Piszę to tuż przed wciśnięciem przycisku „Opublikuj” i pierwszy raz boję się to
zrobić aż do tego stopnia, że wstrzymuję się jak najdłużej. Ja zawsze się boję
publikować rozdziały, bo nie wiem jak zostaną odebrane, ale dzisiaj jestem
pewna, że połowa czytelników zechce mnie udusić :O Nie przeciągam dłużej, bo
zapewne rozpisałabym się na podobną długość, jaką ma rozdział, a tego nie
chcemy. Zapraszam do czytania :) I ten… Wiecie, że to prawie koniec tego
opowiadania, co nie?
1
-Dzień dobry- mruknęłam na wpół żywa, kiedy
przekroczyłam próg kuchni i dojrzałam przy stole moją przyjaciółkę, spożywającą
właśnie śniadanie.
-Cześć, zombie- zaśmiała się, mierząc mnie od
góry do dołu. Nie wątpię, że właśnie tak wyglądałam. Ostatnio nie śpię za
dobrze, a mój wygląd jest świetną pożywką dla fotoreporterów.
-Hej, Jane- przysiadłam się do niej- co robisz
dzisiaj wieczorem? Znaczy jesteś wolna?- zapytałam.
-Cands, co ty kombinujesz?- spytała
podejrzliwie, nie podnosząc wzroku z książek, które leżały na całym stole.
Czytała coś z historii mody XVIII wieku.
-Bo mam bilety na dzisiejszy koncert, werble
proszę, One Direction- powiedziałam wesoło i wyciągnęłam je zza pleców na
dowód.
-Yhym- mruknęła, mając buzię wypchaną po brzegi,
a entuzjazm aż się jej wylewał przez uszy, jeśli czujecie aluzję. Była prawie
tak podekscytowana, jak ja wczoraj, gdy dostałam tą propozycję od Louisa.
-Pójdziesz ze mną?- zapytałam z nadzieją w
głosie, że jednak się zgodzi, chociaż gołym okiem widać, że dzisiaj wolałaby
zamknąć się w czterech ścianach z kubełkiem lodów i dobrym filmem na ekranie
telewizora.
-Cands…- zaczęła, odrywając się w końcu od
podręcznika i miała zamiar odmówić, znaczy, emm, odebrałam ten ton głosu przy
wypowiadaniu mojego pseudonimu, że zaraz da mi odpowiedź przeczącą z dużym
wyrzutem sumienia, jak to się zwykle kończyło. Ah, ta kobieca intuicja.
-Proszę- przerwałam jej od razu, siląc się na
błaganie, żeby zapobiec temu, czego się obawiałam- tego, że będę musiała
pojawić się tam sama, samiuśka jak palec.
-Cands, ja wiem do czego zmierzasz- powiedziała
stanowczo, dodatkowo nie chcąc ulegać mojemu spojrzeniu, które sprawia, że
wymiękają wszyscy, którzy są tylko w jego zasięgu. –Nie, nie dam się tym razem
namówić- spojrzała w inną stronę, by wyrwać się ze stanu „no niech ci będzie”, zanim się w nim kompletnie zatraciła,
niedobrze.
-Proszę- powtórzyłam równie błagalnie, jak za
pierwszym razem.
Jane zerknęła na mnie i wiedziałam, że jestem na
wygranej pozycji. Reszta była już tylko formalnością.
-Dobra, pójdę z tobą- powiedziała z rezygnacją,
że znowu dała się namówić tak łatwo.
Klasnęłam radośnie w dłonie, a na mojej twarzy
zagościł triumfalny uśmieszek. I tak oto Stella Kane osiągnęła to, czego
chciała bez większych starań ani rozlewu krwi.
-Tylko nie rozumiem po co tam ja? - westchnęła
ciężko, powracając spojrzeniem na podręcznik.- No ale skoro chcesz mieć
przyzwoitkę przy Harrym…
Harry? Harry?! Harry!
Jezu, zapomniałam, że Harry też tam będzie… Tak
się nakręciłam wizją koncertu, a właściwie tego, że w końcu zapomnę o tym
wszystkim, co mi zaprząta głowę i postawię na całonocną zabawę bez żadnych
ograniczeń, nakazów czy zakazów. I nagle mam problem. Okej, nie nagle, bo moja
głupota nie jest zjawiskiem gwałtownym, ona po prostu stawia mnie w kłopotliwych
sytuacjach i tak mamy też tym razem. Genialnie…
-Wiesz- zaczęłam, sama nie wiedząc do czego
teraz zmierzam- może masz rację.
Dziewczyna popatrzyła na mnie dość zaskoczona.
Wcale się nie dziwię, gadam teraz od rzeczy.
-Myślę, że zostanie w domu i poczytanie sobie o,
o…- wzięłam do ręki jej zeszyt, który leżał na samym wierzchu sterty książek- …o
„projektowaniu procesu produkcyjnego”- zacytowałam nagłówek- jest o wiele
lepszym pomysłem.
No świetnie, alternatywa koncertu, którą wymyśliłam
była „znakomita”. Jaka jest w ogóle szansa, że przekonam Jane… kogokolwiek
właściwie? No tak, po co się oszukiwać, głuchoniemy też uzna mnie za walniętą.
Jane uniosła jedną z brwi, patrząc na mnie
przenikliwym wzrokiem.
-Dzięki mojej byłej współlokatorce wiem, że
bilety rozeszły się w mniej niż piętnaście minut, także skoro się już przystałam
na ten pomysł, nie zgadzam się kategorycznie na siedzenie na kanapie. Cands,
dawaj te bilety- szybko zgarnęła je z szafki, nim w ogóle zdołałam się ruszyć.
–Zaciągnę cię tam, jeśli coś- zmrużyła groźnie oczy, chcąc mnie poinformować,
że wcale nie żartuje i zrobi to, co zadeklarowała. Tak, ona serio nie żartuje.
-A może jednak?- zapytałam bardzo cicho z
nadzieją, że jednak wybierze opcję „dom”. Nie zaszkodzi spróbować kolejny raz,
tak?
-Cands! Harry dał ci bilety, więc chce, żebyś tam
była, a ja tego przypilnuję- zakomunikowała stanowczo. -Poza tym, jeśli byłoby
odwrotnie, też chciałabyś, żeby przyszedł na twój koncert po takiej przerwie,
żeby cię wspierać, nie mam racji?- zapytała sarkastycznie, chociaż doskonale
wiedziała, że ma rację. Oczywiście pomijając jeden dość istotny fakt:
-Bilety są od Louisa, nie Harry’ego- mruknęłam
smutno, jakby to wszystko zmieniało, a jej mowa była na darmo.
-Proszę? Od Louisa?- złapała się za głowę z
oszołomieniem na twarzy.
Wzruszyłam ramionami, zaciskając usta w wąską
linię i skuliłam się na krześle jeszcze bardziej.
-No pięknie, tego brakowało- syknęła pod nosem
Cantwell, czego zapewne nie miałam usłyszeć.
Cała zrezygnowana, chciałam się jej usunąć teraz
z oczu, bo jeszcze chwila i będzie wykład, ja to czuję po prostu.
-Ale i tak tam pójdziemy, w końcu się zabawimy-
powiedziała, gdy zamierzałam już przejść przed wyjście z kuchni. Odwróciłam się
przodem do niej i skrzyżowałam ręce na piersi. Czyli bez wykładu? –Ale i tak
pogadasz z Harrym, widzę, że go unikasz i tematów o jego osobie. Prędzej czy
później będziesz musiała się z nim spotkać- oznajmiła, spoglądając na
przepustki VIP.
-To ja wolę później, dużo później- stwierdziłam
z paniką w głosie i uciekłam do swojego pokoju niczym błyskawica.
***
-Stella, otwieraj po dobroci, bo jak nie to
wiesz, że mogę wywalić te drzwi w pięć sekund!- zagroziła przy ponownym pukaniu
do mojego pokoju, a mnie stanęła przed oczami retrospekcja, kiedy to Jane
rzeczywiście wyważyła drzwi bez najmniejszych trudności, kiedy zatrzasnęła się
w szkolnym składziku na piłki, odnosząc swoją jako ostatnia. –Liczę, pięć…
cztery…- zaczęła spełniać swoją przedminutową pogróżkę – trzy… no już!... dwa…
Stella!... jeden… No weź- jęknęła, kiedy uświadomiła sobie, że nic tym nie
wskórała.
-Jane, jest otwarte- krzyknęłam z politowaniem.
Przecież ona zawsze najpierw łapie za klamkę, dopiero potem zabiera się za inne
środki, jakimi jest pukanie, dzwonienie, walenie czy kopanie w drzwi. Co się
teraz stało? Przypominam, że Lou miał tak samo. Podejrzane, bardzo podejrzane.
Zmówili się czy jak?
-Nie mogłaś od razu?- spytała z rozwścieczoną
miną, wchodząc z impetem. –No, a teraz gadaj!- rozkazała, siadając obok mnie na
łóżku i wtykając swoją głowę przed moje ramię, żeby dostrzec, co tam robię na
laptopie, że tak nieustępliwie wlepiam wzrok w świecący ekran.
-O czym mam gadać?- zapytałam i momentalnie się
za to skarciłam, bo szatynka zdawała się o tym zapomnieć, czytając kolejne
interakcje z mojego twittera.
-O tym, co jest pomiędzy wami, tobą i Harrym,
Cands! Muszę zrobić rozeznanie, żeby polecić ci jakieś rozwiązanie.
Ach, tak. Już widzę jej minę, kiedy z moich ust
wyleci: „zakochałam się w moim chłopaku,
Harrym, który tak naprawdę nie jest moim chłopakiem, bo tylko udajemy związek
przed światem i on na dodatek nie ma zielonego pojęcia, że coś do niego czuję,
śmieszne, prawda?”. Nie, to głupie, niech no ja pomyślę o jakiejś
alternatywnej odpowiedzi, która będzie zgrabnie omijać fakt, że nie jesteśmy
razem i okłamujemy cały świat.
-Ymmm…- mruknęłam, unikając jej wzroku, i który
sama wbiłam w pierwszy tweet na liście, która się właśnie załadowała.
„Jeśli go skrzywdzisz,
gorzko tego pożałujesz, dopilnuję tego!”
Jakież to urocze. I tym razem bez żadnych
przekleństw. Ojej, sukces!
-Stella!- ponagliła mnie dobitnie, ale bez tej
nuty poirytowania w głosie.
-Jane, ja nie mam ocho…
-Nie zmieniaj tematu i nie unikaj go, gdy stanie
się troszkę cięższy, bo takie uciekanie jest najgorszym, co możesz teraz
zrobić- przerwała mi, wygłaszając swoją złotą myśl.
Westchnęłam zrezygnowana i przyciągnęłam kolana
do piersi, uprzednio pozbywając się z nich laptopa, przez który tylko ciśnienie
niepotrzebnie mi podskoczyło. Tak, znowu fanki Harry’ego i tak, znowu zatruwają
mi życie ze zdwojoną mocą, jakby mój wypad na zakupy z Tomlinsonem był czymś z
listy rzeczy zakazanych, a ja głupia ją zlekceważyłam i tym samym rozpętałam
burzę w mediach i lawinę niepochlebnych komentarzy na forach czy portalach
społecznościowych.
-Okej, no więc…- zaczęłam niepewnie, zerkając na
Cantwell, kiedy ta tylko usiadła najbliżej jak się dało, żeby nie ominąć
żadnego słowa z mojego wyjaśnienia i wbiła we mnie wzrok, z którego emanowało
przeogromne zainteresowanie, no ale cóż… W końcu ma to, czego chciała po tylu
błaganiach, kiedy ja jak na złość milczałam. –Związałam się z nim, nie znając
go za dobrze, a właściwie prawie wcale. To było totalne szaleństwo z mojej
strony, nie wiem, jakiś impuls chyba, bo inaczej tego zinterpretować nie mogę-
Jane pokiwała nieznacznie głową, nie wiem czy specjalnie, czy mimowolnie, gdyż wyglądała
jak zahipnotyzowana. Takie skupienie u szatynki jest dość niepowtarzalnym
zjawiskiem. –Lubiłam i dalej lubię spędzać z nim czas, wtedy jest jakby…
Piękniej. Zapominam o wszystkich i wszystkim, co jest naokoło nas. Liczymy się
my i nic poza tym. To obłęd, ale na początku nie czułam się jak teraz-
uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ona odwzajemniła ten mały gest niepewnie, bo
moje ostatnie zdanie można było zrozumieć dwuznacznie. Mogła pomyśleć, że jest
gorzej, ale w rzeczywistości moje „inaczej” oznacza lepiej, tylko czy ja sobie
tego przypadkiem nie wmawiam? Czy naprawdę jest lepiej? Czy nazwanie mojej
skomplikowanej, z dnia na dzień coraz bardziej, sytuacji jako względnie dobrej
jest na miejscu? Raczej nie za bardzo, ale przy Harrym wszystko jest takie
proste…
-Skoro jesteś z nim szczęśliwa i go kochasz, to
chyba nie powód do płakania pod drzwiami?- zapytała, przerywając ciszę, która
od jakiegoś czasu nastała, ale nie była to ta z rodzaju krępujących.
Przed oczami stanął mi obraz czarnego samochodu,
w którym byliśmy my. Jego rozczarowanie
w pustych oczach. Żal, który zalał każdy centymetr mojego ciała i zawód mną
samą, które wyłapałam także u Stylesa.
Ten cholerny liścik od
Evelyn. Kawałek papieru, a tak bardzo potrafi namieszać.
-No bo… Bo…- zaczęłam, jąkając się tak, jak nie
zdarzyło mi się od bardzo dawna- …Bo…- do moich oczu napłynęły łzy, z którymi
toczyłam walkę, starając się powstrzymać od płaczu za wszelką cenę.
-Boże, Stella, bo co?- ponagliła mnie
zdenerwowana do reszty przyjaciółka, a ja nie mogłam się wysłowić, gdyż
odebrano mi głos i zdrowy rozsądek.
-Bo on mnie nie kocha- powiedziałam za jednym
razem, ciężko łapiąc powietrze i ścierając jedną łzę, która jakimś cudem
wydostała się i zaczęła bezkarnie spływać po lekko zaróżowionym policzku.
-Chodź do mnie- powiedziała cicho, oferując mi
swoje ramiona oraz to, że zamkną mnie w szczelnym, pocieszającym uścisku, ale
ja się nie ruszyłam, nie mogłam, a chciałam.
Z powodu braku reakcji z mojej strony, sama się
do mnie przybliżyła i delikatnie przytuliła, co było mi w tym momencie bardziej
potrzebne, niż mogłabym kiedykolwiek przyznać.
-Nie mogę uwierzyć…- wymruczała do siebie,
pocierając lekko moje ramie, żeby dodać mi otuchy. –Ale kiedy to powiedział?
Jeszcze przed wyjściem na tą galę wydawał się taki zapatrzony w ciebie -
zauważyła to małe niedociągnięcie, które ominęłam.
-Nie powiedział, ja to wiem- wyjaśniłam krótko,
chcąc uciąć temat i więcej do niego nie wracać.
-Więc…
-On mnie od początku nie kochał i vice versa,
ale moje serce postanowiło ze mnie zakpić i bić dla niego mocniej- pociągnęłam
nosem, przygotowując się na kolejną falę łez.
-Czekaj! Co?- zapytała zdezorientowana,
odsuwając się ode mnie, żeby spojrzeć na moją twarz, w moje oczy, które są
nośnikiem prawdy, nigdy kłamstwa. –„Od
początku”?- powtórzyła sprytnie wyłapane słówka.
Pokiwałam głową, gapiąc się bezsilnie na swoje
dłonie.
-Co?- zdziwiła się jeszcze bardziej. Była
skołowana, ale kto by nie był, tak?
-Jane, wiem, że powinnam ci powiedzieć
wcześniej, ale nie wiedziałam jak. Ty zawsze tak pięknie mówiłaś o miłości i że
nie należy z niej żartować, a ja się z tym w pełni zgadzałam i potem było mi
strasznie wstyd…- wzięłam szybki wdech i kontynuowałam- dalej jest mi wstyd, że
dałam się zmanipulować wbrew własnym zasadom. Jezu, jestem żałosna- zaśmiałam
się, ale wcale nie było mi do śmiechu, Cantwell słuchała mnie z powagą,
marszcząc przy tym czoło. –Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, że cię okłamałam,
ale naprawdę bałam się twojej reakcji i tego, że uznasz mnie za idiotkę, którą
kategorycznie jestem i zerwiesz ze mną kontakt- powiedziałam smutno i
zaryzykowałam jedno zerknięcie na jej twarz.
-Hej, przestań, na pewno się od ciebie nie
odwrócę- powiedziała pokrzepiająco i uśmiechnęła się delikatnie. –A teraz
wyjaśnij o co dokładnie chodzi, bo za bardzo nie wiem o czym ty teraz do mnie
mówisz- poprosiła cicho, a jej mina wskazywała, że umysł serwuje jej teraz masę
zdań z pytajnikiem na końcu, na które nie potrafi udzielić odpowiedzi.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- zapewniła, patrząc jeszcze bardziej uważnie,
bo skoro potrzebowałam potwierdzenia, to musi być „grubsza” sprawa i ona to
doskonale wiedziała. –Mów, co jest takie straszne- ponagliła mnie delikatnie,
oczywiście- delikatnie jak na nią.
-Ja i Harry tylko udajemy parę na potrzeby
mediów, nigdy nas nic nie łączyło prócz kontraktu- powiedziałam za jednym
wdechem, a gdy skończyłam wypuściłam powietrze z ust ze świstem. Wiedziałam, że
to lepsze rozwiązanie niż stopniowe wtajemniczanie mojej przyjaciółki, bo w
którymś momencie mogłabym stchórzyć i zażartować „Nie wierzę! Znowu dałaś się nabrać?!”.
Dziewczyna patrzyła na mnie z konsternacją,
która aż biła z jej oczu na odległość. Nie codziennie się przecież słyszy, że
najgorętsza para show biznesu ostatnich miesięcy jest najzwyczajniej w świecie
ściemą.
-Jane?- zapytałam niepewnie, lekko przejeżdżając
ręką przed jej zszokowaną buźką, ale nie było żadnej reakcji. Okej, była, ale
nie taka, na jaką liczyłam. Szatynka jedynie rozdziawila usta oraz wbiła swoje
przenikliwe spojrzenie w przestrzeń. -O mój Boże! Sprawiłam, że Jane "największa gaduła świata" Cantwell
zamilkła na zawsze, jak ja mam teraz z tym żyć?!- przejęłam się teatralnie,
mając nadzieję, że może odrobina humoru przy tej sytuacji będzie zbawieniem.
-Oj, przymknij się, głupku- zachichotała, dając
mi przy tym godne politowania spojrzenie z miną typu "Zamilknąć? Ja? Ale że
ja? Chyba masz coś z głową, Cands...". -Należy ci się niezła bura za
ukrywanie prawdy przede mną!- oznajmiła stanowczo, a jej wyraz twarzy
natychmiast spoważniał, co nie wróżyło dla mnie nic dobrego.
"Czas się
przygotować na opieprz bez przebierania słów, ojej..."
-Co ty sobie w ogóle myślałaś?- zadała
podstawowe pytanie, którego byłam pewna, że padnie z jej ust. To była tylko
kwestia czasu i proszę! Jest, na samym wstępie. Już miałam odpowiedzieć, nie
wiem jak chciałam się usprawiedliwić, ale i tak nie dała mi wypowiedzieć ani
jednego słowa, groźnie spojrzenie z jej strony kazało mi siedzieć cicho i
uważnie słuchać, broń boże wpaść na pomysł wtrącenia swoich pięciu groszy. Oj,
zdecydowanie nie dzisiaj. Nie teraz. -Niech zgadnę, wcale nie myślałaś!-
osądziła od razu- Jakby było inaczej, nie zgodziłabyś sie na taki układ, nigdy
przenigdy nawet za milion lat. A może...- złapała się za głowę, wstając z
łóżka, na którym siedziałyśmy i pobiegła za fotel, łapiąc przy okazji kij do
golfa. Wymachiwała nim na prawo i lewo, krzycząc:
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółka
Stellą?!
Zaśmiałam się, to wyglądało przekomicznie, na co
ta zachowała jeszcze większą rezerwę w stosunku do mojej osoby.
-Jane, to ja, zostaw ten kij- upewniłam ją, ale
nie była skłonna uwierzyć mi na słowo, zwłaszcza takie marne upewnienie.
-Klon by tak właśnie powiedział!- broniła swojej
racji jak lew.
-Prawdziwa Stella też!- zripostowałam jej
szybko.
Zmrużyła na mnie oczy, oceniając prawdę, co było
śmieszne. Co tu oceniać? Przewróciłam teatralnie oczami i westchnęłam, chcąc
wreszcie zakończyć tą rozmowę jak najszybciej.
-Nie gniewasz się?- zapytałam niepewnie, bo już
nie wiedziałam czy ona sobie żartuje, czy to wymachiwanie kijem jest całkowicie
poważne. Miałam nadzieję, że to ta pierwsza opcja.
„Przecież
obiecała”- podpowiadał mój wewnętrzny głos, ale co tu się oszukiwać. Taki
argument to praktycznie żaden argument.
Wzruszyła ramionami bez cienia emocji, co mnie
jeszcze bardziej frustrowało. Nigdy nie byłam najlepsza w odczytywaniu
sygnałów, ale teraz przeszła samą siebie. Zgłupiałam totalnie.
-Trochę mi przykro, że mi nie powiedziałaś, bo
przyjaźnimy się praktycznie od zawsze, ale nie, nie gniewam się- wzruszyła
ramionami drugi raz, pozbywając się z rąk kija, który odbił się od ściany i
uderzył z impetem w podłogę.
-Jezu, Jane, ostrożnie, ta pałka, którą właśnie
rzuciłaś jest z limitowanej kolekcji!- pisnęłam i złapałam się rękami za głowę.
-Hahahaha- zaśmiała się ironicznie i rzuciła na
mnie, mocno się przytulając. Zawsze tak robiła, gdy kończyła się jakaś trudna
sytuacja, rozmowa albo kiedy się godziłyśmy po błahej kłótni. Tradycja to
tradycja. –No proszę cię, już nawet mówisz jak on!- dodała, ciężko łapiąc
oddech przez kolejne salwy śmiechu, które rozbrzmiewały na cały apartament, a
jestem pewna, że sąsiedzi też mogli ją usłyszeć.
-Jak kto?- zdziwiłam się, a na czole pojawiła
się pionowa zmarszczka między moimi brwiami.
-Harry!- powiedziała, jeszcze bardziej
rozbawiona moją konsternacją. –„Z
limitowanej kolekcji”- zaczęła naśladować chłopaka z kręconymi włosami,
nawet trochę jej się udało zniżyć głos do tego stopnia, by pasował do
właściciela.
Faktycznie już to kiedyś słyszałam. To było
kiedy Cantwell zmieniła mu fryzurę i przypadkiem przewróciła stojące w
korytarzu owe kije. Pamiętam tylko, że Styles krzyczał, że to „limitowana kolekcja”, a potem pokładałam
się ze śmiechu, gdy próbował je ustawić z powrotem.
-Przestań!- powiedziałam i złapałam się za
policzki, które aż umierały z bólu, oczywiście od zbyt dużej ilości śmiania
się.
-Dobra, już, jestem ogarnięta- powiedziała
szatynka i rzeczywiście tak było. Za to ja rzuciłam się na plecy i wyciągnęłam
z trudem rękę po poduszkę, by sobie nią zakryć twarz. Nie potrafiłam się opanować, co za
niesprawiedliwość. –Widzę, że cię trafiło, ale co z Louisem?- zapytała nagle i
mój dobry humor z przed chwili prysł jak mydlana bańka.
-Jak to co z Lou? Przyjaźnimy się- wstałam do
pozycji siedzącej, głowiąc się nad zadanym pytaniem i czy oby moja odpowiedź
była prawidłowa, ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jednak tak. Byliśmy
przyjaciółmi i w ogóle nie wierzę w te brednie filozofów, że od strony
psychologicznej chłopaka i dziewczynę nie mogą łączyć jedynie przyjacielskie
stosunki, że zawsze to będzie coś więcej, nawet kiedy każde z nich będzie w
oddzielnych związkach. Stek bzdur.
-Wmawiaj sobie, słonko, wmawiaj- poklepała mnie
po ramieniu, starając się zachować powagę, co było trudne przez moją
niepocieszona minę.
Dlaczego ona mi nie wierzy?
„Bo ją okłamałaś, pamiętasz? Równie dobrze
możesz to robić też teraz”- zakpiła ze mnie moja podświadomość. „Zamknij się!
Gdzie byłaś, kiedy za każdym razem zatajałam przed Jane mój fake?! No właśnie.
Teraz milcz.”- krzyknęłam w myślach.
-Ależ ja sobie nie wmawiam, my jesteśmy
przyjaciółmi, mam ci to przeliterować? P-r-z-y-j-a-c-i-ó-ł-m-i!- mój ton głosu
był dobitny. Nie wiem, czy ją przekonałam, mam nadzieję, że tak, ale nadzieja
matką głupich, tak?
-No dobra, jak sobie chcesz- machnęła ręką
„olewczo”. –A teraz opowiadaj, chcę wiedzieć wszystko!- pisnęła z
podekscytowania i przysunęła się bliżej mnie, założyła nogę na nogę, włosy
szybko zgarnęła za uszy i przygotowana na słowotok z mojej strony, czekała z
przenikliwym spojrzeniem.
-A dokładnie to co?- zapytałam totalnie zbita z
tropu. O czym Jane chce wiedzieć wszystko?
Przewróciła na mnie oczami w przesadzony sposób.
Bardzo przesadzony.
-O tobie i Harrym. Kochasz go, tak? Jak chcesz,
żeby wasz związek się…- szukała odpowiedniego słowa- …urzeczywistnił, hmm?
Dobre pytanie. Naprawdę dobre pytanie. Ktoś zna
odpowiedź może?
-Wiiiiiesz- zaczęłam, przeciągając ten wyraz
niemiłosiernie długo, aż przyjaciółka musiała mnie dźgnąć palcem w żebra. –Jest
taki mały, niby nieistotny szczególik, który jednak dość mocno komplikuje
sprawę.
-To znaczy?- dopytywała z przejęciem.
-Kojarzysz tą blondynkę Caroline z brytyjskiego x-factora,
tą co-host?
-Coś mi tam miga w głowie. To co z nią?
-Harry z nią zawarł umowę dokładnie taką, jak ze
mną. I co śmieszniejsze ona też się w nim zakochała. Jak się skończyło? A no ci
powiem jak. Została odprawiona z kwitkiem. Teraz historia się powtarza, a ja
nie chcę czegoś takiego- powiedziałam bezradnie i nawet nie przejęłam się za
bardzo, że tak okropnie spłyciłam historię poprzedniego fake’u Stylesa, ale to
jest akurat mało istotne.
-No rozumiem, ale dlaczego ty się przejmujesz?-
zapytała przyjaciółka ni stąd, ni zowąd. Czy ona mnie w ogóle słuchała, czy
tylko udawała, że to robi? Jeśli to ta druga opcja, to była w tym mistrzynią.
-No jak dlaczego? Że ze mną będzie tak samo, że
mu powiem, że go kocham i koniec bajki. Zerwie kontakt i połamie serce. Boże- jęknęłam
i przymknęłam na moment oczy- ale się wpakowałam.
-Co ty w ogóle gadasz?! Nie zauważyłaś jak na
ciebie patrzy?- zadała pytanie, ale widząc moje zmieszanie kontynuowała:
-Chodzi mi o to, że w każdym jego geście wobec ciebie można zauważyć czułość. Jego
oczy przepełnia ta subtelność, gdy wbija w ciebie te zielone tęczówki. Wydaje
się tobą oczarowany i nie mówię tego, bo jestem twoją przyjaciółką, chociaż
bardziej brzmię jak matka- zaśmiała się na swój wniosek- ale tak rzeczywiście
jest. On też się zaangażował, nie jesteś jedynie tą dziewczyną z kontraktu.
-Nie. On jest świetnym aktorem- podsumowałam
gorzko, chociaż w głębi serca pragnęłam, żeby jednak ona miała rację, nie ja.
***
-Czyli Harry jest wolny?- dziwne było jej
pytanie, ale zapewne tylko chciała się upewnić, więc nie zastanawiałam się nad
tym dłużej.
-Teoretycznie rzecz biorąc to tak, jest wolny.
Na jej buźce zagościł uśmiech od ucha do ucha i
wcale nie zanosiło się na to, że zniknie. Czym był spowodowany? Och, Jane, co
się zrodziło w twojej szalonej głowie?
-Muszę się przygotować na koncert!- wypaliła
głośno i skierowała się do pokoju, który aktualnie był „jej”, w podskokach.
Moment? Co? Po moim trupie!
-Jane, teoretycznie! W praktyce nie!-
krzyknęłam, stojąc już pod jej drzwiami.
-Co teoretycznie, co w praktyce?- podskoczyłam
na jego głos.
-A ty jak tu wszedłeś? Dorobiłeś sobie klucze
czy co?- zlustrowałam chłopaka wzrokiem, kiedy już ochłonęłam z tego szoku.
„Błagam, błagam, niech on nie słyszał tego, o czym rozmawiałyśmy!”
-Pukałem, ale nikt nie miał zamiaru podejść i
mnie wpuścić. No a tak poza tym drzwi były otwarte- wyjaśnił i wyszczerzył się.
–Kiedyś wejdzie tu ktoś nieproszony, zobaczysz- dodał po sekundzie.
-No wszedł, przed chwilą dosłownie- szatynowi
zrzedła mina na moją ciętą ripostę. –Chłopaki wiedzą, że tu jesteś i zawalasz
próbę generalną przed koncertem?- zapytałam, podnosząc na niego wzrok.
-Przyjechałem po moją poduszeczkę, nie mogłem
dzisiaj bez niej w nocy spać- miał wytłumaczenie.
-Którą?- spytałam podejrzliwie, mrużąc na niego
oczy. Nie przypominam sobie, żeby Tomlinson miał jakiegoś jaśka.
-Tamtą- machnął niedbale ręką, bo jeśli by brać
na poważnie jego wskazanie, to poduszka musiałaby być zegarem ściennym w
kształcie koła, a chyba nie jest, co nie?
-Hę?- jęknęłam zdezorientowana, krzywiąc się na
jego jakże precyzyjną odpowiedź.
-No tamtą- powtórzył i wszedł do salonu.
-No ale…- zaczęłam, ale nie wiedziałam co dalej.
Najprędzej kolejna awantura, jak sądzę. –Odłóż moją poduszkę z łaski swojej i idź
na próbę, dobrze ci radzę albo makijażystki nie będą wiedziały jak doprowadzić
cię do stanu „możesz-pokazać-się-publicznie”-
powiedziałam niezwykle opanowanym tonem głosu, chociaż od wybuchu dzieliły mnie
sekundy. Tak czy siak- byłam z siebie dumna, że zdobyłam się na taką
samokontrolę.
-Ona jest moja, zarekwirowałem ją, bo jest w
paski- odrzekł nader stanowczo, będąc pewny swojej racji. –Poza tym, czy to
właśnie zaleciało groźbą?
-Może- wzruszyłam ramionami.
-Czyli mam się bać?
-Jeśli odłożysz poduszkę to nie, jeśli nie to
tak- postawiłam ultimatum.
-Jeśli nie to… tak… jeśli tak to… Możesz
powtórzyć? Zgubiłem się- przyznał, zgrywając z siebie idiotę, a naprawdę
wszystko wiedział. Moje stanowisko w tej sprawie jest jasne i to bez pytania.
-Nie, dawaj poduszkę!- krzyknęłam i pobiegłam w
jego stronę, przewracając go na sofę.
-Koszulkę też powinienem skonfiskować- przyznał,
gdy nie miał możliwości ruchu kończynami, bo przygniotłam go swoim ciałem, więc
jedynie jego oczy były wolne i zdecydowanie zbyt spostrzegawcze. Co on ma to
tych pasków, no? Już we własnym domu nie można założyć pierwszego lepszego
T-shirtu z brzegu szafy? On jest chory.
-Chyba w snach- prychnęłam niezadowolona.
-Eghem- usłyszeliśmy z Louisem chrząknięcie ze
strony wejścia do salonu i potem wszystko potoczyło się szybko. Bum i jestem na
podłodze. Tak, ten pacan mnie zwalił, a ja z nieprzeciętną gracją wylądowałam
na tyłku i to jeszcze w takim miejscu, że podłoga nie była pokryta dywanem. Oj,
coś czuję fiolet na skórze.
-Cześć, Jane- przywitał się z nią grzecznie,
kiedy ja próbowałam się pozbierać, a ten zamiast mi pomóc czy coś… No nic!
-Nie chciałabym wam przerywać, ale czas się
szykować, Stella!- głos zabrała szatynka, pukając w swój mały zegarek na lewym
nadgarstku.
-No właśnie, a ja mam próbę i w ogóle, więc będę
już leciał- tłumaczył pospiesznie, kierując się w stronę wyjścia.
-Przyjaciel, jaaaasne…- mruknęła kpiąco
przyjaciółka, kiedy zostałyśmy już same.
-No przyjaciel, Jane- jęknęłam zrezygnowana, to
z bezsilności. Nic nie dociera do tej dziewczyny. –A właściwie zabrał moją
poduszkę, bo już w końcu nie wiem…?- rozejrzałam się po jednym i drugim
pomieszczeniu, ale nie znalazłam jej, więc pewnie tak, zabrał mojego jaśka.
-Czujesz coś do Harry’ego. Okej, rozumiem. Ale
dlaczego nie chcesz przyznać, że do Louisa też? I nawet mi nie mów, że
zakochanie się w dwóch facetach jest możliwe tylko w filmach. Obaj są dla
ciebie ważni i wzajemnie. Myślisz, że przyszedłby do ciebie po kilka piór w
poszewce od tak sobie? To wręcz niedorzeczne!
W odpowiedzi dostała jedynie spojrzenie „czy-ty-serio-kwestionujesz-zachowanie-Tomlinosona”?
On zdecydowanie nie jest normalny, a przyjechanie po jedną, bezużyteczną
rzecz jest jak najbardziej w jego stylu.
***
-Dobra, opowiadaj co ciebie dzisiaj męczy. Nie
jestem przecież niewidoma- oznajmiłam, patrząc uważnie na jej odbicie w
lustrze, kiedy próbowała coś zrobić z moimi włosami. Ja je chciałam po prostu
umyć, wysuszyć i pozostawić fale, które by się same zakręciły, ale Jane to
uparte dziecko i musiała postawić na swoim.
-No bo denerwują mnie na uczelni- odpowiedziała,
mając nadzieję, że to mnie usatysfakcjonuje, jednak miałam zamiar pociągnąć ten
temat.
-Dlaczego?
-Traktują nas jakbyśmy nic nie umieli, na projektowaniu
było wielkie halo o trzymanie igły i nitki, ale przecież to absurd, bo jak z
materiału mamy stworzyć coś do włożenia? Patrząc na to, aż się w czarodziejski
sposób przemieni w nasz pomysł? Albo zaopatrzyć się w magiczny ołówek i po
prostu szkic się zmaterializuje?...- Jane narzekała, narzekała i jeszcze więcej
narzekała, dając upust swoim emocjom.
Nie przerywałam jej, bo nawet jak? Wkręciła się w
swoje gadanie, a jeśli to już się stanie, nie ma sposobu, żeby ją uciszyć. No
jest, ale ja tego nie zrobię, za to przydałby się jakiś przystojniak i jego
usta… Oj, przydałby się.
-Nie machaj tak głową, bo warkocz wyjdzie
nierówno- skarciła mnie, gdy próbowałam w odbiciu lustra wypatrzeć godzinę na
zegarku. –Zdążymy, spokojna głowa- poinformowała, domyślając się mojego
zachowania.
-Jesteś pewna? Przecież jeszcze ty się musisz
umalować, ubrać, co będzie nie lada wyczynem- zaśmiałam się, przypominając jej
eskapady z ciuchami. „Te, a może te? Albo
tamte? Która bluzka będzie pasować do tych jeansów? Nie, ściągaj, masz te i ten
T-shirt! Nie! Lepsza będzie spódnica… Lub sukienka… Hmm…” i kolejne godziny
życia mamy za sobą.
-Luz, Cands- powiedziała na odczepne, bo chyba
całą swoją uwagę skupiła na pędzelkach do eyelinera. Tak! Na pędzelkach. Każdy
normalny człowiek ma jeden albo dwa, ale nie Jane, ona ma ich kilkadziesiąt i
co z tego, że niektóre modele po kilka sztuk? Harry to samo, jeden wzór koszuli
i wszystkie kolory tęczy. Czy wszyscy są tak zdrowo walnięci, czy tylko ja
szalenie normalna?
***
-Zakładasz tą i koniec!- krzyknęła na skraju
wytrzymałości. Miałam wrażenie, że jej zezłoszczone oczy zaczną mnie ranić i
dodatkowo udusi mnie własnoręcznie.
-Jane, to koncert, a nie rozdanie Oskarów, ten
strój nie będzie na miejscu- tłumaczyłam jej to setny raz, ale chyba w tym
momencie słowo „nie” dla niej nie istniało lub bardzo dobrze je ignorowała,
przekładając na pierwszy plan swoją propozycję.
-Dobrze, więc w takim razie załóż to- szybko
wygrzebała z walizki sukienkę mini z weluru w kolorze żakardowego amarantu- do
tego elegancka skórzana kurtka i te buty- wskazała na pozostałe rzeczy
skinieniem głowy.
O mój Boże. Zestaw idealny. Dalej nie wiem czy
odpowiedni na koncert, ale o niebo lepszy niż poprzedni, więc jestem go w
stanie zaakceptować.
-A teraz migiem się przebierać, nie będę na
ciebie czekać, po prostu pojadę sama- wcisnęła mi ubrania do rąk i wyprosiła z
pokoju.
Ta, jasne. Zanim ona się uczesze, umaluje,
wystroi to przegapimy trzy czwarte koncertu albo nawet cały.
Weszłam do łazienki i rozebrawszy się z
codziennych ciuchów, zarzuciłam na siebie nowe. Gdy oceniłam w lustrze, że
wyglądam całkiem dobrze, złapałam w pośpiechu szczoteczkę do zębów i pastę.
Szorowania nigdy za wiele, nieistotne, że myłam je tak z pół godziny temu i na
dodatek nic nie jadłam od tego czasu, to lepsze niż bezczynne czekanie i
skazanie się na rozmyślania. Rozmyślania o tym, jak to będzie, gdy zobaczę
Harry’ego. Czy będzie na mnie zły? Pewnie tak, ma do tego najświętsze prawo. Co
ja wtedy zrobię? Nie mam zielonego pojęcia. Prawdopodobnie się załamie,
najpierw wewnętrznie, a potem zewnętrznie, ale już bez świadków. Co mam mu
powiedzieć? Jak się zachować? Przywitać się serdecznie czy trzymać na dystans?
Jeśli nie będzie zły to dlaczego? Ja już się za swoją głupotę nienawidzę, a on
nie? Ach, za dużo pytań i ani jednej odpowiedzi…
-Stella! Mówiłam, że nie będę na ciebie czekać!-
usłyszałam krzyk przyjaciółki.
Niemożliwe.
Niemożliwe.
Jestem pewna, że to niemożliwe.
O, cholera…
-Jakd ty nak szhybfko?- wymamrotałam dalej ze
szczoteczką w buzi, co mi wyszło w jakimś nieznanym języku, ale byłam w szoku,
no w szoku!
Jane nie przypominała siebie sprzed pięciu
minut. Idealny makijaż, misternie ułożone fale, doskonały, niezobowiązujący
strój. Jakbym komuś powiedziała, że to zajęło jej raptem- a niech mnie- trzysta
sekund, to by mnie jak nic wyśmiał. Zwykłego kucyka Kim Kardashian robią
godzinę, a make-up i stylizacja zajmuje pewnie drugie tyle.
-Wypluwaj szybko i lecimy- ponagliła mnie.
Zrobiłam jak kazała i szybko opłukałam buzię zimną wodą, żeby nie wyglądać jak
pies z wścieklizną.
Wróciłam do holu, gdzie czekała niezmiennie
Cantwell.
-Torebka- mruknęłam pod nosem, szukając jej
wzrokiem. Jestem bardziej niż przekonana, że ją tu zostawiałam.
-Miętówkę?- zaproponowała szatynka i wyciągnęła
do mnie opakowanie z cukierkami. –Słyszałam, że twój chłoptaś lubi mocno
miętowy zapach- podniosła i opuściła brwi kilka razy, i zaraz wybuchłyśmy
śmiechem.
Opowiadałam Jane o liście zakupów Harry’ego i o
tym, jak się do niej zastosowałam. Darmowa komedia. A ciekawe jak szampon mu
przypadł do gustu…?
2
-Denerwujesz się?
-Nie- odpowiedziałam półgębkiem, zresztą dłuższa
wypowiedź nie miała sensu, nic nie słychać przez piski fanek.
-Kłamiesz- przyjaciółka zauważyła od razu.
-Skąd wiesz?- zapytałam, chcąc znać źródło tej
wiedzy. Wydawało mi się, że jestem w miarę opanowania, no cóż… Że chociaż na
taką wyglądam.
-Zbladłaś, bardzo.
-Boję się- przyznałam szczerze, zaciskając jedną
rękę na barierce sekcji VIP’owskiej, a drugą kurczowo ściskając materiał
miękkiej sukienki.
-Będzie dobrze, zobaczysz- starała się dodać mi
otuchy, ale przerwały jej nagłe krzyki ludzi naokoło nas. Zgasło światło w
całej sali i stopniowo zaczęło oświetlać scenę. Show czas zacząć, jak to mówią.
Odliczanie z okręgiem, jak z jakiegoś starego
filmu. Kilka sekund, ostanie cyfry, trzy, dwa, jeden… Znowu ciemność, znowu
stopniowe oświetlanie sceny i pierwsze nuty utworu „Up All Night”. Chłopcy
wkroczyli na scenę i od razu zaczęli skakać, machać rękami, wariować, gdzie
tylko się dało, przez co tłum jeszcze bardziej oszalał.
Dla mnie to nic nowego. Skandujące twoje imię
nastolatki, obserwujące każdy twój ruch, nie były czymś nadzwyczajnym. Jednak
siedząc tutaj, a nie śpiewając na scenie, czułam się zupełnie inaczej.
Oczywiście, byłam na wielu koncertach jako widz, ale zdecydowanie częściej to
ja występowałam dla ludzi, a przez to zapomniałam, jak to jest oglądać czyjeś
show.
Chłopcy tryskali pozytywną energią, a mnie z
każdą sekundą zżerał coraz większy stres. I nawet, jeśli przez chwilę
zapominałam o tym, co mnie trapi, jedno spojrzenie na Harry’ego i wszystko wracało
ze zdwojoną siłą.
Jeszcze wczoraj wieczorem oraz rano, cieszyłam
się jak małe dziecko, że pójdę na koncert, a nie spędzę kolejnej nocy przez
telewizorem albo na jakiejś gali wśród snobów, których kompletnie nie znam.
Nawet wskazówki Harry’ego szeptane do ucha nie pomagały. Celebryci z Wielkiej
Brytanii są całkiem inni niż z USA. Nie chodzi mi o to, że ich nie kojarzę, bo
nie kojarzę, ale miałam na myśli, że nawet ich zachowanie jest inne, przez co
ja sama nie wiem, co powinnam powiedzieć i zrobić, żeby jeszcze nie zaliczyć
jakiejś wpadki. Frustrujące…
Dlaczego się właściwie cieszyłam, że tu przyjdę?
A no dlatego, że zaprosił mnie ktoś ogromnie dla mnie ważny. Cieszyłam się, że
Louis chciał, żebym przyszła. Przyjaciele powinni się wspierać i cieszyć z sukcesów
drugiej osoby.
Dałabym sobie uciąć rękę, iż cztery piąte One
Direction nie ma pojęcia, że jestem tu razem z Jane, chociaż znając Tomlinsona
mógł już się podzielić tą informacją z resztą zespołu… Cofam to! Nie dam sobie
reki uciąć!
Mniej więcej w połowie na ekranie pojawiły się
pytania twitterowiczów, na co chłopaki odpowiadali z wielkim entuzjazmem,
zatańczyli nawet macarenę… I pojawiło się ostatnie pytanie. Pytanie do Stylesa.
Pytanie o mnie. O jejusiu…
Wierzcie lub nie, ale o mały włos nie wypadłam z
naszego VIP’owskiego balkoniku, a uratowała mnie przed tym moja przyjaciółka,
na szczęście.
Wyczekiwałam na jakiś respons z jego strony,
wpatrując się na scenę bez mrugnięcia okiem. Serce biło mi jak szalone i…
moment… Czym ja się przejmuję? Zachowuję się jak zakochana po uszy nastolatka,
która wyobraża sobie za dużo, oj, stanowczo za dużo, kiedy rzeczywistość jest
brutalna. Ciągle jesteśmy połączeni kontraktem, więc jego odpowiedź będzie taka
sama, jak za każdym razem, kiedy pytali go o mnie- „świetnie się dogadujemy;
jesteśmy naprawdę szczęśliwi; nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej dziewczyny…”.
Tak też było i teraz, ale jednak inaczej!
Mogłabym skakać jak małe dziecko, które dostało wymarzonego lizaka albo
upatrzoną zabawkę z odpustu. Harry spojrzał w stronę naszego balkonu i wyłapał
mój wzrok. Uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi, a moje policzki
natychmiast podeszły różem, być może nawet o intensywniejszym kolorze, niż moja
sukienka. Jego oczy były zielone, naprawdę zielone! Znaczy, tak mi się wydawało,
trudno stwierdzić przez efekty oświetlenia i odległość, która nas dzieliła, ale
przynajmniej nie wyglądał, jakby chciał mnie zabić za ten głupi pomysł Evelyn.
Odwzajemniłam jego uśmiech i wcale nie musiałam się na niego silić. Od bardzo
dawna uśmiechnęłam się szczerze, bez żadnych uśmiechopodobnych grymasów na
twarzy, które gościły praktycznie cały czas. Życie gwiazdy jest męczące, bo
udawać szczęśliwego nie trzeba jedynie na publicznych wyjściach, oj, nie. Są
jeszcze fani, którzy poproszą cię o zdjęcie w najmniej oczekiwanym momencie, a
twoje włosy, makijaż i nastrój pozostawiają wiele do życzenia, ale jak odmówić?
Przykro widzieć rozczarowanie na twarzy kogoś, kto cię wspiera, nawet jeśli cię
osobiście nie zna. Ach, zapomniałabym o cudownych paparazzi, którzy są jak twój
cień. To niemalże jak darmowa ochrona, tylko bardziej zawistna.
„Może nie
będzie tak źle, jak sobie wyobrażałam?”- pomyślałam i odgoniłam od siebie
moje irracjonalne lęki. Jestem w końcu Stella „Candy” Kane, nie zamierzam bać
się spotkania ani rozmowy. Stawiałam czoło gorszym rzeczom i wychodziłam z nich
obronną ręką.
Koncert się skończył, chłopcy się jeszcze
kłaniali i dziękowali całej swojej ekipie, zarówno tej na scenie przy
instrumentach, jak i tym pracującym „od kuchni”. Jane pociągnęła mnie do
wyjścia, a właściwie do pomieszczenia chłopców, żeby uniknąć chaosu, który miał
się zacząć już za moment, kiedy oni znikną ze sceny na dobre.
Usłyszeliśmy ich głosy już z korytarza, cóż, za
bardzo cicho to się nie zachowują.
-Znowu rozerwałeś spodnie?- zapytał rozradowany
Malik, po czym się wszyscy roześmiali, oprócz blondyna.
-A to nowość? Na każdym koncercie jest to samo,
bo Niall usilnie stara się udowodnić, że jego grawitacja nie obejmuje-
napomknął Lou i otworzył drzwi pomieszczenia, w którym byłam razem z Jane.
–Stella!- krzyknął, kiedy mnie zobaczył. Reszta chłopaków weszła tuż za nim i
niespecjalnie byli zaskoczeni, że nas widzą. –Przyszłaś jednak!- złapał mnie w
talii i podniósł do góry. Taki tam uścisk od całkowicie normalnego Louisa
Tomlinsona.
-Przyszłam po moją poduszkę- uświadomiłam go i
spojrzałam na niego całkiem poważnie, a chłopaki wybuchli śmiechem kolejny raz.
-Mówiłem, że wydawała mi się bardzo znajoma, to
wmawiałeś mi, że loki na głowie uciskają mi mózg- żachnął się Harry i dźgnął
przyjaciela w brzuch, na co ten się zgiął z bólu, posyłając mu groźne
spojrzenie. –Należało ci się.
„Tak,
właśnie, Lou, należało ci się!”- pomyślałam, a moja wredna podświadomość
się ze mną zgodziła. Dziwne, ale to się za często nie zdarza, bo zwykle słyszę
ten irytujący głosik, który mnie krytykuje albo ma odmienne zdanie, zawsze,
zawsze, zawsze.
-I jak wypadliśmy?- zapytał Harry, gdy przestał
dokuczać starszemu koledze.
-Dopominasz się komplementów?- zdziwiłam się-
rzecz jasna sztucznie.
-No przecież!- napomknął z oddali Niallerek,
który już podczepił się pod stół z przekąskami. Na sofie obok pyszności, Jane rozmawiała
z Zaynem w najlepsze. A Liam… gdzieś się zapodział…?
-Cóż, było tak sobie, widziałam lepsze koncerty-
odpowiedziałam beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Zszokowałam go, Louisa zresztą też. Nie sądziłam,
że można to zrobić jednym zdaniem. Zaśmiałam się.
-Powinniście się teraz zobaczyć- nie mogłam
ukryć dłużej uśmiechu, który cisnął mi się prosto na usta.
-Wkręca nas, ale Harry wygląda jakoś tak inaczej,
co nie, chłopaki?- blondyn i brunet od razu odwrócili swoje głowy w naszym
kierunku, oderwawszy się od swoich absorbujących zajęć i przytaknęli
Tomlinsonowi.
-Nie denerwuj mnie nawet- Styles wypuścił ciężko
powietrze z płuc, gdy Louis uwiesił się mu na ramieniu. –Nawet szamponu nie
umiesz kupić- westchnął po jakimś czasie. Założę się, że musiał policzyć w
myślach do dziesięciu… albo dwudziestu…
Ups? Trzeba się ratować…
-Ale bardzo dobrze wyglądasz, inaczej nie musi
oznaczać gorzej, czasami zmiany wychodzą człowiekowi na dobre- mówiłam jak
nakręcona, chwaląc nowe ułożenie loków.
-Ona ma rację- powiedział Payne, który właśnie
wrócił do pomieszczenia z telefonem w ręku. Pilna rozmowa? Wyminął nas i
dołączył do Horana, który zajadł kolejną babeczkę.
Harry pokiwał głową, na jego słowa, analizując
ich sens. „Kupi to, uffff… Na szczęście!”
-Ona wybrała ten szampon- Louis wydał mnie bez
mrugnięcia okiem, bez zająknięcia się.
„Zabiję drania! No
zabiję!”-
postanowiłam, a moje dłonie automatycznie zamknęły się w pięści. Gdyby oczy
mogły uśmiercać, Louis padłby trupem właśnie w tej chwili.
Postanowił się bezpiecznie wycofać, musiał
zauważyć, że jeden moment, jedna chwila i wydrapię mu oczy. Oczywiście ruszyłam
w pogoń za nim, jedyne co udało mi się wyłapać, to zdziwione wyrazy twarzy
ludzi na korytarzu, których mijałam z zawrotną prędkością, jaką wyciągały moje czarne
szpilki. Po drodze „zgubiłam” te
buty, bo za skręcenie nogi Evelyn dałaby mi niezłą reprymendę… Obcasy
zdecydowanie nie są najwygodniejsze przy bieganiu.
-Tomlinson, wracaj tu!- krzyknęłam, znalazłszy się
na scenie. Publiczności już nie było, żadne miejsce nie było zajęte, nikt też
się nie kręcił w strefie miejsc stojących. Większość instrumentów i urządzeń została
już zabrana, przez co zrobiło się dość przestronnie. Chłopcy mieliby więcej
miejsca do skakania, a tak niestety musieli się bardzo ograniczać.
Rozejrzałam się jeszcze raz po hali, ale nie
dostrzegłam szatyna. Gdzie on pobiegł? Jestem pewna, że wbiegał na scenę, ale
co zrobił potem? W powietrzu się nie rozpuścił przecież i… usłyszałam cichy
śmiech… To on! Louis, gdzieś ty się schował?
-Tutaj- powiedział, ale ja dalej go nie
widziałam, czy jestem aż tak ślepa, czy on ma tak dobrą kryjówkę? Oj, szczery
głosie w mojej głowie- NIE. ODPOWIADAJ.
Lewo, prawo, za kurtyną, pod siedzeniami… Ehh…
Chyba się poddaję…
-Na górze- podpowiedział wesoło. Zadarłam głowę
i zobaczyłam go na konstrukcji, do której podoczepiane były lampy
oświetleniowe. Wariat, no wariat.
-Jak ty tam…?- spytałam, główkując się nad tym,
którędy się wspiął, bo latać chyba nie potrafi, prawda?
-Drabina- wyjaśnił z uśmiechem i skinął w jej
stronę. Ach, takie proste rozwiązanie zagadki, a ja latanie wymyśliłam. „Geniusz”-
zakpiła ze mnie moja czarna strona. –Chodź do mnie- poprosił chłopak, a ja o
mało nie upadłam z wrażenia czy tam czegoś… No tak, wariat.
-Ha ha ha- zaśmiałam się ironicznie- nie ma
nawet szans, że wejdę bezpiecznie po tym czymś... Nie jestem samobójcą-
odmówiłam dobitnie. Złamany kręgosłup lub… Może być gorzej?
-Niepotrzebnie panikujesz- wywrócił na mnie
oczami.
-Nie, ja myślę racjonalnie, nie lubię szpitali i
chcę dać jeszcze wiele koncertów- wymieniłam swoje poglądy ze stanowczością. –Rozprawię
się z tobą później- dodałam i poszłam w stronę garderoby zespołu, skąd
wybiegłam.
-Czekaj!- zatrzymałam się i wróciłam kilka
kroków do tyłu, żeby znowu mieć go w polu widzenia. Zwinnie, niczym mały
tygrysek, pokonał wszystkie szczeble oraz utrudnienia i stanął przede mną. –Musimy
porozmawiać- rzekł poważnym tonem z mocno zaciśniętą szczęką. Po dobrym humorze
chłopaka nie było śladu.
„Musimy…
Porozmawiać…”? Czy ja, przepraszam, mam się bać? Jakby to był film, to
pewnie tak, powinnam się bać, bo te słowa nigdy nie wróżą nic dobrego, ale teraz?
-Ale…- jęknęłam na chęć sprzeciwu, obmyślając
jakąś wymówkę. Teraz to ja powinnam porozmawiać z Harrym, on jest w tym
momencie ważniejszy niż wszystko inne. Już wiem, że nie jest na mnie zły lub
świetnie to maskuje. Szamponem zarobiłam sobie kolejny minus na jego liście,
ale trudno. Nie mogę się chować całe życie.
-Nie- uciszył mnie szybko. –To tylko minuta…-
oznajmił i połączył swoje usta z moimi, wpijając się w nie gwałtownie. Ujął
moją w twarz w dłonie i kciukami pogładził delikatnie policzki. Moje wargi były
zszokowane, podobnie jak ja cała. Mimo że ten coraz intensywniej naciskał swoim
ustami na moje sztywne, nieruszające się, nie odwzajemniłam pocałunku…?
Odepchnęłam go i krzyknęłam, ciskając wzrokiem
błyskawice:
-Co to miało być?!
Chłopak nie odpowiedział, a jedynie przetarł twarz
dłońmi.
-Co to miało, cholera, być, Louis?!- powtórzyłam
dobitniej, zwracając się imieniem, taka psychologiczna sztuczka.
Dalej cisza, spuścił wzrok, nie raczył na mnie
spojrzeć.
Odwróciłam się… Tylko nie to…
Nie, nie, nie…! NIE!
____________________________________________________
O MATKO! O MATKO! O MATKO! Ale się porobiło! Mam nadzieję, że Stella będzie z Lou, ale obawiam się, że tak się nie stanie ;/
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział xx
No porobiło się, porobiło, ale co to za życie bez atrakcji? :) Ona by go najchętniej teraz zastrzeliła haha ;D Dziękuję za przeczytanie i komentarz ♥
UsuńOmomomom jejuuu kocham cie ale ja wole zeby byla z Harry ❤lou nie !! Do harrego paseuje. @swagbieberbitch
OdpowiedzUsuńKocham mnie? Awwww, jak miło! Też cię kocham! :)
UsuńTak, tak zakończ w takim momencie, wszystkim się to spodoba... Ale ogólnie meeega meeeega fajny xD ;D
OdpowiedzUsuńHahaha musiałam kiedyś przerwać, bo znając życie, jeśli nie w tym momencie to kilka tysięcy słów dalej ;) Ludzie niekoniecznie lubią długie rozdziały, z tego co wiem i mogłam zaobserwować. Cieszę się, że ci się podoba! Pozdrawiam! <3
UsuńBłagam... To nie może być prawda. Harry nie mógł tego zobaczyc, powiedz mi, że tam stał ktoś inny. Louis idiota! Jak mógł? Normalnie się zdenerwowałam.Proszę nie rób nam tego hahah xD Stella kocha Harry'ego i wydaje mi się, że on ją też! Po co to jeszcze komplikować?.:)
OdpowiedzUsuńKocham sposób w jaki piszesz!
Powodzenia przy następnym rozdziale, który mam nadzieję, pojawi się szybciutko! xx
Natalia.
A po co to czynić prostym? :) Nie może być nudno!
Usuń\Ja osobiście nie lubię mojego sposobu pisania, denerwuje mnie, eh... Też mam nadzieję, że pojawi się szybko, ale nadzieja to jednak tylko nadzieja :> Pozdrawiam :)
Jezu, jezu, jezu jak ja bym chciała żeby była z Lou ... <3 tylko dlaczego nie odwzajemniła pocałunku!?
OdpowiedzUsuńCzekaam na nexta :)niecierpliwie :)
@RoyalNinja96
Nie mnie o to pytać, tylko Stellę :) Dziękuję za przeczytanie i zostawienie po sobie śladu :>
Usuń"Odwróciłam się… Tylko nie to…
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie…! NIE!"
A WŁAŚNIE, ŻE TO STELLUŚ! ZAKOCHAŁAŚ SIĘ, HA! OD ZAWSZE TO WIEDZIAŁAM...
A TAK W OGÓLE TO FKJNSAJKFBJFNBKASFBABSKFBKFE
będziesz mi opłacać pogrzeb!! żebyś ty zobaczyła moją reakcję... Matulu jakoś tak dziwnie zaczęłam się trząść z powstrzymywanego śmiechu i zagryzłam pięść, żeby nie śmiać się na cały dom! Ostatni raz tak miałam.... hm.... jak mnie follownął Julian XDD
JEZU CO TO MIAŁO BYĆ?! TRZEBA MNIE BYŁO UPRZEDZIĆ! INHALATOR BYM PRZYGOTOWAŁA!
MOJE FEELSY *O* KRAJZ
Co prawda go odepchnęła, ale i tak wiem, że go kocha pfff
no i właśnie niech ta Stella sobie nie wmawia jak to powiedziała Jane!
Miałam duuużo do napisania, ale ostatni scena wytrąciła mnie z równowagi... Wiedziałam, że jakaś tam Louella będzie, ale... OMG
A za ten tytuł to cię uduszę, cały czas mnie rozpraszał! Serio, czytałam fragmenty po 2 razy i jeszcze co chwilę mi ktoś przerywał... ehh
Odchodząc od tematu Louelli...
"Słyszałam, że twój chłoptaś lubi mocno miętowy zapach" och nie zapędzaj się w tym samozachwycie autorko
i w ogóle jakoś te wyznania Stelli nie robią na mnie wrażenia, jeszcze nie uświadomiła sobie co to prawdziwa miłość XD
Oczywista jest ta mięta między nią a Tomlinsonem przecież!
Wiem, że mówi się chemia, ale mięta bardziej pasuje do... okoliczności powiedzmy.
to teraz podsumowując...
ZABIŁAŚ MNIE I CZEKAM NA KOLEJNY, A JAK ZNOWU DODASZ PO TAKIM CZASIE TO NAUCZĘ SIĘ WYCHODZIĆ Z CIAŁA I BĘDĘ CIĘ NAWIEDZAĆ NOC W NOC. :)))
sorka za błędy, dalej byłam rozemocjowana jak pisałam.
xxx
ahh jeszcze dodam... LOUELLA FOREVER BICZYZ
UsuńNie sądziłam, że doprowadzę cię do stanu "follow od Juliana", ale widać mi się udało :) Samozachwyt to moje drugie imię! Okej, żarcik XD Nie moja wina, że jakoś tak długo mi schodzi pisanie :c Też chciałabym dodawać szybciej, no ale cóż...
UsuńTy i ta twoja obsesja na Louellę, brak słów, no brak słów...
super czekam na następny . a i jesteś po prostu ... jak mogłaś w takim momencie no i co będzie dalej ??? z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3 Kocham cie po prostu :)
OdpowiedzUsuńMuszę potrzymać moich czytelników w niepewności :) Niezmiernie mi miło, że ci się rozdział podobał, dzięki, ściskam mocno! :>
UsuńUgh
OdpowiedzUsuńZ jednej strony, po tym co napisałaś przed rozdziałem przestraszyłam się, że Stelli nagle coś się odwidzi i stwierdzi, że jednak kocha Louisa a nie Harry'ego, więc strasznie się cieszę, że nic takiego się nie stało. Proszę, błagam, padam na kolana, niech Stella nie zakochuje się w Lou tak na poważnie, niech jej jedynym prawdziwym i najszczerszym uczuciem zostanie to w stosunku do Harry'ego! Jeśli ona poczuje, że jest zakochana w Tomlinsonie równie mocno jak w Stylesie albo - broń Boże - nawet bardziej to się chyba zastrzelę. Błagam nie rób mi tego!
Tak poza tym to Louis niedorajda zepsuł wszystko. Harry (bo to był Harry no nie?) zobaczył ich całujących się i wszystko poszło się walić (czy jak to tam się mówi). Urgh. Amajjebdhbhdjdjoalqpqpqkwkqsbdhbhsjsjiaoqkakxnhfh. Ale tak w zasadzie to przecież on zobaczył jak Stella go odpycha i się na niego wydziera, prawda? Jest jeszcze jakieś światełko w tunelu...?
To jest po prostu takie... gfrvjkpppgeq. Nie wiem co jeszcze napisać. Jedyne o czym myślę to czy Stella pobiegnie za Harrym, żeby się wytłumaczyć (jeśli on w ogóle stamtąd wybiegnie) i czy on jej wybaczy. Wreszcie Stella będzie miała świetną okazję, żeby wyznać Harry'emu co tak naprawdę do niego czuje! No nie?
Ojej, samobójstwem mi grozisz? :O No wiesz co?!
UsuńWymyśliłaś plan idealny, haha :D Tylko nie wiem czy akurat się pokrywać będzie z moim, bo mi wpadają do głowy pomysły w ostatniej chwili przy pisaniu ;) Dziękuję za komentarz tak w ogóle, to wiele dla mnie znaczy! :) ♥
Wiedziałam! WIEDZIAŁAM, że między Lou a Stellą do czegoś dojdzie! No kurczę jestem jasnowidzem, czy co?... Ja nie mogę, to pewnie Harry'ego zobaczyła, jak się odwróciła? OMG OMG OMG nie wiem co napisać. Tak czekałam na ten rozdział i kompletnie mnie nim zabiłaś! A jeszcze ta błaha wzmianka o babeczkach doprowadziła mój pusty żołądek do rozpaczy, bo zajęczał żałośnie, kiedy to przeczytałam :D Uwielbiasz nas torturować, prawda? I jeszcze ten tekst, że opowiadanie dobiega końca... NO CHYBA NIE. Nie rób nam tego! Proszę! Proszę?...
OdpowiedzUsuńTeraz wyobraź sobie, że proszę jak Cands, a ty jak Jane jej ulegasz :D
KJSFDFJWOFJWDC nie wiem już co napisać. Czekam na następny rozdział, to wiadome. O rajciu, ależ się rozemocjonowałam. Kończę już, bo pewnie podczas czytania załamałaś się całkiem... No cóż, widzisz co robisz z człowiekiem :D
Przepraszam za nieskładny komentarz i w ogóle, powodzenia przy pisaniu kolejnego rozdziału, dobranoc, dzień dobry, cokolwiek.
WYŁĄCZAM SIĘ JUŻ! xx
Wiedziałaś? JAK? Jasnowidz? NIEMOŻLIWE!
UsuńJeśli chodzi o babeczkę, akurat mój brak przechadzał się po pokoju i zajadał tym smakołykiem, więc... :)
Tak, przyznaję się bez bicia, uwielbiam torturować moich czytelników, taki był mój zamiar, kiedy zakładałam bloga haha :> Opowiadanie się kończy, nie ma co tego przeciągać w nieskończoność. Ja też już #OFF :) Dziękuję i w ogóle ♥
Super rozdział !!!!!!!! LOUELLA FOREVER <333
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńNie, Nie, NIEEEEE. Masz rację moim obecnym marzeniem jest uduszenie cię! Lou ty idioto! Jak mogłeś, jestes idiota, mówiłam już? Luella= umum (kręcę głową, zeby nie było). Nie, nie, nie, nie tak miało byc. Ty go nie kokasz Cands, NIE. Wreszcie kiedy uświadomiłaś soboe że to Harry jest twoim księciem z bajki, oczywiście cos musiało sie zepsuc. NIEEEE. Przynajmniej go odepchnęłaś, bo jak byś tego nie zrobiła to nie ręczę za siebie.
OdpowiedzUsuńJeśli to Harry ich widział to z jednej strony źle, bo... ich widział, ale z drugiej strony mam nadzieję, ze zanotował w swej pamiecie, że Stella ODEPCHNĘŁA Louisa, poza tym gdyby ich nie widział, a potem Harella się wreszcie ziściła (jakkolwiek to brzmi) to znowu pojawiłby się problem, że ona to ukrywała. Więc sama nie wiem jestem rozdartaaaaa.
Nie dobijaj mnie jeszcze bardziej niż zrobiły to ostatnie dni, czytaj: SZKOŁA
Harella forever i koniec <3
Han*
Ups?
UsuńTwoje argumenty są po prostu zawodowe haha ;D
Nie wiem co jeszcze. Po prostu dziękuję, że znalazłaś chwilę i przeczytałaś (taką dłuższą, bo moje rozdziały nie należą do tych najkrótszych), także cieszę się z tego ogromnie :) Ściskam xx
Mg jaki cudnyyyy, chociaż wolałabym żeby była z harrym ;P
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się olejnego:*
Dziękuję, też się nie mogę doczekać :c
UsuńNo nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.
OdpowiedzUsuńTy chyba sobie kpisz kobieto!!!!!!!!
W moje urodziny?
Jak mogłaś?
Znaczy w sumie to czytałam to wczoraj, ale nie mogłam skończyć bo mnie mama zawołała i kończyłam przed chwilą.
Tak wiec W MOJE URODZINY?
TAKIE RZECZY?
No załamka, kompletna załamka.
Jak mi tego nie wyprostujesz szybko to chyba ci nigdy nie wybaczę.
NIGDY!
hehe
Nie muszę się podpisywać. Wiadomo kto xDD
Oj, Ala... :< Przepraszam :<
UsuńWOW! Ale się narobiło. Louis i Stella?? Mam nadzieję, że to nie był Harry, tylko ktoryś z chłopców. Coś czuję, że obaj kochają się w Stelli, a ona daży ich tym samym uczuciem i nie wie, którego wybrać.
OdpowiedzUsuńFajnie, że powiedziała o wszystkim przyjaciółce Jane, teraz może liczyć na jej pomoc. Nie zanudzam.
Czekam na next.
Dzięki za komentarz :D
Nie zazdroszczę Stelli takiej sytuacji, w której się znalazła, bo jest naprawdę trudna :/ Dzięki, że przeczytałaś i zostawiłaś po sobie ślad! :> ♥
UsuńAaaa pocalowal ja *.* jej *.* ale ja chyba nadal chce zeby była z Hazza <333 choć z jednej strony pasują do siebie z Lou.... Rozdział jak zawsze swietny !!! I chyba sobie żartujesz z tym '' zakończeniem opowiadania '' !!! Nie pozwolę ci na to bo same fajne blogi sie kończą a ten jest najlepszy jaki czytam !!! I jeśli go skonczysz to znajdę cie osobiście i pogadamy o tym w 4 oczy !!! Rozumiesz ?! No wienc tak o czym ja mówiłam.... Aaa tak !! Ten blog jest swietny , cudowny i wogule mamamndjdnkdnckdkd *.* Pisz szybko nn !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi, że ci się podobało to, co napisałam :>
UsuńCzy ty mi grozisz?! o.O
No wiem właśnie, że się dużo opowiadań kończy, moja lista ulubionych stron też się mocno ukróciła :(
Ooo... Kurde. On ją pocałował! *_*
OdpowiedzUsuńJa osobiście nadal nie mogę zdecydować kogo bym wolałam na partnera Stelli, więc czekam na rozwój akcji :)
Rozdział jest świetny, czekam na więcej :D
Pozdrawiam, Lena xxx
No coś mu strzeliło do łba i pocałował :3
UsuńDziękuję, ciszę się niezmiernie, że ci się podobał i również pozdrawiam :>
Rozdział jest genialny jak zawsze. Czytam to opowiadanie z pasją i zawsze czekam na kolejny rozdział z miłą chęcią bo nigdy się nie zawodzę! Jestem pod wrażeniem takiej twórczości , pomysłu na opowiadanie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału cieszę się,że Stella jednak pszła na ten koncert i odważyła się spoojrzeć oko w oko z Harrym. Rozumiem jej obawy co do wyznania mu uczuć,bo jednak po tym wcześniejszym doświadczeniu Harrego można się wszystkiego spodziewać. Ale mogłaby w końcu się zebrać i powiedzieć mu to,wiedziałaby na czym stoi i czy dalej ma rozmyślać jak to by było. Ach ten Lou ,musiał zawsze coś wywinąć,ale cieszę się,że Stella go odepchnęła. I mam nadzieję,że po odwróceniu się nie zobaczy Harr'ego bo to by była tragedia.
Pozdrawiam i życze powodzenia w pisaniu każdego nowego rozdziału.
Czytelniczka.
Dziękuję za miłe słowa, są takie awww ♥
UsuńStella zbiera się, ale nie chce być odrzucona. Do tego dziwne intencje Louisa skutecznie ją od tego odwodzą :/
Zapraszam na zwiastun : https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=sxrfhxMOqqg
OdpowiedzUsuńJeśli cie zaciekawi zajrzj :)
http://he-wants-to-be-the-way-i-am.blogspot.com/
YEAH renia powinna uczyć się na powtórkę z antyku, bo w końcu maturalnie, humanistycznie i takie tam, ale nieee.. gdzie tam po co, lepiej siedzieć tutaj i nadrabiać.
OdpowiedzUsuńMogłam poczekać na 27 :c Nie musiałabym codziennie się zastanawiać kto tam stał, może Harry? A może jakaś gnida z aparatem, albo ktoś jeszcze inny. Louella jest taka lshgiodsfjsofdhdfovbjfdibdf *.* Nie rozumiem, dlaczego Stella odepchnęła Lou, zniszczyła marzenia fanów Louelli na namiętny pocałunek :c No jakiś tam niby był, ale tylko Lou się przyłożył ... buu. Jane dobrze mówi, że w ich wykonaniu to nie tylko przyjaźń. Kochać dwóch chłopaków na raz nie jest nie możliwe, ale wybór między nimi pewnie tak. Więc czy Stella w końcu zauważy, że jest zakochana też w Lou? Bo jest prawda? Musi...
LOUELLA <3
Oj tam, maturalnie. Matura to bzdura, pamiętaj :> Gnida z aparatem, trafiłaś w dziesiątkę haha :D Zniszczyła, ale marzenia o Harelli są umocniły, jednak ze mną to wszystko różnie bywa :3 Wybór cholernie trudny, ale trzeba spróbować go podjąć i nie zwodzić za nos obydwu.
UsuńDziękuję za przeczytanie i komentarz. Buziak <3
Sory za spam, jeśli nie chcesz wejść po prostu usuń mój komentarz. No bo kto lubi spam?
OdpowiedzUsuńTreść:
Siedemnastoletnia Daisy ma powody do radości: właśnie zdała egzaminy, a Will, obiekt westchnień większości dziewczyn w szkole, jest zainteresowany właśnie nią.
Ale dziwna bransoletka znaleziona na brzegu Tamizy wszystko zmienia. Bo za sprawą tego niezwykłego przedmiotu Daisy spotyka Harry'ego – uwięzionego pomiędzy życiem a śmiercią pięknego chłopaka, w którym zakocha się bez pamięci. Lecz im głębsze uczucie ich łączy, tym częściej Daisy zaczyna wątpić, czy Harry mówi jej prawdę. Zwłaszcza gdy odkryje coś, co przeczy jego słowom i wzbudza w niej lęk. I każe zadać pytanie, czego naprawdę chce jej widmowy ukochany…
Adres: http://love-comes-with-time-story.blogspot.com
Pozdrawiam :)