1
-Cześć…- zaczęła przyjaciółka, gdy zauważyła
mnie wchodzącą do kuchni, ale na przywitaniu się skończyło.
-Cześć- odpowiedziałam półgębkiem.
-Sądząc po twoim ogromnym entuzjazmie, wszystko
wczoraj poszło zgodnie z założeniami, tak?
Od razu zauważyłam aluzję. Skinęłam głową,
biorąc z blatu kubek gorącej herbaty i przeniosłam go szybko na stół, bo
niemiłosiernie parzył mi rękę.
-Wszystko. Jest. Idealnie.- podsumowałam z
goryczą.
Wzięłam łyżeczkę w dłoń, wsypałam do napoju
trochę cukru, by chociaż on osłodził mi dzisiejszy dzień.
-Nie powiedziałaś mu?- Jane chciała się upewnić.
-Nie. Widziałaś tą brunetkę? Nazywa się Debbie.
Już jakiś czas próbuje się zbliżyć do Harry’ego i może wczoraj by się jej nawet
udało popsuć nasz „związek”- nakreśliłam w powietrzu cudzysłów- jeśli by
istniał. Zrobiła taki dym, że niby zdradziłam go z Lou i powinien mnie rzucić-
prychnęłam oburzona, przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
-A zdradziłaś?- zapytała z grymasem na twarzy.
-Nie, to Tomlinson mnie zaczął całować, a nie ja
niego- burknęłam.
Dziewczyna zagwizdała z uznaniem.
-Wiedziałam, że coś się kroi, no wiedziałam-
dopowiedziała pewnym głosem.
-W każdym razie- puściłam jej uwagę mimo uszu i
kontynuowałam- Debbie próbowała przekonać Harry’ego, że byłaby lepszą
dziewczyną i mało tego! Ona jest jego wielką miłością z przeszłości, która
raptem zrozumiała, że zostawienie go było najgorszą decyzją jej całego życia i
pragnie drugiej szansy bardziej niż czegokolwiek na świecie- uderzyłam ręką w
stół, takie kłamstwa to może wciskać komuś innemu.
-Co na to sam zainteresowany? Uwierzył jej?-
zapytała bardzo zaciekawiona, gryząc końcówkę ołówka, który musiał tu zostać na
stole, podobnie jak kilka książek Jane.
-Nie wiem, może, zdjęcie nie było przeróbką, a
Louis nie zaprzeczał.
-To źle.
-Ale Harry potem stwierdził, cytuję, „uczucie
wygasło” i nie jest skłonny do ponownego związku z nią.
-To dobrze.
-I z kimkolwiek innym też.
-To źle.
-Przechlapane- zauważyłam, biorąc łyk ciepłej
herbaty z dopiero co dodaną cytryną.
-Czyli Louis cię pocałował, tak? Jak było?- nie
wytrzymała, wyszczerzyła się w moją stronę. Wiedziałam, że to pytanie musi paść
od momentu, gdy o tym wspomniałam, a w jej oczach zapaliły się płomyki
zainteresowania.
-Nijak- wzruszyłam ramionami, odpowiadając bez
cienia emocji.
-Nie umie całować?- aż wstała, podpierając się
rękami o stół. Spojrzała na mnie z góry wyczekująco.
-Umm…- jęknęłam cicho. –Zresztą, czy to ważne?
Przez tego pacana moje szanse u Harry’ego zmalały do zera- westchnęłam,
mieszając bezradnie łyżeczką w kubku.
-Hej, a wiesz w ogóle dlaczego ten „pacan”-
przedrzeźniła mnie- cię pocałował?- zadarła w górę jedną z brwi. –Mam dwie
teorie- wystawiła w górę rękę z rzymską piątką ułożoną dwóch z palców. –Po
pierwsze, musiał się biedak w tobie, no wiesz, zauroczyć- wyszczerzyła się
radośnie- no i opcja numer dwa, patrz na opcję numer jeden, bo tylko ta jest
prawdziwa.
Zamrugałam kilka razy, nim jej słowa w końcu do
mnie dotarły.
-Ty to jednak jesteś głupia- powiedziałam,
kręcąc głową z politowaniem. –Te studia ogłupiają, a nie nauczają, jak to pusto
obiecują. No tak… Ale my tu tracimy czas na rozważania, a ty mi jeszcze nic nie
powiedziałaś jak twoje sam na sam z Zaynem, hmm?- oparłam brodę na dłoniach
rąk, które wsparłam o blat stołu i poruszyłam znacząco brwiami.
Na twarzy szatynki pojawił się słodki rumieniec.
-Zwyczajnie mnie podwiózł, co było bardzo miłe z
jego strony, to wszystko- z niepokojem zagryzła dolną wargę i poprawiła nerwowo
niesforną czuprynę.
-Jasneee, dlatego jesteś taka czerwona. Ciekawe
jaki kolor by przybrała twoja buźka, jeśli jednak coś by tam było pomiędzy
wami?- zastanawiałam się na głos z ukrytym podtekstem. Próbowałam jej dokuczyć,
mając w podświadomości te wszystkie razy, kiedy ona robiła sobie ze mnie żarty.
-Cands!- syknęła ze złością i wyszła szybko z
kuchni, niezdarnie ukrywając swoje policzki.
„Oko za
oko, ząb za ząb, skarbie” podpowiedział cichy głos w mojej głowie, z którym
nie mogłam się nie zgodzić.
*
-Co robisz?- podskoczyłam na krześle, słysząc
obok siebie głos Jane. Kiedy ona nauczyła się tak skradać? Jakieś warsztaty z
ninją czy co?
-Zamawiam bilety do domu, w końcu mogę to
zrobić, bo Evelyn zdołała odebrać i wyrazić zgodę na takie małe wakacje- przewróciłam
oczami. To niesprawiedliwe, że muszę się pytać innych o pozwolenie, żeby
odwiedzić rodziców. Chore, nie? Ale właśnie taki jest ten show-biznes.
-Dwa?- przyjaciółka wyraźnie się zdziwiła,
zerkając na liczbę w formularzu oferty.
-Tak…
-Cands, chcesz mi coś powiedzieć?- zapytała,
wypowiadając każdy wyraz bardzo powoli.
-Z Harrym, chyba, jak się zgodzi. Jego
menedżerka podeszła do tego pomysłu raczej entuzjastycznie, bo „to będzie
kolejny krok w związku, co
uszczęśliwi media na co najmniej tydzień”- wyrecytowałam dokładnie to samo, co
usłyszałam od Grace przez telefon.
-Aha- przeciągnęła słówko- a kiedy zamierzasz mu
powiedzieć?
-Nie wiem, dzisiaj może, jeśli uda mi się go
złapać. Pracują nad nową płytą, więc raczej krucho z czasem- powiedziałam z
wyraźnym zmartwieniem. Dzisiaj był czwartek, a samolot startuje jutro o
siedemnastej. Tak czy owak muszę się streszczać, bo czas płynie niemiłosiernie
szybko. Mogłam to oznajmić już wczoraj, ale oczywiście nie. „Rozważę to i wtedy dam ostateczną odpowiedź”
odbiły mi się w uszach słowa mojej menedżerki.
„Rozważę
to…”, yhymmm, ale nad czym się tu zastanawiać? Chyba mam prawo pojechać do
rodziny chociaż raz na pół roku, tak? To, że moja mama wręcz nie może się
doczekać poznania… ugh, zięcia, to też nie moja wina. Głupi kontrakt, głupie
kłamstwa, głupia ja.
-Dasz radę- dziewczyna poklepała moje plecy
pocieszająco, chcąc dodać mi trochę otuchy. –Wracam na uczelnię i chyba za
wcześnie nie wrócę, ale będę trzymać kciuki- dodała, pokazując swoje mocno
ściśnięte pięści na dowód i uśmiechnęła się optymistycznie.
Usłyszałam trzaśnięcie dobiegające z korytarza,
co oznaczało, że zostałam sama w moim apartamencie. Zerknęłam kilka razy na
telefon, zbierając się do wybrania odpowiedniego numeru, w celu nawiązania
połączenia.
A może nie dzwonić, tylko napisać? Z własnego
doświadczenia wiem, że lepiej nie wybijać zaabsorbowanego człowieka w studiu
nagraniowym z jego rytmu, więc może sms wystarczy?
Musi wystarczyć.
Do: Harry
Możemy się spotkać,
proszę? To pilne.
Nie minęło nawet pięć minut, a telefon zaczął
buczeć, oświadczając nową wiadomość.
Od: Harry
Jasne, będę u ciebie za
pół godziny :) H x
Pół godziny… Pół godziny?! Czy on zwariował?!
Muszę się ogarnąć, znaczy… Nie, żebym tego rano nie zrobiła, ale zawsze się
można lepiej postarać, tak? Tak?
Czy możliwe jest przybycie tu w trzydzieści
minut z drugiej strony miasta, biorąc poprawkę na godziny szczytu i wszelkie
korki na ulicach? Pewnie się spóźni, no ale „pół godziny”?! Wariat albo ja
wariatka, niepotrzebnie pisałam, że to pilne.
Przemknęłam biegiem do łazienki i zaczęłam w
pośpiechu nakładać tusz do rzęs, który jak na złość brudził mi też całe
powieki. Złapałam potem za pędzelek w jedną rękę i opakowanie z różem do
policzków w drugiej, po czym nałożyłam trochę kosmetyku na twarz, uważając,
żeby nie przesadzić, jak to się zwykle zdarza.
Przeczesałam dokładnie włosy grzebieniem, ale
już ich nie spinałam, po prostu pozwoliłam im swobodnie opadać falami na
ramiona.
Stwierdziłam dość krytycznie, że wyglądam w
porządku. Na szczęście kolorowe, jak zarówno i eleganckie, paznokcie bardziej
przykują uwagę chłopaka niż moja twarz, to jedyny plus w tym całym czekaniu, aż
lepiąca emalia w końcu wyschnie i będzie można normalnie funkcjonować.
Jeszcze szybciej wyszłam z łazienki, niż do niej
wbiegłam. Potruchtałam do swojego pokoju w poszukiwaniu normalnych ubrań, a
mając na myśli „normalnych” to nie w paski. Owszem, mam tak dużo ubrań w paski,
że aż sama w to nie wierzę. Większość zabrałam od Harry’ego i Nialla, którzy
nie mogą ich zakładać z powodu Tomlinsona. A mnie się przydały, żeby go
denerwować.
Założyłam zwykłe ciemne jeansy. Na górę
zarzuciłam kremową bluzkę na ramiączka, a następnie sweterek w serek o tym
samym kolorze. Jako niezobowiązujący dodatek, zawiesiłam na szyi wisiorek z granatowymi
i żółtymi gwiazdkami.
-Może być- mruknęłam pod nosem, przeglądając się
w lustrze z każdej strony.
Jaki czas? Piętnaście minut! Jestem mistrzem!
Tylko jeszcze wypadałoby posprzątać w domu albo chociaż zrobić takie wrażenie,
żeby wydawało się czysto.
Wróciłam do salonu, zgarniając wszystko ze
stolika kawowego, co wylądowało w koszu, zmywarce lub innym, odpowiednim dla
tej rzeczy, miejscu. Wychodząc z kuchni, złapałam się za głowę, ciężko
wypuszczając powietrze. Jane zostawiła taki bałagan na stole, że chyba nie da
rady postawić nawet cukierniczki. Podręczniki i zeszyty walały się wszędzie. Na
podłogę pospadały kolorowe długopisy, którymi robiła rano notatki. No cóż, może
Harry tu nie zajrzy? A jeśli tak, mam na kogo zrzucić winę.
To drugie piętnaście minut minęło szybciej, niż
zdołałam sobie to uświadomić.
Usiadłam na sofie, czekając na mojego gościa.
Czułam się spęta i nie wątpiłam, że wyglądam jak kłębek nerwów. Złapałam się na
nerwowym tupaniu nogą czy zagryzaniu dolnej wargi. Rozejrzałam się po pokoju w
poszukiwaniu czegoś, co zajęłoby na chwilę moje chaotyczne myśli. Dostrzegłam
na bocznej półce książeczkę z krzyżówkami. Och, tak! Przyniosłam ją na samym
początku, kiedy wyprowadziłam się od chłopaków, rzuciłam w kąt i całkowicie
zapomniałam. Teraz będzie jak zbawienie.
Sięgnęłam po nią, rozglądając się jeszcze za
jakimś pisakiem i ponownie ułożyłam się na sofie.
„Stolica Jemenu”? Łatwe, Sana.
Po jakimś czasie, zatraciwszy się całkowicie w
rozwiązywaniu krzyżówek, usłyszałam huknięcie zamykanych drzwi. „Jak do
siebie…” pomyślałam, zerknąwszy w tamtą stronę. Już odłożyłam książeczkę z
zaznaczoną stroną, gdzie skończyłam, a do pomieszczenia nagle wpadł Zayn,
krzycząc „vas hapenin’?”. No moment, a gdzie Harry?
Chłopak z lokami na głowie wszedł chwilę za brunetem,
gdy zadałam sobie pytanie w myślach i oparł się o framugę. Och, o wilku mowa.
Obecność Malika była o tyle kłopotliwa, że nie
zaproponuję Styles’owi żadnego wyjazdu. Lubiłam Zayna, nawet bardzo, ale
dlaczego musiał przyjść akurat dzisiaj? Za jakie grzechy nic nie idzie po mojej
myśli…?
-Hej, Stella, ja tylko na dosłownie chwilkę, bo
Jane zadzwoniła do mnie i zapytała się, czy nie mógłbym jej przywieść na
uczelnię jakiejś książki… mam ją tu… tytuł…- mówił, szukając w telefonie
wiadomości z tą informacją. –Powiedziała, że będziesz wiedzieć- powiedział i
uśmiechnął się przyjaźnie.
-Pokaż to- rozkazałam, a ten wręczył mi swój
telefon. „Etyka w modzie”? Chyba gdzieś widziałam książkę z tym podpisem, rano
plątała się przy śniadaniu.
-Jest w jej pokoju, tak?- zapytał, dostając z
powrotem swoje urządzenie.
-Chciałabym, serio. Jane ma swoje książki
dosłownie wszędzie- westchnęłam zrezygnowana, bo jednak odwiedzą kuchnię, a tak
bardzo liczyłam, że nie.
-A-ale wiesz gdzie jest?- spytał niespokojnym
głosem, a uśmiech znikł z jego ust.
-Chyba tak, ale nie jestem pewna- wyjaśniłam i
zamierzałam pójść do pomieszczenia naprzeciwko.
Harry bacznie obserwował całe widowisko, nie
dodając od siebie ani słowa. Mijając go w przejściu, nawiązałam z nim kontakt
wzrokowy. Głęboka zieleń przeszyła całe moje ciało, że w pośpiechu musiałam
odwrócić głowę i skoncentrować uwagę na swoich stopach.
Weszłam do kuchni, a chłopcy przyszli za mną,
ogarniając wzrokiem nieporządek.
-No stary, tak wygląda życie studenta, patrz i
ciesz się, że jednak nie poszedłeś na prawo- zakpił ze Stylesa przyjaciel i
poklepał go po ramieniu.
-Harry prawnikiem? Poważnie?- wtrąciłam
oderwawszy się od szukania zguby Jane.
-Oj tam- burknął z posępną miną.
-Sprzeciw! Podtrzymuję pytanie- Zayn próbował mu
dokuczyć, co mu się udało. Na twarzy Harry’ego od razu pojawiło się
rozdrażnienie.
Roześmiałam się, zerkając łagodnie na
„obrażonego”. Śmiesznie wyglądał, gdy się irytował.
-Już, już, rozchmurz się, kochanie- powiedział
kpiąco Malik, a ten go zmrużył oczy, oznajmiając jeszcze większe
niezadowolenie.
-Dobra, kochanie,
tu jest ta książka, a teraz idź- wsadziłam brunetowi szukaną pozycję w ręce i
niemalże wypchnęłam z apartamentu.
-Wyganiasz mnie?- zapytał zmieszany, ale i
rozbawiony.
-Nie, ja dbam o ciebie. Jane nie jest zbyt
cierpliwa, nawet w stosunku do ciebie, więc albo się pośpieszysz, albo licz na
cud- odpowiedziałam wymijająco, a chłopakowi zaróżowiły się policzki.
-No skoro tak stawiasz sprawę, to idę-
wymamrotał cicho i pognał schodami w dół. Zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do
salonu, gdzie mój chłopak zdążył się
już rozgościć.
-Nie wiesz, co to jest „opakowanie kota”?-
spytał, zerkając to na mnie, to na krzyżówkę.
-Nie wiem wszystkiego- zmarszczyłam brwi- albo
jeszcze do tego nie doszłam.
-Akurat- wytknął zabawnie język w moją stronę.
-Tak? Więc co to jest, mądralo?
-Worek. Koty w worku, no przecież- powiedział
triumfalnie.
Zrobiłam młynka oczami.
-Z amatorem kotów to ja nie mam co konkurować
nawet- pokręciłam głową, zerkając w jego stronę ukradkiem, nim usiadłam na
sofie. Harry opierał się o boczne oparcie mebla, a nogi miał wyciągnięte przed
siebie, przez co ja mocno skulona, ledwo trzymałam się na krawędzi.
–Chciałabym, żebyś pojechał ze mną w odwiedziny do rodziców…- wydusiłam to od
razu na wstępie.
Harry uniósł brwi w sposób, który pokazał, że
nie był przygotowany na pytanie, ale tak szybko, jak jego zdziwienie się
pojawiło, także zniknęło, podczas gdy nadal patrzył na łamigłówki w swojej
dłoni.
-Evelyn i Grace też uważają, że to całkiem dobry
pomysł- dodałam, żeby moja prośba nie zabrzmiała na całkiem prywatną, ale w
pewnym też stopniu jako zobowiązanie zapisane w kontrakcie.
-Och, ja, um… ja… Oczywiście, że z tobą pojadę-
odpowiedział w końcu, formując pełne zdanie i przenosząc swoje zielone tęczówki
na mnie.
-Super!- posłałam mu szczery uśmiech. Hmm, a
może w końcu uda nam się porozmawiać w spokoju na neutralnym gruncie? –To zaraz
ci napiszę o której i z którego lotniska- poderwałam się, zgarniając laptop ze
stolika. Usiadłam z nim na kolanach na fotelu przy sofie i zaczęłam spisywać
najważniejsze informacje. –Mamy na siedemnastą, tylko się nie spóźnij-
oznajmiłam stanowczo, nie przerywając pisania.
-Spokojna głowa- zapewnił uprzejmie, powracając
do rozwiązywania haseł.
Byłam ciekawa, czy to miało na celu nie
prawienie kazań na temat czasu, czy faktycznie nie muszę się o to martwić. Mam
cichą nadzieję, że to drugie.
-Hmm, silna trucizna na siedem liter… trzecie
„j”…
-Cyjanek- mruknęłam cicho. –Ktoś nie uważał na
chemii- dodałam śpiewająco, na co chłopak zrobił oburzoną minę i skrzyżował
ręce na piersi.
-Oj, Harry, nie musisz od razu ciskać we mnie
piorunami z oczu, nie każdy był ze wszystkiego orłem- uśmiechnęłam się
przepraszająco. Chyba złagodziłam sytuację, bo jego spojrzenie się zmieniło. -Patrz-
wstałam z fotela i podeszłam do niego, siadając dosłownie na krawędzi sofy- tu
masz wszystko napisane, a w razie wątpliwości dzwoń nawet i w nocy, okej?-
wręczyłam mu świstek papieru.
Przytaknął głową i ponownie przeniósł wzrok na
kwadratowe pola z hasłami.
-A dziewiąta w greckim alfabecie?
Przewróciłam na niego oczami.
-Jota.
-Przyjechać po ciebie?- zapytał, wpisując dobrą
odpowiedź, a gdy nie dostał szybko odpowiedzi, odwrócił się z powrotem do mnie.
-To by było miłe z twojej strony- posłałam mu
delikatny uśmiech, który odwzajemnił, tylko u niego pojawiły się dodatkowo
jeszcze urocze dołeczki po obu stronach twarzy.
Telefon Harry’ego zaczął dzwonić niemiłosiernie
głośno, ale i krótko. To musiała być wiadomość tekstowa. Chłopak sięgnął ręką
do kieszeni po małe urządzenie, a ja w tym czasie przesiadłam się na fotel i
zaczęłam miętosić w rękach poduszkę, której na szczęście Lou nie zabrał.
-To Zayn, czeka na dole w samochodzie, musimy
wracać do studia- wyjaśnił pośpiesznie i wstał do pozycji siedzącej, szukając
butów, które rzucił wcześniej niedbale na podłogę.
-No tak, nowa płyta- przypomniałam sobie- a ja
ci zawracam głowę.
-To nic, serio- uśmiechnął się. –Już nagrałem
wszystkie solówki, teraz to właściwie tylko Liam jest tam najbardziej
zapracowany- wyjaśnił, zawiązując drugiego trampka.
-Och, skoro tak mówisz- wyrwało mi się.
-To co? Widzimy się jutro, tak?- wstał z kanapy
i zrobił kilka kroków w moją stronę. Kiwnęłam na tak. –To jeszcze zadzwonię
przed przyjazdem po ciebie, do zobaczenia- pochylił się i złożył słodkiego
całusa tuż przy moich ustach. Wychodząc, zerknął jeszcze przez ramię.
Uśmiechnęłam się promiennie.
Moje kąciki ust były wyciągnięte ku górze
jeszcze jakiś czas od jego wyjścia. Śmiałam się jak głupia do sera i chociaż
zdarzyły nam się o wiele bardziej namiętne pocałunki w życiu, to ten był
zdecydowanie najszczerszy. Nie, żeby się popisać przez prasą, nie na pokaz.
Tak… po prostu i właśnie przyprawił mnie o motylki w brzuchu.
2
Louis pochylił się bliżej mnie, mojej twarzy, a
ja zamarłam na tę bezpośrednią bliskość.
-Wtedy…- powtórzyłam- …coś z pewnością wymyślę,
żebyś cierpiał- dokończyłam jakoś z sensem.
-Pocałuj mnie.
-Lou, nie… Już to przerabialiśmy, jesteś dla
mnie tylko przyjacielem- wymamrotałam pośpiesznie.
-Pocałuj mnie, a potem to powtórz- postawił
ultimatum, wbijając we mnie palące spojrzenie.
-Nie.
-Uparta jak zawsze.
-Walnięty jak zawsze- nie byłam mu dłużna.
Wstałam z kanapy, by trochę ochłonąć, to było za wiele. On również się podniósł
i stanął naprzeciwko mnie, na moje nieszczęście.
-Mieszasz mi w głowie, możesz mieć pretensję
tylko do siebie- przyznał na swoją obronę i zrobił krok w moją stronę.
-Musisz mi wybaczyć, nie kontroluję swojego
uroku, nawet, jeśli bym bardzo chciała- wzruszyłam ramionami, wymyślając
totalnie głupią wymówkę.
Zaśmiał się, spojrzał w dół na podłogę i po
sekundzie z powrotem nawiązał kontakt wzrokowy.
-Coś do ciebie…- następny krok naprzód- …czuję…-
i jeszcze jeden, i kolejny, i jeszcze kolejny.
-Louis, przestań- jęknęłam cicho, stojąc
dosłownie przed nim i czując jego ciepły oddech na skórze policzków czy szyi.
-Proszę- wypowiedział bezgłośnie i zbliżył swoją
twarz jeszcze bardziej. Jego usta zawisły literalnie kilka milimetrów nad
moimi. Nasze nosy stykały się bokami. Szatyn miał zamknięte oczy, moje także
mimowolnie się zamknęły. Nie byłam w stanie podnieść ponownie powiek, zupełnie
jakbym była pod jakimś czarem. Były za ciężkie, nie słuchały moich poleceń,
które wykrzykiwałam w myślach. Czułam się na przegranej pozycji, jednocześnie
nie odbierając tego jako porażki.
Louis przechylił nieco głową, sprawiając, że
nasze wargi się lekko musnęły. Niesamowite ciepło przeszło przez całe moje
ciało, które jeszcze szybciej z niego uciekło, a ja? Ja chciałam go więcej,
znacznie więcej.
Więc czym jest to „coś” między nami? Oczywiście
mam na myśli „to”, prócz przyjaźni, co nie pozwala mi ostatecznie powiedzieć
„nie”. Louis nieźle namieszał mi w głowie, nie tylko zapachem swoich perfum,
które skutecznie mąciły w moich starannie poukładanych- dotychczas- opiniach na
jego temat. Jego słowa też nie były bez znaczenia, wyraźnie dawał mi znak, że
chciałby czegoś więcej niż przyjaźni. Wprawdzie bez tych dwóch magicznych słów,
które każdemu już dudnią w uszach.
Nie wytrzymałam, pokusa była zbyt wielka. Nie
chcę się już zastanawiać ani sekundy dłużej, muszę to sprawdzić, odstawiając
konsekwencję na bok, które z pewnością powrócą ze zdwojoną siłą w najmniej
odpowiednim czasie. Złączyłam nasze usta pewnym gestem. Naprawdę nie miałam
dużego doświadczenia w całowaniu, bo robiłam to tylko z Harrym, jeśli ominąć
Austina…
Było inaczej, wargi Tomlinsona były chłodne od
wody z lodem, której przed chwilą skosztował. Kontrastowały z moimi ustami,
które wręcz płonęły, przyprawiając nas o niesamowicie przyjemne dreszcze.
Niewiarygodne, że przeciwieństwa, którymi jesteśmy, mogą się jednak przyciągać.
Louis wodą, ja ogniem. Z Harrym był zawsze tylko ogień, który podgrzewał
atmosferę i doznania. Kto by pomyślał, że mieszanka odmiennych żywiołów może
wywołać jeszcze więcej iskier? Zaciskałam dłonie na koszulce chłopaka, a on
podtrzymywał mnie w talii i stanowczym ruchem masował moje plecy drugą ręką,
dostarczając mi dodatkowej przyjemności. Jęknęłam przez pocałunek, a Louis
sprytnie to wykorzystał i rozchylił moje wargi, by nasze języki zaczęły się
wzajemnie pieścić. Wiedziałam, że to było coś więcej. Już nie mogłam włożyć
jego osoby do szufladki z podpisem „przyjaciele”, on jest w innej kategorii, od
dawna był, ale ja nie chcę tego uparcie przyznać. Oszukuję wszystkich, a
najbardziej siebie.
Jęknęłam ponownie między składanymi na jego
ustach całusami.
-Stella…- mruknął, odsuwając się ode mnie. Poczułam
ciepłe palce na mojej szyi oraz ponownie jego delikatne wargi na mojej skórze,
wędrujące wzdłuż żuchwy. Dosięgając nimi ucha, przygryzł jego płatek. –Nawet nie
wiesz jak długo na to czekałem…
-Ja też- przyznałam cicho.
Beep, beep, beep… Budzik.
Gwałtownie otworzyłam oczy, przyglądając się
białej powierzchni. Mój sufit, mój pokój, mój apartament, a to wszystko był
tylko sen. To się nie wydarzyło, prawda? Czuję się skołowana, to było takie
realne, ale nie zdarzyło się w prawdziwym świecie.
Starałam sobie przypomnieć i poukładać wszystkie
wydarzenia chronologicznie. Odmówiłam Louisowi. Tak. Nalegałam, żeby mi
otworzył drzwi. Też tak. Zrobił to, owszem. Żadnego pocałunku nie było.
Przynajmniej nie tego drugiego.
Westchnęłam głośno i już nie wiedziałam, czy to
dlatego, że mi ulżyło, czy dlatego że byłam rozczarowana…?
Za jakie grzechy zaczęły mnie męczyć koszmary?
Dlaczego teraz, kiedy zdecydowałam, że chcę zrobić coś w kierunku
urzeczywistnienia mojego związku z Harrym, pojawił się Louis ze swoimi
szczerymi do bólu wyznaniami? No dlaczego? Mało tego, w snach pozwalam mu na
wszelkie sposoby zbliżenia się do mnie, nie jedynie słowne deklaracje. Założę
się, że musiał rzucić na mniej jakąś magiczną formułkę, hokus pokus i ma mnie w
garści w dzień i w nocy.
Czy ja już wariuję? Och, tak, przecież gadam od
rzeczy, oczywiście, że wariuję. Louis nie ma wpływu na moje sny, to ja mam,
czyli więc mentalnie na to pozwalam? Chcę tej bliskości i w ogóle jego, ale w hipokratyczny
sposób za każdym razem go odpycham… To ma sens? Nieee, a może tak?
Zerknęłam na zegarek z niezadowoloną miną. Czas
wstać i zacząć szykować się do wyjazdu.
*
Godziny mijały szybciej niż zwykle. Zostało już
niewiele do odlotu samolotu, a przecież trzeba jeszcze dojechać na lotnisko.
Harry powinien być tu lada chwila.
Pakując ostatnie rzeczy do walizki, które i tak
się nie przydadzą, usłyszałam dzwonek do drzwi. Przeklęłam pod nosem z powodu
suwaka, który się zaciął. Tak to jest w pośpiechu, wszystko się psuje albo
utrudnia działania.
Zostawiłam to i pobiegłam otworzyć mojemu „chłopakowi”.
-Hej- uśmiechnął się- dlaczego nie odbierałaś
telefonu?
Co?
-A dzwoniłeś?
Fantastycznie, sprzeczka na dzień dobry.
-Powiedziałem, że zadzwonię i tak zrobiłem-
podniósł brew ku górze.
-Oj, toczyłam bitwę z walizką, zresztą musisz mi
pomóc, bo jestem na straconej pozycji- tłumaczyłam, kłamiąc jak z nut i
pociągnęłam go za rękaw płaszcza do środka.
-Nie, najpierw odbierzesz- powiedział
zatrzymując mnie w połowie drogi przez korytarz.
-Co?
Wyciągnął telefon z kieszeni i po kliknięciu na
nim palcami, przyłożył go do ucha. Usłyszałam znajomy dzwonek, dochodzący z
mojego pokoju.
-Ty chyba sobie żartujesz!- wyrzuciłam ręce w
powietrze.
-Drugi sygnał.
-Jesteś głupi.
-Trzeci sygnał.
-Harry…
-Czwarty.
-Poważnie?- jęknęłam.
W odpowiedzi kiwnął głową na tak.
-Faceci- westchnęłam ciężko. –Jak ich
zrozumieć?- mruknęłam pod nosem, tym samym powodując uśmiech na twarzy
chłopaka.
Przekroczyłam próg mojego pokoju i złapałam za
buczące urządzenie.
-Halo?
-Za późno, sekretarka- krzyknął z korytarza,
gdzie został.
-Nie wiesz, że do kobiet dzwoni się zawsze dwa
razy? Jedno połączenie może nie starczyć, żeby odnaleźć telefon w torebce-
odpowiedziałam, podchodząc do framugi, opierając się o nią bokiem tułowia.
Założyłam ręce na piersi, czekając na odpowiedź.
Styles ponownie wybrał coś na dotykowym
telefonie i przyłożył do ucha.
-Niall, zaraz będziemy… Okej…- mruknął i
zakończył połączenie.
-Niall?
-No tak, zabierze potem samochód z lotniska.
Ubieraj się, a ja wezmę twoje rzeczy- powiedział tonem niecierpiącym sprzeciwu.
-Tak jest, sir- odrzekłam i wciągnęłam na nogi
jesienne botki, a następnie zarzuciłam na ramiona brązowy płaszcz. Wzięłam
także rękawiczki, pogoda nie rozpieszcza ostatnio, więc lepiej nie marznąć.
Harry wyłonił się z mojego pokoju z moimi
pakunkami w rękach. Wszystkie były zapięte. Niemożliwe, no niemożliwe po prostu!
Czyli tylko ja nie umiem zasunąć odpowiednio suwaków?
-Tylko tyle?- zapytał, zerkając jeszcze za
siebie, chcąc się upewnić, czy to faktycznie wszystko.
-Tylko? Spakowałam rzeczy na co najmniej miesiąc,
a przecież jedziemy zaledwie na weekend. Powinnam raczej wziąć 1/8 tego o
tutaj- machnęłam ręką w jego stronę.
Zaśmiał się. To nie było śmieszne, co nie? Czy
było?
-Uwierz, to jest mało. Już nie dramatyzuj,
chodźmy- powiedział, zmuszając mnie do wyjścia z apartamentu. Zamknęłam drzwi
na klucz i ruszyliśmy schodami w dół, a potem na lotnisko.
Pierwsza? Zatem nie mogę przegapić tego i muszę zostawić po sobie ślad.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ciebie i to opowiadanie, od którego się uzależniłam. Często wchodzę i sprawdzam, czy dodałaś coś nowego. Historia Stelli jest niesamowita, a Ty masz wielki talent, naprawdę. Dzięki Tobie, sposobie, którym piszesz widzę doskonale w wyobraźni każdą sytuację, miejsce, w których dzieje się akcja.
Na dodatek ten trójkąt miłosny Harry-Stella-Louis... Boże, jesteś genialna. Jestem Twoją ogromną fanką. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części i..cóż, nie wiem której parze kibicować.. Stella będzie musiała podjąć ciężką decyzję..
Dziękuję za wszystkie emocje wyzwalane we mnie dzięki temu, co piszesz. Pozdrawiam
LouLou
świetny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńJak mi sie przypomina to w nastepnym rozdziale bd wiecej akcji z harrym jeju chce juz nowy napisz szybko pliskaa ❤️ @swagbieberbitch
OdpowiedzUsuńCzy... Czy ty naprawdę chcesz zginąć z moich rąk??
OdpowiedzUsuńJEZU JAKIE MIALAM FEELSY a to byl tylko sen!!
Jdjdvfdnkdjdnsiffjjdi
okej Harrella jest calkiem fajna, ale... Grr
Wgl to zdanie Jane "Wiedziałam, że coś się kroi, no wiedziałam" haha tak bardzo w moim stylu xd
Nie no louella dream made my... night xd
Co do harelli jejusiu juz myslalam, ze Harry powie, ze on nie moze jechac i ona pojedzie z louuuu to by bylo takie cudowne *o*
Ale oczywiscie jedzie z Harrym, w sumie niezbyt duże zaskoczenie, tam mu pewnie powie, ze go kocha, będą razem a lou będzie cierpial -.- fbnxhsjsjs
LOUELLA FOREVA!
TEŻ TAK MYŚLAŁAM ALE SIĘ ZAWIODŁAM -.-
UsuńTy chcesz mnie przyprawić o zawał serca tą końcówką! Znaczy tą której nie czytałam xDDD Czekam na kolejny rozdział. Będę się normalnie o niego modlić, bo studencik pewnie czasu nie ma teraz ;___;
OdpowiedzUsuńDawno nic nie komentowałam, ale nadrabianie zaległości rozpoczynam od Ciebie :-) Z góry przepraszam, że tak okropnie opuściłam się w Twojej historii ;(
OdpowiedzUsuńSama jestem sobą zaskoczona. Z początku tak okropnie kibicowałam głównej bohaterce i Harry'emu, ale teraz po tym śnie, nie tylko poglądy Stelli się odmieniły, ale moje również. Nie wiem jak to się stało, że Tomlinson najbardziej zdołał mnie do siebie przekonać w momencie, w którym tak naprawdę go nie ma. To troszkę dziwne, I think.
Cóż.. Co do Styles'a.. Jeśli główna bohaterka naprawdę go kocha, to życzę im dużo szczęścia, ale obecnie bardziej Lou mnie do siebie przekonuje :)
Co do samych rozdziałów. To wiesz, że Cię kocham. Za charakter, charyzmę i sposób, w jaki potrafisz porwać czytelnika :) Uwielbiam Cię i jestem pewna, że nigdy się to nie zmieni :D Czekam na kolejne!
Moje uczucia będąc w połowie tego rozdziału musiały wyglądać jakoś tak: adiosgufobhufdbhjdlfkbfdnjhbuidfbhfdkjbfsdiobhsoflvbjsfvsbfisfuivbsilvsjndvsbsivusdknvjshbygsigvofslfvknasjvisuvhseovifgsvjsubipklvdjvbisdiupwhovsdvjsdf
OdpowiedzUsuńNaprawdę, doprowadziłaś mnie tym do szaleństwa, czytam i myślę że jeśli to sen, to ty jesteś martwa. I był sen, niestety wyczułam to i plus tego, że to nie było takim szokiem. Louis i Stella to idealnie połączenie, kurcze. Stella masz obok siebie dwóch wspaniałych facetów, i co tutaj zrobić.
Harry...? Harry jest tu słodki, zabawna sytuacja z tym telefonem, naprawdę mi się to podoba i ten całus, obok ust. No, no Styles zaczynam Cię coraz bardziej lubić..
Ale to nie znaczy, że odchodzę od Louelli Nigdy!
Życzę weny i z niecierpliwością, czekam na kolejny .... Usycham :c
! :) xxxxxxxxxx
H
OdpowiedzUsuńA
OdpowiedzUsuńR
OdpowiedzUsuńE
OdpowiedzUsuńL
OdpowiedzUsuńL
OdpowiedzUsuńA
OdpowiedzUsuńCzytam opowiadanie od początku, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji skomentować- po przeczytaniu jestem w zbyt wielkim szoku ! Nadrobię teraz i od razu pochwalę pomysł fejkowego chłopaka, suuper i jeszcze styl Twojego pisania, wspaniałe dialogi, to składa síę w idealną całość. Przyznam szczerze, że od początku kibicuję Harry'emu i Stelli i na razie zdania nie zmienię, chociaż wiem, że Lou nie jest jej do końca obojętny, mam nadzieję, że z H. wszystko jej síę ułoży :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest najlepszy komentarz w moim życiu, ale nadal żyję tym rozdziałem ;3
Wiedz, że na ten rozdział czekałam z ogromną niecierpliwością, ale do następnego już odliczam dni :))
TWOJA WIELKA FANKA - @KikaOfficial_
o kurde, ale się dzieję! Kocham to opowiadanie no!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, zresztą jak wszystkie pozostałe. Komentuje tutaj pierwszy raz, bo nie dawno przeczytałam wszystkie twoje rozdziały :) Ktoś mi polecił twojego bloga i się nie dziwie, bo jest wspaniały.
A więc co do Jane... Kocham tą niecierpliwą wariatkę :D Gdy był ten pocałunek Stelli i Louisa... Uff na szczęście to był tylko sen. Wielka ulga.
Kurde, czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Jestem ciekawa, czy Stella wyzna mu w końcu, że jest w nim zakochana? Ugh, to mnie męczy. Oby Lou się nie wpitolił znów :D
Czekaj, czekaj za każdym razem wcinałaś coś w opowiadanie, a teraz tego nie ma... tzn czytam rozdział a nagle 'Cześć, tutaj od autorki: napiszcie w komentarzu np. cukierek' a teraz tego nie ma, a chciałam już pisać! :D No nic, czekam na następny.
Twoja nowa fanka tego opowiadania - Juliett ^^
Pozdrawiam! xoxo
JA TAK BARDZO CHCĘ, ŻEBY ONA BYŁA Z LOU, ŻE JA NIE MOGĘ!!! ALE NIE TRACĘ NADZIEI XX
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę super :) Nie będę tam się kłócić o to, z kim chcę żeby była Stella, bo tylko do ciebie należy decyzja, ale nie kryję,że aż się we mnie zagotowało, kiedy czytałam sen Candy. ;) Już się nie mogę doczekać tego sam na sam Stelli i Harry'ego (sam na sam + kochani rodzice, oczywiście) ;) A ten pomysł z krzyżówką (sama nie wiem, dlaczego) bardzo przypadł mi do gustu :D też lubię rozwiązywać krzyżówki
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;**
http://just-like-a-mirror.blogspot.com/
Bardzo ciekawe opowiadanie, dużo akcji i długie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie: http://i-knew-you-were-trouble.blogspot.com/