Rozdział 26 "I nawet mi nie mów, że zakochanie się w dwóch facetach jest możliwe tylko w filmach."

/ x / poniedziałek, 2 września 2013
Piszę to tuż przed wciśnięciem przycisku „Opublikuj” i pierwszy raz boję się to zrobić aż do tego stopnia, że wstrzymuję się jak najdłużej. Ja zawsze się boję publikować rozdziały, bo nie wiem jak zostaną odebrane, ale dzisiaj jestem pewna, że połowa czytelników zechce mnie udusić :O Nie przeciągam dłużej, bo zapewne rozpisałabym się na podobną długość, jaką ma rozdział, a tego nie chcemy. Zapraszam do czytania :) I ten… Wiecie, że to prawie koniec tego opowiadania, co nie?
1
-Dzień dobry- mruknęłam na wpół żywa, kiedy przekroczyłam próg kuchni i dojrzałam przy stole moją przyjaciółkę, spożywającą właśnie śniadanie.
-Cześć, zombie- zaśmiała się, mierząc mnie od góry do dołu. Nie wątpię, że właśnie tak wyglądałam. Ostatnio nie śpię za dobrze, a mój wygląd jest świetną pożywką dla fotoreporterów.
-Hej, Jane- przysiadłam się do niej- co robisz dzisiaj wieczorem? Znaczy jesteś wolna?- zapytałam.
-Cands, co ty kombinujesz?- spytała podejrzliwie, nie podnosząc wzroku z książek, które leżały na całym stole. Czytała coś z historii mody XVIII wieku.
-Bo mam bilety na dzisiejszy koncert, werble proszę, One Direction- powiedziałam wesoło i wyciągnęłam je zza pleców na dowód.
-Yhym- mruknęła, mając buzię wypchaną po brzegi, a entuzjazm aż się jej wylewał przez uszy, jeśli czujecie aluzję. Była prawie tak podekscytowana, jak ja wczoraj, gdy dostałam tą propozycję od Louisa.
-Pójdziesz ze mną?- zapytałam z nadzieją w głosie, że jednak się zgodzi, chociaż gołym okiem widać, że dzisiaj wolałaby zamknąć się w czterech ścianach z kubełkiem lodów i dobrym filmem na ekranie telewizora.
-Cands…- zaczęła, odrywając się w końcu od podręcznika i miała zamiar odmówić, znaczy, emm, odebrałam ten ton głosu przy wypowiadaniu mojego pseudonimu, że zaraz da mi odpowiedź przeczącą z dużym wyrzutem sumienia, jak to się zwykle kończyło. Ah, ta kobieca intuicja.
-Proszę- przerwałam jej od razu, siląc się na błaganie, żeby zapobiec temu, czego się obawiałam- tego, że będę musiała pojawić się tam sama, samiuśka jak palec.
-Cands, ja wiem do czego zmierzasz- powiedziała stanowczo, dodatkowo nie chcąc ulegać mojemu spojrzeniu, które sprawia, że wymiękają wszyscy, którzy są tylko w jego zasięgu. –Nie, nie dam się tym razem namówić- spojrzała w inną stronę, by wyrwać się ze stanu „no niech ci będzie”, zanim się w nim kompletnie zatraciła, niedobrze.
-Proszę- powtórzyłam równie błagalnie, jak za pierwszym razem.
Jane zerknęła na mnie i wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji. Reszta była już tylko formalnością.
-Dobra, pójdę z tobą- powiedziała z rezygnacją, że znowu dała się namówić tak łatwo.
Klasnęłam radośnie w dłonie, a na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmieszek. I tak oto Stella Kane osiągnęła to, czego chciała bez większych starań ani rozlewu krwi.
-Tylko nie rozumiem po co tam ja? - westchnęła ciężko, powracając spojrzeniem na podręcznik.- No ale skoro chcesz mieć przyzwoitkę przy Harrym…
Harry? Harry?! Harry!
Jezu, zapomniałam, że Harry też tam będzie… Tak się nakręciłam wizją koncertu, a właściwie tego, że w końcu zapomnę o tym wszystkim, co mi zaprząta głowę i postawię na całonocną zabawę bez żadnych ograniczeń, nakazów czy zakazów. I nagle mam problem. Okej, nie nagle, bo moja głupota nie jest zjawiskiem gwałtownym, ona po prostu stawia mnie w kłopotliwych sytuacjach i tak mamy też tym razem. Genialnie…
-Wiesz- zaczęłam, sama nie wiedząc do czego teraz zmierzam- może masz rację.
Dziewczyna popatrzyła na mnie dość zaskoczona. Wcale się nie dziwię, gadam teraz od rzeczy.
-Myślę, że zostanie w domu i poczytanie sobie o, o…- wzięłam do ręki jej zeszyt, który leżał na samym wierzchu sterty książek- …o „projektowaniu procesu produkcyjnego”- zacytowałam nagłówek- jest o wiele lepszym pomysłem.
No świetnie, alternatywa koncertu, którą wymyśliłam była „znakomita”. Jaka jest w ogóle szansa, że przekonam Jane… kogokolwiek właściwie? No tak, po co się oszukiwać, głuchoniemy też uzna mnie za walniętą.
Jane uniosła jedną z brwi, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Dzięki mojej byłej współlokatorce wiem, że bilety rozeszły się w mniej niż piętnaście minut, także skoro się już przystałam na ten pomysł, nie zgadzam się kategorycznie na siedzenie na kanapie. Cands, dawaj te bilety- szybko zgarnęła je z szafki, nim w ogóle zdołałam się ruszyć. –Zaciągnę cię tam, jeśli coś- zmrużyła groźnie oczy, chcąc mnie poinformować, że wcale nie żartuje i zrobi to, co zadeklarowała. Tak, ona serio nie żartuje.
-A może jednak?- zapytałam bardzo cicho z nadzieją, że jednak wybierze opcję „dom”. Nie zaszkodzi spróbować kolejny raz, tak?
-Cands! Harry dał ci bilety, więc chce, żebyś tam była, a ja tego przypilnuję- zakomunikowała stanowczo. -Poza tym, jeśli byłoby odwrotnie, też chciałabyś, żeby przyszedł na twój koncert po takiej przerwie, żeby cię wspierać, nie mam racji?- zapytała sarkastycznie, chociaż doskonale wiedziała, że ma rację. Oczywiście pomijając jeden dość istotny fakt:
-Bilety są od Louisa, nie Harry’ego- mruknęłam smutno, jakby to wszystko zmieniało, a jej mowa była na darmo.
-Proszę? Od Louisa?- złapała się za głowę z oszołomieniem na twarzy.
Wzruszyłam ramionami, zaciskając usta w wąską linię i skuliłam się na krześle jeszcze bardziej.
-No pięknie, tego brakowało- syknęła pod nosem Cantwell, czego zapewne nie miałam usłyszeć.
Cała zrezygnowana, chciałam się jej usunąć teraz z oczu, bo jeszcze chwila i będzie wykład, ja to czuję po prostu.
-Ale i tak tam pójdziemy, w końcu się zabawimy- powiedziała, gdy zamierzałam już przejść przed wyjście z kuchni. Odwróciłam się przodem do niej i skrzyżowałam ręce na piersi. Czyli bez wykładu? –Ale i tak pogadasz z Harrym, widzę, że go unikasz i tematów o jego osobie. Prędzej czy później będziesz musiała się z nim spotkać- oznajmiła, spoglądając na przepustki VIP.
-To ja wolę później, dużo później- stwierdziłam z paniką w głosie i uciekłam do swojego pokoju niczym błyskawica.


***
-Stella, otwieraj po dobroci, bo jak nie to wiesz, że mogę wywalić te drzwi w pięć sekund!- zagroziła przy ponownym pukaniu do mojego pokoju, a mnie stanęła przed oczami retrospekcja, kiedy to Jane rzeczywiście wyważyła drzwi bez najmniejszych trudności, kiedy zatrzasnęła się w szkolnym składziku na piłki, odnosząc swoją jako ostatnia. –Liczę, pięć… cztery…- zaczęła spełniać swoją przedminutową pogróżkę – trzy… no już!... dwa… Stella!... jeden… No weź- jęknęła, kiedy uświadomiła sobie, że nic tym nie wskórała.
-Jane, jest otwarte- krzyknęłam z politowaniem. Przecież ona zawsze najpierw łapie za klamkę, dopiero potem zabiera się za inne środki, jakimi jest pukanie, dzwonienie, walenie czy kopanie w drzwi. Co się teraz stało? Przypominam, że Lou miał tak samo. Podejrzane, bardzo podejrzane. Zmówili się czy jak?
-Nie mogłaś od razu?- spytała z rozwścieczoną miną, wchodząc z impetem. –No, a teraz gadaj!- rozkazała, siadając obok mnie na łóżku i wtykając swoją głowę przed moje ramię, żeby dostrzec, co tam robię na laptopie, że tak nieustępliwie wlepiam wzrok w świecący ekran.
-O czym mam gadać?- zapytałam i momentalnie się za to skarciłam, bo szatynka zdawała się o tym zapomnieć, czytając kolejne interakcje z mojego twittera.
-O tym, co jest pomiędzy wami, tobą i Harrym, Cands! Muszę zrobić rozeznanie, żeby polecić ci jakieś rozwiązanie.
Ach, tak. Już widzę jej minę, kiedy z moich ust wyleci: „zakochałam się w moim chłopaku, Harrym, który tak naprawdę nie jest moim chłopakiem, bo tylko udajemy związek przed światem i on na dodatek nie ma zielonego pojęcia, że coś do niego czuję, śmieszne, prawda?”. Nie, to głupie, niech no ja pomyślę o jakiejś alternatywnej odpowiedzi, która będzie zgrabnie omijać fakt, że nie jesteśmy razem i okłamujemy cały świat.
-Ymmm…- mruknęłam, unikając jej wzroku, i który sama wbiłam w pierwszy tweet na liście, która się właśnie załadowała.
„Jeśli go skrzywdzisz, gorzko tego pożałujesz, dopilnuję tego!”
Jakież to urocze. I tym razem bez żadnych przekleństw. Ojej, sukces!
-Stella!- ponagliła mnie dobitnie, ale bez tej nuty poirytowania w głosie.
-Jane, ja nie mam ocho…
-Nie zmieniaj tematu i nie unikaj go, gdy stanie się troszkę cięższy, bo takie uciekanie jest najgorszym, co możesz teraz zrobić- przerwała mi, wygłaszając swoją złotą myśl.
Westchnęłam zrezygnowana i przyciągnęłam kolana do piersi, uprzednio pozbywając się z nich laptopa, przez który tylko ciśnienie niepotrzebnie mi podskoczyło. Tak, znowu fanki Harry’ego i tak, znowu zatruwają mi życie ze zdwojoną mocą, jakby mój wypad na zakupy z Tomlinsonem był czymś z listy rzeczy zakazanych, a ja głupia ją zlekceważyłam i tym samym rozpętałam burzę w mediach i lawinę niepochlebnych komentarzy na forach czy portalach społecznościowych.
-Okej, no więc…- zaczęłam niepewnie, zerkając na Cantwell, kiedy ta tylko usiadła najbliżej jak się dało, żeby nie ominąć żadnego słowa z mojego wyjaśnienia i wbiła we mnie wzrok, z którego emanowało przeogromne zainteresowanie, no ale cóż… W końcu ma to, czego chciała po tylu błaganiach, kiedy ja jak na złość milczałam. –Związałam się z nim, nie znając go za dobrze, a właściwie prawie wcale. To było totalne szaleństwo z mojej strony, nie wiem, jakiś impuls chyba, bo inaczej tego zinterpretować nie mogę- Jane pokiwała nieznacznie głową, nie wiem czy specjalnie, czy mimowolnie, gdyż wyglądała jak zahipnotyzowana. Takie skupienie u szatynki jest dość niepowtarzalnym zjawiskiem. –Lubiłam i dalej lubię spędzać z nim czas, wtedy jest jakby… Piękniej. Zapominam o wszystkich i wszystkim, co jest naokoło nas. Liczymy się my i nic poza tym. To obłęd, ale na początku nie czułam się jak teraz- uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ona odwzajemniła ten mały gest niepewnie, bo moje ostatnie zdanie można było zrozumieć dwuznacznie. Mogła pomyśleć, że jest gorzej, ale w rzeczywistości moje „inaczej” oznacza lepiej, tylko czy ja sobie tego przypadkiem nie wmawiam? Czy naprawdę jest lepiej? Czy nazwanie mojej skomplikowanej, z dnia na dzień coraz bardziej, sytuacji jako względnie dobrej jest na miejscu? Raczej nie za bardzo, ale przy Harrym wszystko jest takie proste…
-Skoro jesteś z nim szczęśliwa i go kochasz, to chyba nie powód do płakania pod drzwiami?- zapytała, przerywając ciszę, która od jakiegoś czasu nastała, ale nie była to ta z rodzaju krępujących.
Przed oczami stanął mi obraz czarnego samochodu, w którym byliśmy my. Jego rozczarowanie w pustych oczach. Żal, który zalał każdy centymetr mojego ciała i zawód mną samą, które wyłapałam także u Stylesa.

Ten cholerny liścik od Evelyn. Kawałek papieru, a tak bardzo potrafi namieszać.

-No bo… Bo…- zaczęłam, jąkając się tak, jak nie zdarzyło mi się od bardzo dawna- …Bo…- do moich oczu napłynęły łzy, z którymi toczyłam walkę, starając się powstrzymać od płaczu za wszelką cenę.
-Boże, Stella, bo co?- ponagliła mnie zdenerwowana do reszty przyjaciółka, a ja nie mogłam się wysłowić, gdyż odebrano mi głos i zdrowy rozsądek.
-Bo on mnie nie kocha- powiedziałam za jednym razem, ciężko łapiąc powietrze i ścierając jedną łzę, która jakimś cudem wydostała się i zaczęła bezkarnie spływać po lekko zaróżowionym policzku.
-Chodź do mnie- powiedziała cicho, oferując mi swoje ramiona oraz to, że zamkną mnie w szczelnym, pocieszającym uścisku, ale ja się nie ruszyłam, nie mogłam, a chciałam.
Z powodu braku reakcji z mojej strony, sama się do mnie przybliżyła i delikatnie przytuliła, co było mi w tym momencie bardziej potrzebne, niż mogłabym kiedykolwiek przyznać.
-Nie mogę uwierzyć…- wymruczała do siebie, pocierając lekko moje ramie, żeby dodać mi otuchy. –Ale kiedy to powiedział? Jeszcze przed wyjściem na tą galę wydawał się taki zapatrzony w ciebie - zauważyła to małe niedociągnięcie, które ominęłam.
-Nie powiedział, ja to wiem- wyjaśniłam krótko, chcąc uciąć temat i więcej do niego nie wracać.
-Więc…
-On mnie od początku nie kochał i vice versa, ale moje serce postanowiło ze mnie zakpić i bić dla niego mocniej- pociągnęłam nosem, przygotowując się na kolejną falę łez.
-Czekaj! Co?- zapytała zdezorientowana, odsuwając się ode mnie, żeby spojrzeć na moją twarz, w moje oczy, które są nośnikiem prawdy, nigdy kłamstwa. –„Od początku”?- powtórzyła sprytnie wyłapane słówka.
Pokiwałam głową, gapiąc się bezsilnie na swoje dłonie.
-Co?- zdziwiła się jeszcze bardziej. Była skołowana, ale kto by nie był, tak?
-Jane, wiem, że powinnam ci powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałam jak. Ty zawsze tak pięknie mówiłaś o miłości i że nie należy z niej żartować, a ja się z tym w pełni zgadzałam i potem było mi strasznie wstyd…- wzięłam szybki wdech i kontynuowałam- dalej jest mi wstyd, że dałam się zmanipulować wbrew własnym zasadom. Jezu, jestem żałosna- zaśmiałam się, ale wcale nie było mi do śmiechu, Cantwell słuchała mnie z powagą, marszcząc przy tym czoło. –Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, że cię okłamałam, ale naprawdę bałam się twojej reakcji i tego, że uznasz mnie za idiotkę, którą kategorycznie jestem i zerwiesz ze mną kontakt- powiedziałam smutno i zaryzykowałam jedno zerknięcie na jej twarz.
-Hej, przestań, na pewno się od ciebie nie odwrócę- powiedziała pokrzepiająco i uśmiechnęła się delikatnie. –A teraz wyjaśnij o co dokładnie chodzi, bo za bardzo nie wiem o czym ty teraz do mnie mówisz- poprosiła cicho, a jej mina wskazywała, że umysł serwuje jej teraz masę zdań z pytajnikiem na końcu, na które nie potrafi udzielić odpowiedzi.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- zapewniła, patrząc jeszcze bardziej uważnie, bo skoro potrzebowałam potwierdzenia, to musi być „grubsza” sprawa i ona to doskonale wiedziała. –Mów, co jest takie straszne- ponagliła mnie delikatnie, oczywiście- delikatnie jak na nią.
-Ja i Harry tylko udajemy parę na potrzeby mediów, nigdy nas nic nie łączyło prócz kontraktu- powiedziałam za jednym wdechem, a gdy skończyłam wypuściłam powietrze z ust ze świstem. Wiedziałam, że to lepsze rozwiązanie niż stopniowe wtajemniczanie mojej przyjaciółki, bo w którymś momencie mogłabym stchórzyć i zażartować „Nie wierzę! Znowu dałaś się nabrać?!”.
Dziewczyna patrzyła na mnie z konsternacją, która aż biła z jej oczu na odległość. Nie codziennie się przecież słyszy, że najgorętsza para show biznesu ostatnich miesięcy jest najzwyczajniej w świecie ściemą.
-Jane?- zapytałam niepewnie, lekko przejeżdżając ręką przed jej zszokowaną buźką, ale nie było żadnej reakcji. Okej, była, ale nie taka, na jaką liczyłam. Szatynka jedynie rozdziawila usta oraz wbiła swoje przenikliwe spojrzenie w przestrzeń. -O mój Boże! Sprawiłam, że Jane "największa gaduła świata" Cantwell zamilkła na zawsze, jak ja mam teraz z tym żyć?!- przejęłam się teatralnie, mając nadzieję, że może odrobina humoru przy tej sytuacji będzie zbawieniem.
-Oj, przymknij się, głupku- zachichotała, dając mi przy tym godne politowania spojrzenie z miną typu "Zamilknąć? Ja? Ale że ja? Chyba masz coś z głową, Cands...". -Należy ci się niezła bura za ukrywanie prawdy przede mną!- oznajmiła stanowczo, a jej wyraz twarzy natychmiast spoważniał, co nie wróżyło dla mnie nic dobrego.

"Czas się przygotować na opieprz bez przebierania słów, ojej..."

-Co ty sobie w ogóle myślałaś?- zadała podstawowe pytanie, którego byłam pewna, że padnie z jej ust. To była tylko kwestia czasu i proszę! Jest, na samym wstępie. Już miałam odpowiedzieć, nie wiem jak chciałam się usprawiedliwić, ale i tak nie dała mi wypowiedzieć ani jednego słowa, groźnie spojrzenie z jej strony kazało mi siedzieć cicho i uważnie słuchać, broń boże wpaść na pomysł wtrącenia swoich pięciu groszy. Oj, zdecydowanie nie dzisiaj. Nie teraz. -Niech zgadnę, wcale nie myślałaś!- osądziła od razu- Jakby było inaczej, nie zgodziłabyś sie na taki układ, nigdy przenigdy nawet za milion lat. A może...- złapała się za głowę, wstając z łóżka, na którym siedziałyśmy i pobiegła za fotel, łapiąc przy okazji kij do golfa. Wymachiwała nim na prawo i lewo, krzycząc:
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółka Stellą?!
Zaśmiałam się, to wyglądało przekomicznie, na co ta zachowała jeszcze większą rezerwę w stosunku do mojej osoby.
-Jane, to ja, zostaw ten kij- upewniłam ją, ale nie była skłonna uwierzyć mi na słowo, zwłaszcza takie marne upewnienie.
-Klon by tak właśnie powiedział!- broniła swojej racji jak lew.
-Prawdziwa Stella też!- zripostowałam jej szybko.
Zmrużyła na mnie oczy, oceniając prawdę, co było śmieszne. Co tu oceniać? Przewróciłam teatralnie oczami i westchnęłam, chcąc wreszcie zakończyć tą rozmowę jak najszybciej.
-Nie gniewasz się?- zapytałam niepewnie, bo już nie wiedziałam czy ona sobie żartuje, czy to wymachiwanie kijem jest całkowicie poważne. Miałam nadzieję, że to ta pierwsza opcja.
Przecież obiecała”- podpowiadał mój wewnętrzny głos, ale co tu się oszukiwać. Taki argument to praktycznie żaden argument.
Wzruszyła ramionami bez cienia emocji, co mnie jeszcze bardziej frustrowało. Nigdy nie byłam najlepsza w odczytywaniu sygnałów, ale teraz przeszła samą siebie. Zgłupiałam totalnie.
-Trochę mi przykro, że mi nie powiedziałaś, bo przyjaźnimy się praktycznie od zawsze, ale nie, nie gniewam się- wzruszyła ramionami drugi raz, pozbywając się z rąk kija, który odbił się od ściany i uderzył z impetem w podłogę.
-Jezu, Jane, ostrożnie, ta pałka, którą właśnie rzuciłaś jest z limitowanej kolekcji!- pisnęłam i złapałam się rękami za głowę.
-Hahahaha- zaśmiała się ironicznie i rzuciła na mnie, mocno się przytulając. Zawsze tak robiła, gdy kończyła się jakaś trudna sytuacja, rozmowa albo kiedy się godziłyśmy po błahej kłótni. Tradycja to tradycja. –No proszę cię, już nawet mówisz jak on!- dodała, ciężko łapiąc oddech przez kolejne salwy śmiechu, które rozbrzmiewały na cały apartament, a jestem pewna, że sąsiedzi też mogli ją usłyszeć.
-Jak kto?- zdziwiłam się, a na czole pojawiła się pionowa zmarszczka między moimi brwiami.
-Harry!- powiedziała, jeszcze bardziej rozbawiona moją konsternacją. –„Z limitowanej kolekcji”- zaczęła naśladować chłopaka z kręconymi włosami, nawet trochę jej się udało zniżyć głos do tego stopnia, by pasował do właściciela.
Faktycznie już to kiedyś słyszałam. To było kiedy Cantwell zmieniła mu fryzurę i przypadkiem przewróciła stojące w korytarzu owe kije. Pamiętam tylko, że Styles krzyczał, że to „limitowana kolekcja”, a potem pokładałam się ze śmiechu, gdy próbował je ustawić z powrotem.
-Przestań!- powiedziałam i złapałam się za policzki, które aż umierały z bólu, oczywiście od zbyt dużej ilości śmiania się.
-Dobra, już, jestem ogarnięta- powiedziała szatynka i rzeczywiście tak było. Za to ja rzuciłam się na plecy i wyciągnęłam z trudem rękę po poduszkę, by sobie nią zakryć twarz.  Nie potrafiłam się opanować, co za niesprawiedliwość. –Widzę, że cię trafiło, ale co z Louisem?- zapytała nagle i mój dobry humor z przed chwili prysł jak mydlana bańka.
-Jak to co z Lou? Przyjaźnimy się- wstałam do pozycji siedzącej, głowiąc się nad zadanym pytaniem i czy oby moja odpowiedź była prawidłowa, ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że jednak tak. Byliśmy przyjaciółmi i w ogóle nie wierzę w te brednie filozofów, że od strony psychologicznej chłopaka i dziewczynę nie mogą łączyć jedynie przyjacielskie stosunki, że zawsze to będzie coś więcej, nawet kiedy każde z nich będzie w oddzielnych związkach. Stek bzdur.
-Wmawiaj sobie, słonko, wmawiaj- poklepała mnie po ramieniu, starając się zachować powagę, co było trudne przez moją niepocieszona minę.
Dlaczego ona mi nie wierzy?
„Bo ją okłamałaś, pamiętasz? Równie dobrze możesz to robić też teraz”- zakpiła ze mnie moja podświadomość. „Zamknij się! Gdzie byłaś, kiedy za każdym razem zatajałam przed Jane mój fake?! No właśnie. Teraz milcz.”- krzyknęłam w myślach.
-Ależ ja sobie nie wmawiam, my jesteśmy przyjaciółmi, mam ci to przeliterować? P-r-z-y-j-a-c-i-ó-ł-m-i!- mój ton głosu był dobitny. Nie wiem, czy ją przekonałam, mam nadzieję, że tak, ale nadzieja matką głupich, tak?
-No dobra, jak sobie chcesz- machnęła ręką „olewczo”. –A teraz opowiadaj, chcę wiedzieć wszystko!- pisnęła z podekscytowania i przysunęła się bliżej mnie, założyła nogę na nogę, włosy szybko zgarnęła za uszy i przygotowana na słowotok z mojej strony, czekała z przenikliwym spojrzeniem.
-A dokładnie to co?- zapytałam totalnie zbita z tropu. O czym Jane chce wiedzieć wszystko?
Przewróciła na mnie oczami w przesadzony sposób. Bardzo przesadzony.
-O tobie i Harrym. Kochasz go, tak? Jak chcesz, żeby wasz związek się…- szukała odpowiedniego słowa- …urzeczywistnił, hmm?
Dobre pytanie. Naprawdę dobre pytanie. Ktoś zna odpowiedź może?
-Wiiiiiesz- zaczęłam, przeciągając ten wyraz niemiłosiernie długo, aż przyjaciółka musiała mnie dźgnąć palcem w żebra. –Jest taki mały, niby nieistotny szczególik, który jednak dość mocno komplikuje sprawę.
-To znaczy?- dopytywała z przejęciem.
-Kojarzysz tą blondynkę Caroline z brytyjskiego x-factora, tą co-host?
-Coś mi tam miga w głowie. To co z nią?
-Harry z nią zawarł umowę dokładnie taką, jak ze mną. I co śmieszniejsze ona też się w nim zakochała. Jak się skończyło? A no ci powiem jak. Została odprawiona z kwitkiem. Teraz historia się powtarza, a ja nie chcę czegoś takiego- powiedziałam bezradnie i nawet nie przejęłam się za bardzo, że tak okropnie spłyciłam historię poprzedniego fake’u Stylesa, ale to jest akurat mało istotne.
-No rozumiem, ale dlaczego ty się przejmujesz?- zapytała przyjaciółka ni stąd, ni zowąd. Czy ona mnie w ogóle słuchała, czy tylko udawała, że to robi? Jeśli to ta druga opcja, to była  w tym mistrzynią.
-No jak dlaczego? Że ze mną będzie tak samo, że mu powiem, że go kocham i koniec bajki. Zerwie kontakt i połamie serce. Boże- jęknęłam i przymknęłam na moment oczy- ale się wpakowałam.
-Co ty w ogóle gadasz?! Nie zauważyłaś jak na ciebie patrzy?- zadała pytanie, ale widząc moje zmieszanie kontynuowała: -Chodzi mi o to, że w każdym jego geście wobec ciebie można zauważyć czułość. Jego oczy przepełnia ta subtelność, gdy wbija w ciebie te zielone tęczówki. Wydaje się tobą oczarowany i nie mówię tego, bo jestem twoją przyjaciółką, chociaż bardziej brzmię jak matka- zaśmiała się na swój wniosek- ale tak rzeczywiście jest. On też się zaangażował, nie jesteś jedynie tą dziewczyną z kontraktu.
-Nie. On jest świetnym aktorem- podsumowałam gorzko, chociaż w głębi serca pragnęłam, żeby jednak ona miała rację, nie ja.


***
-Czyli Harry jest wolny?- dziwne było jej pytanie, ale zapewne tylko chciała się upewnić, więc nie zastanawiałam się nad tym dłużej.
-Teoretycznie rzecz biorąc to tak, jest wolny.
Na jej buźce zagościł uśmiech od ucha do ucha i wcale nie zanosiło się na to, że zniknie. Czym był spowodowany? Och, Jane, co się zrodziło w twojej szalonej głowie?
-Muszę się przygotować na koncert!- wypaliła głośno i skierowała się do pokoju, który aktualnie był „jej”, w podskokach.
Moment? Co? Po moim trupie!
-Jane, teoretycznie! W praktyce nie!- krzyknęłam, stojąc już pod jej drzwiami.
-Co teoretycznie, co w praktyce?- podskoczyłam na jego głos.
-A ty jak tu wszedłeś? Dorobiłeś sobie klucze czy co?- zlustrowałam chłopaka wzrokiem, kiedy już ochłonęłam z tego szoku. „Błagam, błagam, niech on nie słyszał tego, o czym rozmawiałyśmy!”
-Pukałem, ale nikt nie miał zamiaru podejść i mnie wpuścić. No a tak poza tym drzwi były otwarte- wyjaśnił i wyszczerzył się. –Kiedyś wejdzie tu ktoś nieproszony, zobaczysz- dodał po sekundzie.
-No wszedł, przed chwilą dosłownie- szatynowi zrzedła mina na moją ciętą ripostę. –Chłopaki wiedzą, że tu jesteś i zawalasz próbę generalną przed koncertem?- zapytałam, podnosząc na niego wzrok.
-Przyjechałem po moją poduszeczkę, nie mogłem dzisiaj bez niej w nocy spać- miał wytłumaczenie.
-Którą?- spytałam podejrzliwie, mrużąc na niego oczy. Nie przypominam sobie, żeby Tomlinson miał jakiegoś jaśka.
-Tamtą- machnął niedbale ręką, bo jeśli by brać na poważnie jego wskazanie, to poduszka musiałaby być zegarem ściennym w kształcie koła, a chyba nie jest, co nie?
-Hę?- jęknęłam zdezorientowana, krzywiąc się na jego jakże precyzyjną odpowiedź.
-No tamtą- powtórzył i wszedł do salonu.
-No ale…- zaczęłam, ale nie wiedziałam co dalej. Najprędzej kolejna awantura, jak sądzę. –Odłóż moją poduszkę z łaski swojej i idź na próbę, dobrze ci radzę albo makijażystki nie będą wiedziały jak doprowadzić cię do stanu „możesz-pokazać-się-publicznie”- powiedziałam niezwykle opanowanym tonem głosu, chociaż od wybuchu dzieliły mnie sekundy. Tak czy siak- byłam z siebie dumna, że zdobyłam się na taką samokontrolę.
-Ona jest moja, zarekwirowałem ją, bo jest w paski- odrzekł nader stanowczo, będąc pewny swojej racji. –Poza tym, czy to właśnie zaleciało groźbą?
-Może- wzruszyłam ramionami.
-Czyli mam się bać?
-Jeśli odłożysz poduszkę to nie, jeśli nie to tak- postawiłam ultimatum.
-Jeśli nie to… tak… jeśli tak to… Możesz powtórzyć? Zgubiłem się- przyznał, zgrywając z siebie idiotę, a naprawdę wszystko wiedział. Moje stanowisko w tej sprawie jest jasne i to bez pytania.
-Nie, dawaj poduszkę!- krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę, przewracając go na sofę.
-Koszulkę też powinienem skonfiskować- przyznał, gdy nie miał możliwości ruchu kończynami, bo przygniotłam go swoim ciałem, więc jedynie jego oczy były wolne i zdecydowanie zbyt spostrzegawcze. Co on ma to tych pasków, no? Już we własnym domu nie można założyć pierwszego lepszego T-shirtu z brzegu szafy? On jest chory.
-Chyba w snach- prychnęłam niezadowolona.
-Eghem- usłyszeliśmy z Louisem chrząknięcie ze strony wejścia do salonu i potem wszystko potoczyło się szybko. Bum i jestem na podłodze. Tak, ten pacan mnie zwalił, a ja z nieprzeciętną gracją wylądowałam na tyłku i to jeszcze w takim miejscu, że podłoga nie była pokryta dywanem. Oj, coś czuję fiolet na skórze.
-Cześć, Jane- przywitał się z nią grzecznie, kiedy ja próbowałam się pozbierać, a ten zamiast mi pomóc czy coś… No nic!
-Nie chciałabym wam przerywać, ale czas się szykować, Stella!- głos zabrała szatynka, pukając w swój mały zegarek na lewym nadgarstku.
-No właśnie, a ja mam próbę i w ogóle, więc będę już leciał- tłumaczył pospiesznie, kierując się w stronę wyjścia.
-Przyjaciel, jaaaasne…- mruknęła kpiąco przyjaciółka, kiedy zostałyśmy już same.
-No przyjaciel, Jane- jęknęłam zrezygnowana, to z bezsilności. Nic nie dociera do tej dziewczyny. –A właściwie zabrał moją poduszkę, bo już w końcu nie wiem…?- rozejrzałam się po jednym i drugim pomieszczeniu, ale nie znalazłam jej, więc pewnie tak, zabrał mojego jaśka.
-Czujesz coś do Harry’ego. Okej, rozumiem. Ale dlaczego nie chcesz przyznać, że do Louisa też? I nawet mi nie mów, że zakochanie się w dwóch facetach jest możliwe tylko w filmach. Obaj są dla ciebie ważni i wzajemnie. Myślisz, że przyszedłby do ciebie po kilka piór w poszewce od tak sobie? To wręcz niedorzeczne!
W odpowiedzi dostała jedynie spojrzenie „czy-ty-serio-kwestionujesz-zachowanie-Tomlinosona”? On zdecydowanie nie jest normalny, a przyjechanie po jedną, bezużyteczną rzecz jest jak najbardziej w jego stylu.


***
-Dobra, opowiadaj co ciebie dzisiaj męczy. Nie jestem przecież niewidoma- oznajmiłam, patrząc uważnie na jej odbicie w lustrze, kiedy próbowała coś zrobić z moimi włosami. Ja je chciałam po prostu umyć, wysuszyć i pozostawić fale, które by się same zakręciły, ale Jane to uparte dziecko i musiała postawić na swoim.
-No bo denerwują mnie na uczelni- odpowiedziała, mając nadzieję, że to mnie usatysfakcjonuje, jednak miałam zamiar pociągnąć ten temat.
-Dlaczego?
-Traktują nas jakbyśmy nic nie umieli, na projektowaniu było wielkie halo o trzymanie igły i nitki, ale przecież to absurd, bo jak z materiału mamy stworzyć coś do włożenia? Patrząc na to, aż się w czarodziejski sposób przemieni w nasz pomysł? Albo zaopatrzyć się w magiczny ołówek i po prostu szkic się zmaterializuje?...- Jane narzekała, narzekała i jeszcze więcej narzekała, dając upust swoim emocjom.
Nie przerywałam jej, bo nawet jak? Wkręciła się w swoje gadanie, a jeśli to już się stanie, nie ma sposobu, żeby ją uciszyć. No jest, ale ja tego nie zrobię, za to przydałby się jakiś przystojniak i jego usta… Oj, przydałby się.
-Nie machaj tak głową, bo warkocz wyjdzie nierówno- skarciła mnie, gdy próbowałam w odbiciu lustra wypatrzeć godzinę na zegarku. –Zdążymy, spokojna głowa- poinformowała, domyślając się mojego zachowania.
-Jesteś pewna? Przecież jeszcze ty się musisz umalować, ubrać, co będzie nie lada wyczynem- zaśmiałam się, przypominając jej eskapady z ciuchami. „Te, a może te? Albo tamte? Która bluzka będzie pasować do tych jeansów? Nie, ściągaj, masz te i ten T-shirt! Nie! Lepsza będzie spódnica… Lub sukienka… Hmm…” i kolejne godziny życia mamy za sobą.
-Luz, Cands- powiedziała na odczepne, bo chyba całą swoją uwagę skupiła na pędzelkach do eyelinera. Tak! Na pędzelkach. Każdy normalny człowiek ma jeden albo dwa, ale nie Jane, ona ma ich kilkadziesiąt i co z tego, że niektóre modele po kilka sztuk? Harry to samo, jeden wzór koszuli i wszystkie kolory tęczy. Czy wszyscy są tak zdrowo walnięci, czy tylko ja szalenie normalna?


***
-Zakładasz tą i koniec!- krzyknęła na skraju wytrzymałości. Miałam wrażenie, że jej zezłoszczone oczy zaczną mnie ranić i dodatkowo udusi mnie własnoręcznie.
-Jane, to koncert, a nie rozdanie Oskarów, ten strój nie będzie na miejscu- tłumaczyłam jej to setny raz, ale chyba w tym momencie słowo „nie” dla niej nie istniało lub bardzo dobrze je ignorowała, przekładając na pierwszy plan swoją propozycję.
-Dobrze, więc w takim razie załóż to- szybko wygrzebała z walizki sukienkę mini z weluru w kolorze żakardowego amarantu- do tego elegancka skórzana kurtka i te buty- wskazała na pozostałe rzeczy skinieniem głowy.
O mój Boże. Zestaw idealny. Dalej nie wiem czy odpowiedni na koncert, ale o niebo lepszy niż poprzedni, więc jestem go w stanie zaakceptować.
-A teraz migiem się przebierać, nie będę na ciebie czekać, po prostu pojadę sama- wcisnęła mi ubrania do rąk i wyprosiła z pokoju.
Ta, jasne. Zanim ona się uczesze, umaluje, wystroi to przegapimy trzy czwarte koncertu albo nawet cały.
Weszłam do łazienki i rozebrawszy się z codziennych ciuchów, zarzuciłam na siebie nowe. Gdy oceniłam w lustrze, że wyglądam całkiem dobrze, złapałam w pośpiechu szczoteczkę do zębów i pastę. Szorowania nigdy za wiele, nieistotne, że myłam je tak z pół godziny temu i na dodatek nic nie jadłam od tego czasu, to lepsze niż bezczynne czekanie i skazanie się na rozmyślania. Rozmyślania o tym, jak to będzie, gdy zobaczę Harry’ego. Czy będzie na mnie zły? Pewnie tak, ma do tego najświętsze prawo. Co ja wtedy zrobię? Nie mam zielonego pojęcia. Prawdopodobnie się załamie, najpierw wewnętrznie, a potem zewnętrznie, ale już bez świadków. Co mam mu powiedzieć? Jak się zachować? Przywitać się serdecznie czy trzymać na dystans? Jeśli nie będzie zły to dlaczego? Ja już się za swoją głupotę nienawidzę, a on nie? Ach, za dużo pytań i ani jednej odpowiedzi…
-Stella! Mówiłam, że nie będę na ciebie czekać!- usłyszałam krzyk przyjaciółki.
Niemożliwe.
Niemożliwe.
Jestem pewna, że to niemożliwe.
O, cholera…
-Jakd ty nak szhybfko?- wymamrotałam dalej ze szczoteczką w buzi, co mi wyszło w jakimś nieznanym języku, ale byłam w szoku, no w szoku!
Jane nie przypominała siebie sprzed pięciu minut. Idealny makijaż, misternie ułożone fale, doskonały, niezobowiązujący strój. Jakbym komuś powiedziała, że to zajęło jej raptem- a niech mnie- trzysta sekund, to by mnie jak nic wyśmiał. Zwykłego kucyka Kim Kardashian robią godzinę, a make-up i stylizacja zajmuje pewnie drugie tyle.
-Wypluwaj szybko i lecimy- ponagliła mnie. Zrobiłam jak kazała i szybko opłukałam buzię zimną wodą, żeby nie wyglądać jak pies z wścieklizną.
Wróciłam do holu, gdzie czekała niezmiennie Cantwell.
-Torebka- mruknęłam pod nosem, szukając jej wzrokiem. Jestem bardziej niż przekonana, że ją tu zostawiałam.
-Miętówkę?- zaproponowała szatynka i wyciągnęła do mnie opakowanie z cukierkami. –Słyszałam, że twój chłoptaś lubi mocno miętowy zapach- podniosła i opuściła brwi kilka razy, i zaraz wybuchłyśmy śmiechem.
Opowiadałam Jane o liście zakupów Harry’ego i o tym, jak się do niej zastosowałam. Darmowa komedia. A ciekawe jak szampon mu przypadł do gustu…?



2
-Denerwujesz się?
-Nie- odpowiedziałam półgębkiem, zresztą dłuższa wypowiedź nie miała sensu, nic nie słychać przez piski fanek.
-Kłamiesz- przyjaciółka zauważyła od razu.
-Skąd wiesz?- zapytałam, chcąc znać źródło tej wiedzy. Wydawało mi się, że jestem w miarę opanowania, no cóż… Że chociaż na taką wyglądam.
-Zbladłaś, bardzo.
-Boję się- przyznałam szczerze, zaciskając jedną rękę na barierce sekcji VIP’owskiej, a drugą kurczowo ściskając materiał miękkiej sukienki.
-Będzie dobrze, zobaczysz- starała się dodać mi otuchy, ale przerwały jej nagłe krzyki ludzi naokoło nas. Zgasło światło w całej sali i stopniowo zaczęło oświetlać scenę. Show czas zacząć, jak to mówią.
Odliczanie z okręgiem, jak z jakiegoś starego filmu. Kilka sekund, ostanie cyfry, trzy, dwa, jeden… Znowu ciemność, znowu stopniowe oświetlanie sceny i pierwsze nuty utworu „Up All Night”. Chłopcy wkroczyli na scenę i od razu zaczęli skakać, machać rękami, wariować, gdzie tylko się dało, przez co tłum jeszcze bardziej oszalał.
Dla mnie to nic nowego. Skandujące twoje imię nastolatki, obserwujące każdy twój ruch, nie były czymś nadzwyczajnym. Jednak siedząc tutaj, a nie śpiewając na scenie, czułam się zupełnie inaczej. Oczywiście, byłam na wielu koncertach jako widz, ale zdecydowanie częściej to ja występowałam dla ludzi, a przez to zapomniałam, jak to jest oglądać czyjeś show.
Chłopcy tryskali pozytywną energią, a mnie z każdą sekundą zżerał coraz większy stres. I nawet, jeśli przez chwilę zapominałam o tym, co mnie trapi, jedno spojrzenie na Harry’ego i wszystko wracało ze zdwojoną siłą.
Jeszcze wczoraj wieczorem oraz rano, cieszyłam się jak małe dziecko, że pójdę na koncert, a nie spędzę kolejnej nocy przez telewizorem albo na jakiejś gali wśród snobów, których kompletnie nie znam. Nawet wskazówki Harry’ego szeptane do ucha nie pomagały. Celebryci z Wielkiej Brytanii są całkiem inni niż z USA. Nie chodzi mi o to, że ich nie kojarzę, bo nie kojarzę, ale miałam na myśli, że nawet ich zachowanie jest inne, przez co ja sama nie wiem, co powinnam powiedzieć i zrobić, żeby jeszcze nie zaliczyć jakiejś wpadki. Frustrujące…
Dlaczego się właściwie cieszyłam, że tu przyjdę? A no dlatego, że zaprosił mnie ktoś ogromnie dla mnie ważny. Cieszyłam się, że Louis chciał, żebym przyszła. Przyjaciele powinni się wspierać i cieszyć z sukcesów drugiej osoby.
Dałabym sobie uciąć rękę, iż cztery piąte One Direction nie ma pojęcia, że jestem tu razem z Jane, chociaż znając Tomlinsona mógł już się podzielić tą informacją z resztą zespołu… Cofam to! Nie dam sobie reki uciąć!
Mniej więcej w połowie na ekranie pojawiły się pytania twitterowiczów, na co chłopaki odpowiadali z wielkim entuzjazmem, zatańczyli nawet macarenę… I pojawiło się ostatnie pytanie. Pytanie do Stylesa. Pytanie o mnie. O jejusiu…
Wierzcie lub nie, ale o mały włos nie wypadłam z naszego VIP’owskiego balkoniku, a uratowała mnie przed tym moja przyjaciółka, na szczęście.
Wyczekiwałam na jakiś respons z jego strony, wpatrując się na scenę bez mrugnięcia okiem. Serce biło mi jak szalone i… moment… Czym ja się przejmuję? Zachowuję się jak zakochana po uszy nastolatka, która wyobraża sobie za dużo, oj, stanowczo za dużo, kiedy rzeczywistość jest brutalna. Ciągle jesteśmy połączeni kontraktem, więc jego odpowiedź będzie taka sama, jak za każdym razem, kiedy pytali go o mnie- „świetnie się dogadujemy; jesteśmy naprawdę szczęśliwi; nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej dziewczyny…”.
Tak też było i teraz, ale jednak inaczej! Mogłabym skakać jak małe dziecko, które dostało wymarzonego lizaka albo upatrzoną zabawkę z odpustu. Harry spojrzał w stronę naszego balkonu i wyłapał mój wzrok. Uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi, a moje policzki natychmiast podeszły różem, być może nawet o intensywniejszym kolorze, niż moja sukienka. Jego oczy były zielone, naprawdę zielone! Znaczy, tak mi się wydawało, trudno stwierdzić przez efekty oświetlenia i odległość, która nas dzieliła, ale przynajmniej nie wyglądał, jakby chciał mnie zabić za ten głupi pomysł Evelyn. Odwzajemniłam jego uśmiech i wcale nie musiałam się na niego silić. Od bardzo dawna uśmiechnęłam się szczerze, bez żadnych uśmiechopodobnych grymasów na twarzy, które gościły praktycznie cały czas. Życie gwiazdy jest męczące, bo udawać szczęśliwego nie trzeba jedynie na publicznych wyjściach, oj, nie. Są jeszcze fani, którzy poproszą cię o zdjęcie w najmniej oczekiwanym momencie, a twoje włosy, makijaż i nastrój pozostawiają wiele do życzenia, ale jak odmówić? Przykro widzieć rozczarowanie na twarzy kogoś, kto cię wspiera, nawet jeśli cię osobiście nie zna. Ach, zapomniałabym o cudownych paparazzi, którzy są jak twój cień. To niemalże jak darmowa ochrona, tylko bardziej zawistna.
Może nie będzie tak źle, jak sobie wyobrażałam?”- pomyślałam i odgoniłam od siebie moje irracjonalne lęki. Jestem w końcu Stella „Candy” Kane, nie zamierzam bać się spotkania ani rozmowy. Stawiałam czoło gorszym rzeczom i wychodziłam z nich obronną ręką.
Koncert się skończył, chłopcy się jeszcze kłaniali i dziękowali całej swojej ekipie, zarówno tej na scenie przy instrumentach, jak i tym pracującym „od kuchni”. Jane pociągnęła mnie do wyjścia, a właściwie do pomieszczenia chłopców, żeby uniknąć chaosu, który miał się zacząć już za moment, kiedy oni znikną ze sceny na dobre.
Usłyszeliśmy ich głosy już z korytarza, cóż, za bardzo cicho to się nie zachowują.
-Znowu rozerwałeś spodnie?- zapytał rozradowany Malik, po czym się wszyscy roześmiali, oprócz blondyna.
-A to nowość? Na każdym koncercie jest to samo, bo Niall usilnie stara się udowodnić, że jego grawitacja nie obejmuje- napomknął Lou i otworzył drzwi pomieszczenia, w którym byłam razem z Jane. –Stella!- krzyknął, kiedy mnie zobaczył. Reszta chłopaków weszła tuż za nim i niespecjalnie byli zaskoczeni, że nas widzą. –Przyszłaś jednak!- złapał mnie w talii i podniósł do góry. Taki tam uścisk od całkowicie normalnego Louisa Tomlinsona.
-Przyszłam po moją poduszkę- uświadomiłam go i spojrzałam na niego całkiem poważnie, a chłopaki wybuchli śmiechem kolejny raz.
-Mówiłem, że wydawała mi się bardzo znajoma, to wmawiałeś mi, że loki na głowie uciskają mi mózg- żachnął się Harry i dźgnął przyjaciela w brzuch, na co ten się zgiął z bólu, posyłając mu groźne spojrzenie. –Należało ci się.
Tak, właśnie, Lou, należało ci się!”- pomyślałam, a moja wredna podświadomość się ze mną zgodziła. Dziwne, ale to się za często nie zdarza, bo zwykle słyszę ten irytujący głosik, który mnie krytykuje albo ma odmienne zdanie, zawsze, zawsze, zawsze.
-I jak wypadliśmy?- zapytał Harry, gdy przestał dokuczać starszemu koledze.
-Dopominasz się komplementów?- zdziwiłam się- rzecz jasna sztucznie.
-No przecież!- napomknął z oddali Niallerek, który już podczepił się pod stół z przekąskami. Na sofie obok pyszności, Jane rozmawiała z Zaynem w najlepsze. A Liam… gdzieś się zapodział…?
-Cóż, było tak sobie, widziałam lepsze koncerty- odpowiedziałam beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Zszokowałam go, Louisa zresztą też. Nie sądziłam, że można to zrobić jednym zdaniem. Zaśmiałam się.
-Powinniście się teraz zobaczyć- nie mogłam ukryć dłużej uśmiechu, który cisnął mi się prosto na usta.
-Wkręca nas, ale Harry wygląda jakoś tak inaczej, co nie, chłopaki?- blondyn i brunet od razu odwrócili swoje głowy w naszym kierunku, oderwawszy się od swoich absorbujących zajęć i przytaknęli Tomlinsonowi.
-Nie denerwuj mnie nawet- Styles wypuścił ciężko powietrze z płuc, gdy Louis uwiesił się mu na ramieniu. –Nawet szamponu nie umiesz kupić- westchnął po jakimś czasie. Założę się, że musiał policzyć w myślach do dziesięciu… albo dwudziestu…
Ups? Trzeba się ratować…
-Ale bardzo dobrze wyglądasz, inaczej nie musi oznaczać gorzej, czasami zmiany wychodzą człowiekowi na dobre- mówiłam jak nakręcona, chwaląc nowe ułożenie loków.
-Ona ma rację- powiedział Payne, który właśnie wrócił do pomieszczenia z telefonem w ręku. Pilna rozmowa? Wyminął nas i dołączył do Horana, który zajadł kolejną babeczkę.
Harry pokiwał głową, na jego słowa, analizując ich sens. „Kupi to, uffff… Na szczęście!”
-Ona wybrała ten szampon- Louis wydał mnie bez mrugnięcia okiem, bez zająknięcia się.
„Zabiję drania! No zabiję!”- postanowiłam, a moje dłonie automatycznie zamknęły się w pięści. Gdyby oczy mogły uśmiercać, Louis padłby trupem właśnie w tej chwili.
Postanowił się bezpiecznie wycofać, musiał zauważyć, że jeden moment, jedna chwila i wydrapię mu oczy. Oczywiście ruszyłam w pogoń za nim, jedyne co udało mi się wyłapać, to zdziwione wyrazy twarzy ludzi na korytarzu, których mijałam z zawrotną prędkością, jaką wyciągały moje czarne szpilki. Po drodze „zgubiłam” te buty, bo za skręcenie nogi Evelyn dałaby mi niezłą reprymendę… Obcasy zdecydowanie nie są najwygodniejsze przy bieganiu.
-Tomlinson, wracaj tu!- krzyknęłam, znalazłszy się na scenie. Publiczności już nie było, żadne miejsce nie było zajęte, nikt też się nie kręcił w strefie miejsc stojących. Większość instrumentów i urządzeń została już zabrana, przez co zrobiło się dość przestronnie. Chłopcy mieliby więcej miejsca do skakania, a tak niestety musieli się bardzo ograniczać.
Rozejrzałam się jeszcze raz po hali, ale nie dostrzegłam szatyna. Gdzie on pobiegł? Jestem pewna, że wbiegał na scenę, ale co zrobił potem? W powietrzu się nie rozpuścił przecież i… usłyszałam cichy śmiech… To on! Louis, gdzieś ty się schował?
-Tutaj- powiedział, ale ja dalej go nie widziałam, czy jestem aż tak ślepa, czy on ma tak dobrą kryjówkę? Oj, szczery głosie w mojej głowie- NIE. ODPOWIADAJ.
Lewo, prawo, za kurtyną, pod siedzeniami… Ehh… Chyba się poddaję…
-Na górze- podpowiedział wesoło. Zadarłam głowę i zobaczyłam go na konstrukcji, do której podoczepiane były lampy oświetleniowe. Wariat, no wariat.
-Jak ty tam…?- spytałam, główkując się nad tym, którędy się wspiął, bo latać chyba nie potrafi, prawda?
-Drabina- wyjaśnił z uśmiechem i skinął w jej stronę. Ach, takie proste rozwiązanie zagadki, a ja latanie wymyśliłam. „Geniusz”- zakpiła ze mnie moja czarna strona. –Chodź do mnie- poprosił chłopak, a ja o mało nie upadłam z wrażenia czy tam czegoś… No tak, wariat.
-Ha ha ha- zaśmiałam się ironicznie- nie ma nawet szans, że wejdę bezpiecznie po tym czymś... Nie jestem samobójcą- odmówiłam dobitnie. Złamany kręgosłup lub… Może być gorzej?
-Niepotrzebnie panikujesz- wywrócił na mnie oczami.
-Nie, ja myślę racjonalnie, nie lubię szpitali i chcę dać jeszcze wiele koncertów- wymieniłam swoje poglądy ze stanowczością. –Rozprawię się z tobą później- dodałam i poszłam w stronę garderoby zespołu, skąd wybiegłam.
-Czekaj!- zatrzymałam się i wróciłam kilka kroków do tyłu, żeby znowu mieć go w polu widzenia. Zwinnie, niczym mały tygrysek, pokonał wszystkie szczeble oraz utrudnienia i stanął przede mną. –Musimy porozmawiać- rzekł poważnym tonem z mocno zaciśniętą szczęką. Po dobrym humorze chłopaka nie było śladu.
Musimy… Porozmawiać…”? Czy ja, przepraszam, mam się bać? Jakby to był film, to pewnie tak, powinnam się bać, bo te słowa nigdy nie wróżą nic dobrego, ale teraz?
-Ale…- jęknęłam na chęć sprzeciwu, obmyślając jakąś wymówkę. Teraz to ja powinnam porozmawiać z Harrym, on jest w tym momencie ważniejszy niż wszystko inne. Już wiem, że nie jest na mnie zły lub świetnie to maskuje. Szamponem zarobiłam sobie kolejny minus na jego liście, ale trudno. Nie mogę się chować całe życie.
-Nie- uciszył mnie szybko. –To tylko minuta…- oznajmił i połączył swoje usta z moimi, wpijając się w nie gwałtownie. Ujął moją w twarz w dłonie i kciukami pogładził delikatnie policzki. Moje wargi były zszokowane, podobnie jak ja cała. Mimo że ten coraz intensywniej naciskał swoim ustami na moje sztywne, nieruszające się, nie odwzajemniłam pocałunku…?
Odepchnęłam go i krzyknęłam, ciskając wzrokiem błyskawice:
-Co to miało być?!
Chłopak nie odpowiedział, a jedynie przetarł twarz dłońmi.
-Co to miało, cholera, być, Louis?!- powtórzyłam dobitniej, zwracając się imieniem, taka psychologiczna sztuczka.
Dalej cisza, spuścił wzrok, nie raczył na mnie spojrzeć.
Odwróciłam się… Tylko nie to…

Nie, nie, nie…! NIE!
____________________________________________________


39 komentarzy:

  1. O MATKO! O MATKO! O MATKO! Ale się porobiło! Mam nadzieję, że Stella będzie z Lou, ale obawiam się, że tak się nie stanie ;/
    Cudowny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No porobiło się, porobiło, ale co to za życie bez atrakcji? :) Ona by go najchętniej teraz zastrzeliła haha ;D Dziękuję za przeczytanie i komentarz ♥

      Usuń
  2. Omomomom jejuuu kocham cie ale ja wole zeby byla z Harry ❤lou nie !! Do harrego paseuje. @swagbieberbitch

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham mnie? Awwww, jak miło! Też cię kocham! :)

      Usuń
  3. Tak, tak zakończ w takim momencie, wszystkim się to spodoba... Ale ogólnie meeega meeeega fajny xD ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha musiałam kiedyś przerwać, bo znając życie, jeśli nie w tym momencie to kilka tysięcy słów dalej ;) Ludzie niekoniecznie lubią długie rozdziały, z tego co wiem i mogłam zaobserwować. Cieszę się, że ci się podoba! Pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Błagam... To nie może być prawda. Harry nie mógł tego zobaczyc, powiedz mi, że tam stał ktoś inny. Louis idiota! Jak mógł? Normalnie się zdenerwowałam.Proszę nie rób nam tego hahah xD Stella kocha Harry'ego i wydaje mi się, że on ją też! Po co to jeszcze komplikować?.:)

    Kocham sposób w jaki piszesz!
    Powodzenia przy następnym rozdziale, który mam nadzieję, pojawi się szybciutko! xx


    Natalia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co to czynić prostym? :) Nie może być nudno!
      \Ja osobiście nie lubię mojego sposobu pisania, denerwuje mnie, eh... Też mam nadzieję, że pojawi się szybko, ale nadzieja to jednak tylko nadzieja :> Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Jezu, jezu, jezu jak ja bym chciała żeby była z Lou ... <3 tylko dlaczego nie odwzajemniła pocałunku!?
    Czekaam na nexta :)niecierpliwie :)
    @RoyalNinja96

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mnie o to pytać, tylko Stellę :) Dziękuję za przeczytanie i zostawienie po sobie śladu :>

      Usuń
  6. "Odwróciłam się… Tylko nie to…

    Nie, nie, nie…! NIE!"
    A WŁAŚNIE, ŻE TO STELLUŚ! ZAKOCHAŁAŚ SIĘ, HA! OD ZAWSZE TO WIEDZIAŁAM...

    A TAK W OGÓLE TO FKJNSAJKFBJFNBKASFBABSKFBKFE
    będziesz mi opłacać pogrzeb!! żebyś ty zobaczyła moją reakcję... Matulu jakoś tak dziwnie zaczęłam się trząść z powstrzymywanego śmiechu i zagryzłam pięść, żeby nie śmiać się na cały dom! Ostatni raz tak miałam.... hm.... jak mnie follownął Julian XDD

    JEZU CO TO MIAŁO BYĆ?! TRZEBA MNIE BYŁO UPRZEDZIĆ! INHALATOR BYM PRZYGOTOWAŁA!
    MOJE FEELSY *O* KRAJZ

    Co prawda go odepchnęła, ale i tak wiem, że go kocha pfff
    no i właśnie niech ta Stella sobie nie wmawia jak to powiedziała Jane!
    Miałam duuużo do napisania, ale ostatni scena wytrąciła mnie z równowagi... Wiedziałam, że jakaś tam Louella będzie, ale... OMG
    A za ten tytuł to cię uduszę, cały czas mnie rozpraszał! Serio, czytałam fragmenty po 2 razy i jeszcze co chwilę mi ktoś przerywał... ehh

    Odchodząc od tematu Louelli...
    "Słyszałam, że twój chłoptaś lubi mocno miętowy zapach" och nie zapędzaj się w tym samozachwycie autorko
    i w ogóle jakoś te wyznania Stelli nie robią na mnie wrażenia, jeszcze nie uświadomiła sobie co to prawdziwa miłość XD

    Oczywista jest ta mięta między nią a Tomlinsonem przecież!
    Wiem, że mówi się chemia, ale mięta bardziej pasuje do... okoliczności powiedzmy.
    to teraz podsumowując...
    ZABIŁAŚ MNIE I CZEKAM NA KOLEJNY, A JAK ZNOWU DODASZ PO TAKIM CZASIE TO NAUCZĘ SIĘ WYCHODZIĆ Z CIAŁA I BĘDĘ CIĘ NAWIEDZAĆ NOC W NOC. :)))

    sorka za błędy, dalej byłam rozemocjowana jak pisałam.
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahh jeszcze dodam... LOUELLA FOREVER BICZYZ

      Usuń
    2. Nie sądziłam, że doprowadzę cię do stanu "follow od Juliana", ale widać mi się udało :) Samozachwyt to moje drugie imię! Okej, żarcik XD Nie moja wina, że jakoś tak długo mi schodzi pisanie :c Też chciałabym dodawać szybciej, no ale cóż...

      Ty i ta twoja obsesja na Louellę, brak słów, no brak słów...

      Usuń
  7. super czekam na następny . a i jesteś po prostu ... jak mogłaś w takim momencie no i co będzie dalej ??? z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3 Kocham cie po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę potrzymać moich czytelników w niepewności :) Niezmiernie mi miło, że ci się rozdział podobał, dzięki, ściskam mocno! :>

      Usuń
  8. Ugh






    Z jednej strony, po tym co napisałaś przed rozdziałem przestraszyłam się, że Stelli nagle coś się odwidzi i stwierdzi, że jednak kocha Louisa a nie Harry'ego, więc strasznie się cieszę, że nic takiego się nie stało. Proszę, błagam, padam na kolana, niech Stella nie zakochuje się w Lou tak na poważnie, niech jej jedynym prawdziwym i najszczerszym uczuciem zostanie to w stosunku do Harry'ego! Jeśli ona poczuje, że jest zakochana w Tomlinsonie równie mocno jak w Stylesie albo - broń Boże - nawet bardziej to się chyba zastrzelę. Błagam nie rób mi tego!

    Tak poza tym to Louis niedorajda zepsuł wszystko. Harry (bo to był Harry no nie?) zobaczył ich całujących się i wszystko poszło się walić (czy jak to tam się mówi). Urgh. Amajjebdhbhdjdjoalqpqpqkwkqsbdhbhsjsjiaoqkakxnhfh. Ale tak w zasadzie to przecież on zobaczył jak Stella go odpycha i się na niego wydziera, prawda? Jest jeszcze jakieś światełko w tunelu...?

    To jest po prostu takie... gfrvjkpppgeq. Nie wiem co jeszcze napisać. Jedyne o czym myślę to czy Stella pobiegnie za Harrym, żeby się wytłumaczyć (jeśli on w ogóle stamtąd wybiegnie) i czy on jej wybaczy. Wreszcie Stella będzie miała świetną okazję, żeby wyznać Harry'emu co tak naprawdę do niego czuje! No nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, samobójstwem mi grozisz? :O No wiesz co?!
      Wymyśliłaś plan idealny, haha :D Tylko nie wiem czy akurat się pokrywać będzie z moim, bo mi wpadają do głowy pomysły w ostatniej chwili przy pisaniu ;) Dziękuję za komentarz tak w ogóle, to wiele dla mnie znaczy! :) ♥

      Usuń
  9. Wiedziałam! WIEDZIAŁAM, że między Lou a Stellą do czegoś dojdzie! No kurczę jestem jasnowidzem, czy co?... Ja nie mogę, to pewnie Harry'ego zobaczyła, jak się odwróciła? OMG OMG OMG nie wiem co napisać. Tak czekałam na ten rozdział i kompletnie mnie nim zabiłaś! A jeszcze ta błaha wzmianka o babeczkach doprowadziła mój pusty żołądek do rozpaczy, bo zajęczał żałośnie, kiedy to przeczytałam :D Uwielbiasz nas torturować, prawda? I jeszcze ten tekst, że opowiadanie dobiega końca... NO CHYBA NIE. Nie rób nam tego! Proszę! Proszę?...
    Teraz wyobraź sobie, że proszę jak Cands, a ty jak Jane jej ulegasz :D
    KJSFDFJWOFJWDC nie wiem już co napisać. Czekam na następny rozdział, to wiadome. O rajciu, ależ się rozemocjonowałam. Kończę już, bo pewnie podczas czytania załamałaś się całkiem... No cóż, widzisz co robisz z człowiekiem :D
    Przepraszam za nieskładny komentarz i w ogóle, powodzenia przy pisaniu kolejnego rozdziału, dobranoc, dzień dobry, cokolwiek.
    WYŁĄCZAM SIĘ JUŻ! xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałaś? JAK? Jasnowidz? NIEMOŻLIWE!
      Jeśli chodzi o babeczkę, akurat mój brak przechadzał się po pokoju i zajadał tym smakołykiem, więc... :)
      Tak, przyznaję się bez bicia, uwielbiam torturować moich czytelników, taki był mój zamiar, kiedy zakładałam bloga haha :> Opowiadanie się kończy, nie ma co tego przeciągać w nieskończoność. Ja też już #OFF :) Dziękuję i w ogóle ♥

      Usuń
  10. Super rozdział !!!!!!!! LOUELLA FOREVER <333

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, Nie, NIEEEEE. Masz rację moim obecnym marzeniem jest uduszenie cię! Lou ty idioto! Jak mogłeś, jestes idiota, mówiłam już? Luella= umum (kręcę głową, zeby nie było). Nie, nie, nie, nie tak miało byc. Ty go nie kokasz Cands, NIE. Wreszcie kiedy uświadomiłaś soboe że to Harry jest twoim księciem z bajki, oczywiście cos musiało sie zepsuc. NIEEEE. Przynajmniej go odepchnęłaś, bo jak byś tego nie zrobiła to nie ręczę za siebie.
    Jeśli to Harry ich widział to z jednej strony źle, bo... ich widział, ale z drugiej strony mam nadzieję, ze zanotował w swej pamiecie, że Stella ODEPCHNĘŁA Louisa, poza tym gdyby ich nie widział, a potem Harella się wreszcie ziściła (jakkolwiek to brzmi) to znowu pojawiłby się problem, że ona to ukrywała. Więc sama nie wiem jestem rozdartaaaaa.
    Nie dobijaj mnie jeszcze bardziej niż zrobiły to ostatnie dni, czytaj: SZKOŁA
    Harella forever i koniec <3
    Han*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups?
      Twoje argumenty są po prostu zawodowe haha ;D
      Nie wiem co jeszcze. Po prostu dziękuję, że znalazłaś chwilę i przeczytałaś (taką dłuższą, bo moje rozdziały nie należą do tych najkrótszych), także cieszę się z tego ogromnie :) Ściskam xx

      Usuń
  12. Mg jaki cudnyyyy, chociaż wolałabym żeby była z harrym ;P
    Nie mogę doczekać się olejnego:*

    OdpowiedzUsuń
  13. No nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.
    Ty chyba sobie kpisz kobieto!!!!!!!!
    W moje urodziny?
    Jak mogłaś?
    Znaczy w sumie to czytałam to wczoraj, ale nie mogłam skończyć bo mnie mama zawołała i kończyłam przed chwilą.
    Tak wiec W MOJE URODZINY?
    TAKIE RZECZY?
    No załamka, kompletna załamka.
    Jak mi tego nie wyprostujesz szybko to chyba ci nigdy nie wybaczę.
    NIGDY!
    hehe

    Nie muszę się podpisywać. Wiadomo kto xDD

    OdpowiedzUsuń
  14. WOW! Ale się narobiło. Louis i Stella?? Mam nadzieję, że to nie był Harry, tylko ktoryś z chłopców. Coś czuję, że obaj kochają się w Stelli, a ona daży ich tym samym uczuciem i nie wie, którego wybrać.
    Fajnie, że powiedziała o wszystkim przyjaciółce Jane, teraz może liczyć na jej pomoc. Nie zanudzam.
    Czekam na next.
    Dzięki za komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zazdroszczę Stelli takiej sytuacji, w której się znalazła, bo jest naprawdę trudna :/ Dzięki, że przeczytałaś i zostawiłaś po sobie ślad! :> ♥

      Usuń
  15. Aaaa pocalowal ja *.* jej *.* ale ja chyba nadal chce zeby była z Hazza <333 choć z jednej strony pasują do siebie z Lou.... Rozdział jak zawsze swietny !!! I chyba sobie żartujesz z tym '' zakończeniem opowiadania '' !!! Nie pozwolę ci na to bo same fajne blogi sie kończą a ten jest najlepszy jaki czytam !!! I jeśli go skonczysz to znajdę cie osobiście i pogadamy o tym w 4 oczy !!! Rozumiesz ?! No wienc tak o czym ja mówiłam.... Aaa tak !! Ten blog jest swietny , cudowny i wogule mamamndjdnkdnckdkd *.* Pisz szybko nn !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi, że ci się podobało to, co napisałam :>
      Czy ty mi grozisz?! o.O
      No wiem właśnie, że się dużo opowiadań kończy, moja lista ulubionych stron też się mocno ukróciła :(

      Usuń
  16. Ooo... Kurde. On ją pocałował! *_*
    Ja osobiście nadal nie mogę zdecydować kogo bym wolałam na partnera Stelli, więc czekam na rozwój akcji :)
    Rozdział jest świetny, czekam na więcej :D
    Pozdrawiam, Lena xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś mu strzeliło do łba i pocałował :3
      Dziękuję, ciszę się niezmiernie, że ci się podobał i również pozdrawiam :>

      Usuń
  17. Rozdział jest genialny jak zawsze. Czytam to opowiadanie z pasją i zawsze czekam na kolejny rozdział z miłą chęcią bo nigdy się nie zawodzę! Jestem pod wrażeniem takiej twórczości , pomysłu na opowiadanie.

    Co do rozdziału cieszę się,że Stella jednak pszła na ten koncert i odważyła się spoojrzeć oko w oko z Harrym. Rozumiem jej obawy co do wyznania mu uczuć,bo jednak po tym wcześniejszym doświadczeniu Harrego można się wszystkiego spodziewać. Ale mogłaby w końcu się zebrać i powiedzieć mu to,wiedziałaby na czym stoi i czy dalej ma rozmyślać jak to by było. Ach ten Lou ,musiał zawsze coś wywinąć,ale cieszę się,że Stella go odepchnęła. I mam nadzieję,że po odwróceniu się nie zobaczy Harr'ego bo to by była tragedia.

    Pozdrawiam i życze powodzenia w pisaniu każdego nowego rozdziału.

    Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, są takie awww ♥
      Stella zbiera się, ale nie chce być odrzucona. Do tego dziwne intencje Louisa skutecznie ją od tego odwodzą :/

      Usuń
  18. Zapraszam na zwiastun : https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=sxrfhxMOqqg
    Jeśli cie zaciekawi zajrzj :)
    http://he-wants-to-be-the-way-i-am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. YEAH renia powinna uczyć się na powtórkę z antyku, bo w końcu maturalnie, humanistycznie i takie tam, ale nieee.. gdzie tam po co, lepiej siedzieć tutaj i nadrabiać.
    Mogłam poczekać na 27 :c Nie musiałabym codziennie się zastanawiać kto tam stał, może Harry? A może jakaś gnida z aparatem, albo ktoś jeszcze inny. Louella jest taka lshgiodsfjsofdhdfovbjfdibdf *.* Nie rozumiem, dlaczego Stella odepchnęła Lou, zniszczyła marzenia fanów Louelli na namiętny pocałunek :c No jakiś tam niby był, ale tylko Lou się przyłożył ... buu. Jane dobrze mówi, że w ich wykonaniu to nie tylko przyjaźń. Kochać dwóch chłopaków na raz nie jest nie możliwe, ale wybór między nimi pewnie tak. Więc czy Stella w końcu zauważy, że jest zakochana też w Lou? Bo jest prawda? Musi...
    LOUELLA <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, maturalnie. Matura to bzdura, pamiętaj :> Gnida z aparatem, trafiłaś w dziesiątkę haha :D Zniszczyła, ale marzenia o Harelli są umocniły, jednak ze mną to wszystko różnie bywa :3 Wybór cholernie trudny, ale trzeba spróbować go podjąć i nie zwodzić za nos obydwu.
      Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Buziak <3

      Usuń
  20. Sory za spam, jeśli nie chcesz wejść po prostu usuń mój komentarz. No bo kto lubi spam?

    Treść:
    Siedemnastoletnia Daisy ma powody do radości: właśnie zdała egzaminy, a Will, obiekt westchnień większości dziewczyn w szkole, jest zainteresowany właśnie nią.
    Ale dziwna bransoletka znaleziona na brzegu Tamizy wszystko zmienia. Bo za sprawą tego niezwykłego przedmiotu Daisy spotyka Harry'ego – uwięzionego pomiędzy życiem a śmiercią pięknego chłopaka, w którym zakocha się bez pamięci. Lecz im głębsze uczucie ich łączy, tym częściej Daisy zaczyna wątpić, czy Harry mówi jej prawdę. Zwłaszcza gdy odkryje coś, co przeczy jego słowom i wzbudza w niej lęk. I każe zadać pytanie, czego naprawdę chce jej widmowy ukochany…

    Adres: http://love-comes-with-time-story.blogspot.com

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

« »

Obserwatorzy

Jakim cudem tu jesteś?
Ale wiesz, nic nie dzieje się przypadkiem :)