje głową na pożegnanie dosłownie milimetr lub dwa, nie odwracając głowy w moją stronę.
O. Mój. Boże. Co. Ja. Zrobiłam…?
Czy to możliwe, żebym…? Oczywiście, że to możliwe, musiałam być głupia, żeby zawsze wmawiać sobie, że coś takiego nie ma prawa mi się nie przydarzyć. Jedna, no dobra, dwie chwile z dzisiejszego dnia sprawiły, że mam połamane serce. Ten nieszczęsny pocałunek, który z mojej strony nie był tylko udawaniem.  On był prawdziwy, tak cholernie prawdziwy, że aż samo wspomnienie boli. I drugie wspomnienie- gdy odpowiedział na moje ostatnie pytanie z niechęcią, wstrętem.
Wiedziałam, że powinnam pokazać mu tą kartkę, a nie wrzucić ją do torebki. To był błąd, przez który wyobraziłam sobie za dużo. I jeszcze ta cała „zawsze wraca” Debbie, która kilkoma zdaniami sprawiła, że byłam zazdrosna. Tak, przyznaję się teraz, okłamywałam samą siebie. Byłam i ciągle jestem zazdrosna o chłopaka, który nie powinien być moim zmartwieniem.
Mogłam okazać się profesjonalistką i grać jak w filmach, ale nieee, moje serce postanowiło ze mnie zakpić i obdarzyć uczuciem kogoś, kto tego nie odwzajemnia. I co ja mam teraz zrobić? Żyć w układzie, odliczając jego koniec, co jest równoznaczne z załamaniem nerwowym? Mogłabym? Jestem na tyle masochistką, żeby cieszyć się pozornym szczęściem?
I ten… Nie mogę mu powiedzieć. Nie chcę być powtórką z rozrywki, nie chcę być żadnym deja vu. Już jedna dziewczyna na niby się w nim zakochała i jak to się skończyło? No właśnie. Ja nie chcę odrzucenia. Nie chcę przestać go widywać. Uzależniłam się od niego, jest moim powietrzem od teraz.
Otworzyłam drzwi szybkim ruchem i zamknęłam je z hukiem, od razu tego żałując, bo przecież nocuje u mnie przyjaciółka. Oparłam się o drzwi, które były ekstremalnie zimne, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Zsunęłam się podłogę, która była równie chłodna i przyciągnęłam do swojej klatki piersiowej nogi po wcześniejszym zrzuceniu butów na posadzkę i ciśnięcie nimi przed siebie na koniec korytarza. Przez łzy prawie nic nie widziałam.
-Candy, to ty?- usłyszałam zaspany głos i przede mną wyłoniła się postać z ciemności.
Załkałam w swoje dłonie i chwile potem rozbłysło światło.
-Stella?- dziewczyna kucnęła przy mnie, pocierając delikatnie za ramię. –Co się stało, czemu płaczesz?
Pokręciłam głową, nie mając ochoty na żadne przesłuchanie i jeszcze więcej łez spłynęło po moim policzku.
-Ktoś ci coś zrobił?- pytała dalej, nie odpuszczając tak łatwo.
-H-Harry- jęknęłam żałośnie, mierząc się z kolejną falą goryczy.
-Boże, Stella, co ci zrobił?!- mówiła podniesionym głosem, gdy panika zaczęła brać górę nad spokojnym myśleniem. Potrząsnęła mnie za ramiona, jednak to nic nie dawało, nie odpowiadałam, więc po prostu zamknęła mnie szczelnie w swoich objęciach i głaskała po plecach, nie naciskając dłużej na wyjaśnienia.
-On…- westchnęłam między potokiem słonych kropel, ciężko łapiąc powietrze do płuc- sprawił, że… się w nim… zakochałam…

_____________________________________________________
Okej, mam do was trzy sprawy, właściwie to dwie... A tak konkretnie to jedną. Wiem, jestem niezdecydowana, jak to kobieta XD To teraz najważniejsze- nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas, a to z tego względu, że sobie wybywam na "wakacje" i nie będzie internetu. Smutek. To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że miło się czytało :) x


18 komentarzy:

  1. eofhewfhewuifhewuifhgeirfhujghreigvhiuwsfhuirhuiheheujhrguihbvki zabije cię Mięta ZABIJE!
    jak mogłaś? jak Evelyn mogła? jak Stella mogła mu nie pokazać tego listu?
    ale i tak cię kocham!
    Stella i Harry
    Harry i Stella
    o boże lafheufbergvbergvhberj wreeeeszcie! iuadhvvnhujvhbjuvbsevnlovg

    btw pierwszy komentarz :DDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, cudowny blog, nic dodać, nic ująć.
    No po prostu KOCHAM! K-O-C-H-A-M!
    Piszesz tak fantastycznie. Zero błędów, ciekawie.. zazdroszczę, zazdroszczę i to bardzo! ♥
    Co do rozdziału. Tyle emocji i nareszcie coś się dzieje, liczę na więcej momentów Harella'i! Ale tak bardzo szkoda mi Harry'ego. On coś ewidentnie czuje do Stelli, bo inaczej nie zareagował by tak po telefonie Evelyn, biedny :C
    No cóż, pozdrawiam gorąco i życzę udanego wypoczynku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło się czytało?! Kobieto, ty chyba jeszcze nie wiesz, że to jest boskie <3333 Cieszę się, żę Stella zakochała się w Hazzie. Awwww... to będzie piękna para <333 Do czasu kiedy dodasz następny rozdział to ja chyba umrę.... nie mogę się doczekać, aż powiedzą sobie "kocham cię" i będzie bosko, to znaczy już teraz jest, ale God... oni są dla siebie stworzeni! ;) xoxx

    OdpowiedzUsuń
  4. A no i oczywiście wypoczywaj, słonko :* mam nadzieję, że twój blog się nigdy nie skończy i będę mogła podziwiać to cudo *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow.. ♥ Super jest licze na kolejne. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :) Miłych wakacji xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Fenomenalny rozdział ;) czytałam z wielkim zaciekawieniem.
    pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow.
    Szczerze mówiąc chyba dziś komentuję pierwszy raz
    Ale rozdział jest tak zajebisty, że nie potrafię nie wyrazić swojego zdania.
    Kiedyś tam czytałam ten blog i zapomniałam o nim bo rzadko były rozdziały, ale potem na tt znalazłam i się cieszę!!!
    Nareszcie Stella przyznała, że się w nim zakochała!
    Juhuuuuuuuu!
    Ubóstwiam <3
    I teraz się boi, że Harry ją odtrąci jak poprzednią dziewczynę fake... Ale coś mi się wydaje, że nasz Hazzuś też poczuł miętę do swojej udawanej dziewczyny...
    Pocałunek. CUDO!
    On chyba myślał, że to naprawdę, dlatego miał tą mgłę na oczach, biedny...
    Mam nadzieję, że Twoje wakacje nie potrwają długo...
    Życzę weny i wypoczynku na wakacjach
    Pozdrawiam
    Zapraszam do mnie
    http://pfilialove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo dużo sie dzieję :3 lubie to ! ;*

    Wracaj tu szybko :D

    xoxo charls ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. zacznę od... "nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas" a to ci nowość!

    kontynuując... chciałam ci tu nawrzucać, że nie ma Louelli, ale ta Harrella (czy jakkolwiek się to pisze) była taaaaka fajna *o* serio, normalnie z rozdziału na rozdział wolę kogo innego, ahh ta moja zmienność! Może jeszcze Harry'ego z tą Debbie zacznę szipować? ahahaha

    punkt kolejny zatytułowany "Harrella (czy jak się to pisze) cd." - tytułem wstępu.. czytałam ten rozdział godzinę XD nie dlatego, że wolno czytam czy był nudny, po prostu użerałam się z przeglądarką czytając sky'a jednocześnie i tak jakoś mi zeszło, a jak później się już tak wciągnęłam, że przeglądarka daawno przestała mnie irytować to w momencie "Staraliśmy się wypełnić wzajemnie obiecaną rozkoszą od stóp aż po sam czubek głowy." mój monitor rozbiły dwa renifery w sweterkach...
    nie, ja wcale nie jestem na haju czy coś, po prostu ostatniego czasu ściągnęłam sobie jakiś głupi wygaszasz i ustawiłam "włącz po minucie".
    wracając do wspomnianego zdarzenia... z lekka wytrąciło mnie to z rytmu, ale mimo to Harella była taka... kegfjkanfjksb sorry nie ma innych słów w moim języku niż to wyrażające więcej niż tysiąc słów "kegfjkanfjksb" (jakby cię to interesowało to mam taką fajną anegdotę lol, jak ludzie zaczynali to pisać to ja myślałam, że to jakiś wyraz jest i oni to znają na pamięć albo kopiują, a nie uderzają w klawisze jak popadnie hahah, dlatego też uznałam, że ta moda jest debilna XD).
    Ehh zgubiłam wątek.... Jednakowoż wydaje mi się, że wszystko tutaj napisałam w temacie Harrelli (czy jak to się tam ten), ale muszę jeszcze wspomnieć o zdaniu, które mnie powaliło:
    " Powinni ją trzymać na smyczy czy coś, nie wiem." God ahahaha XD <3

    okej, także teges, kończę. Pobawię się jeszcze banerem XD
    czeeeeeeeeść! x
    i nie myśl sobie, że jak napisałaś o przerwie to to ci daje prawo nie publikowania przez kolejne pół roku!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobra, odwołuję to co napisałam ostatnio, od teraz to jest mój ulubiony najulubieńszy rozdział jak do tej pory na tym blogu. Ja wiedziałam już od dawna, że ona szpryciula się w nim jednak zakochała. A najzabawniejsze jest to, że on też się w niej zakochał, ale ona o tym nie wie. No wyobraź sobie tę jego smutną i zawiedzioną mordkę, kiedy się dowiedział, że ten pocałunek to jednak była tylko ustawka. Dziewczyna mu narobiła nadziei, a tutaj teraz takie o. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zanim zadzwoniła do niej menadżerka to on chciał już coś ten tego, a tu takie coś, no tak nie wolno!

    Scena numer 1: "-J-ja…- zająknęłam się i dałam sobie spokój z wyjaśnieniami. [...] Pochyliłam się do przodu i złączyłam pewnie nasze usta oraz zarzuciłam ręce na jego ramiona, które za chwilę szczelnie i jednocześnie delikatnie oplotły jego szyję. Harry dotknął mojego policzka, zostawiając na dłużej żar w miejscu swoich palców. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej drugą ręką spoczywającą na talii. Wstyd i niepewność jako ostatnie linie oporu zostały przełamane z każdej możliwej strony. To był sygnał, że możemy posunąć się dalej. Oddałam mu klucz do krainy rozkoszy, który od razu wykorzystał" No jeny jeny jeny! Ja chcę jeszczeeeeeeee!! A to wcale nie ja całowałam się z Haroldem *sigh*

    Scena numer 2: "-No i masz nową fryzurę, wszyscy ją podziwiali! Będziesz na okładce brukowców jak nic!

    [...]

    -Mam coś jeszcze- mruknął cicho, zjeżdżając swoim wzrokiem z moich oczu na usta i zagryzł mocno swoją dolną wargę zębami.
    W samochodzie rozbrzmiał alarm" URGH LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO. Evelyn mogła sobie już darować ten telefon, jak sir Styles zagryza wargę patrząc na usta Stelli to przecież wiadomo, że coś jest na rzeczy! Ta menadżerka powinna nauczyć trochę kultury, no nie przerywa się w takich momentach noooooo! A teraz biedna Stella ryczy pod drzwiami, Harold pewnie też ryczy w samochodzie czy gdzie go tam wywiało i wszyscy są nieszczęśliwi, a przecież mogło już być tak pięknie! Ech, no nie cierpię cię za to. Aaaaaaaaaaaale kiedyś będą musieli się pogodzić ^_^

    P.S. "nowego rozdziału nie będzie przez najbliższy czas" NO CHYBA SOBIE JAJA ROBISZ.

    OdpowiedzUsuń
  12. To.Było.Fantastyczne. Co mogę więcej powiedzieć?
    Wspaniały pocałunek i smutna końcówka. Nie dziwię się, że Harry poczuł się oszukany, też bym się tak czuła na jego miejscu. Nie mniej jednak rozdział świetny, co sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam, Lena xxx

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla mnie rozdział jest jak najbardziej niesamowity, powalasz swym talentem! ;)
    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. To opowiadanie jest rewelacyjne!
    Nie pokazała mu listu i biedaczek myślał, że Stella sama z siebie go pocałowała.
    Ale ona coś poczuła i ja sama czuję, że tu się jeszcze dużo rzeczy wydarzy ;D

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeeej. jestem pod ogromnym wrażeniem rozdziału. Chociaż skończył się smutno,że i mi poleciały łzy. Czekałam z niecierpliwością na pocałunek Harrego i Stelli. Oni tak niesamowicie pasują do siebie i chyba czują to samo . Chemia między nimi działa. Evelyn nie miała kiedy zadzwonić i spierdzieliła dosłownie cały piękny wieczór. Trochę głupio,że nie wtajemniczyła Harrego w ten pocałunek,może by wieczór skończył się lepiej. Bo jeśli oni czują do siebie to samo to pocałunek byłby taki sam jak nie ostrzejszy. Ach ta Evelyn musi psuć wszystko.

    Ogólnie czekam z niecierpliwością na kolejny rodział,bo z niecierpliwości usiedzieć w miejscu nie mogę i ciągle sprawdzam czy nie ma nowego rozdziału :P Powtórzę się,ale to jest GENIALNE!!! Pozdrawiam.

    Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  16. Animowana Anonimowa11 sierpnia 2013 13:28

    Ten rozdział był naprawdę boski, niektórzy mogliby pomyśleć że już powoli akcja się happy end'em zakończy, a tu: surpriiiiise! akcja dopiero się zaczyna XD. No ale teraz mnie ciekawość zżera jak to się dalej potoczy: co z Debby, pocałunkiem, uczuciami Stelli... Harrellą?
    Nic tylko czekać na następny rozdział...
    Pozdrawiam i pomysłów życzę!

    ·R·

    OdpowiedzUsuń
  17. next i zapraszam do mnie http://changemyminde.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

« »

Obserwatorzy

Jakim cudem tu jesteś?
Ale wiesz, nic nie dzieje się przypadkiem :)